Przepłynęli na skuterach 2 tys. km w ekstremalnych warunkach. Dla dzieci z olimpiad specjalnych [ZDJĄCIA]
Dariusz Gryt i Jacek Biskupek czyli para prawdziwych bohaterów.
Rybniczanie Dariusz Gryt i Jacek Biskupek postanowili opłynąć Polskę na skuterach wodnych. Trasa miała początkowo liczyć 2,5 tys. km. Ostatecznie zakończyło się na 2 tys., ponieważ z powody powodzi zamknięta dla żeglugi zastała Odra. Co ważne podczas projektu Płyniemy Polsko zbierane były środki finansowe na specjalistyczny sprzęt do nurkowania dla dzieci z porażeniem mózgowym i autyzmem.
Motorowodniacy Moto H2O Rybnik Yacht Club Rybnik wyruszyli na trasę 28 kwietnia. Najpierw zmierzyli się z Wisła, potem Morzem Bałtyckim, a następnie Odrą. W niedzielę, 7 maja pojawili się na wodach Zalewu Rybnickiego, żeby symbolicznie zakończyć tegoroczną edycję projektu, bo jak zapowiedzieli, będzie ona kontynuowana.
Na przystaniu przy Fundacji EDF bohaterów witał m.in. Piotr Kuczera, prezydent Rybnika, Jan Makowski, prezes fundacji EDF Polska oraz członkowie Promyka, klubu Olimpiad Specjalnych. Wszyscy gratulowali uczestnikom wytrwałości, nowego rekordu i celu, w jakim tego dokonali.
BOHATEROWIE MAJĄ GŁOS
Darek Gryt
Przepłynięcie całej trasy było męczące, nie można powiedzieć, że to była rekreacja. Początek był już niezmiernie trudny, ponieważ powódź na Wiśle sprawiła, że musieliśmy płynąc praktycznie na czole fali powodziowej. Wszystkie dopływy naszej największej rzeki mocno ją wzburzały. Pływanie w takich warunkach było porównywalne z pływaniem po morzu, ponieważ robiła się cięta fala, a to jest najtrudniejsze do pokonania, jeszcze takim lekkim skuterem, który nie przecina fal. Non stop musieliśmy być skupieni. Było też dużo przeszkód pod lustrem wody. Wyprawa była też wyczerpująca fizycznie, ale do tego byliśmy przygotowani. Pomagało nam nasze opływanie, bo prawda jest taka, że ze sprzętem motorowym się nie wygra, trzeba z nim współpracować i tylko wtedy można coś osiągnąć. Można powiedzieć, że było trudniej niż się spodziewaliśmy, wszystko przez pogodę. Fala powodziowa na Wiśle, sztorm na morzu – było ekstremalnie.
Jacek Biskupek
Dla mnie najtrudniejszy moment to płynięcie po morzu, z Zatoki Gdańskiej do Sopotu. Pierwszy raz pływałem po morzu i to też miało znaczenie. Było niebezpiecznie i nie będę ukrywał, że się przeraziłem. Odpuściłem jeden etap, ale drugi, z Serbinowa do Szczecina, już przepłynąłem. Najfajniejsze momenty to te, gdy płynęliśmy po spokojnej rzece, można było podziwiać widoki. Było jednak tego bardzo niewiele. Bardzo mile wspominamy spotkania z ludźmi. Było dużo fajnych sytuacji. Podpływali do nas np. kajakarze, którzy wiedzieli o naszej akcji. Za rok popłyniemy jeszcze raz, żeby pobić rekord i dokończyć pętlę, którą sobie zaplanowaliśmy.
Kornel Pająk, koordynator akcji
Początkowo myśleliśmy, że to będzie jednorazowy projekt „Płyniemy Polsko”. Gdy zdecydowaliśmy się jednak połączyć to z akcją charytatywną, zdecydowaliśmy, że cała akcja będzie trwała. Spróbujemy wszystko rozbudować w przyszłym roku. Jeżeli chodzi o tegoroczną trasę, to spotykaliśmy się z samą życzliwością, nie było żadnych problemów. Darek i Sławek byli witani bardzo miło, czasem nawet pojawiały się osoby na brzegu z pierogami. Inna sprawa to aura. Projekt codziennie był zagrożony. W Krakowie, miejsce gdzie miało być rozłożone miasteczko, zostało zalane. Nie było wiadomo, czy będziemy mogli w ogóle wypłynąć na Wisłę. Nad morzem była niesamowita zawierucha. Gdybyśmy byli tam jeden dzień później, nie byłoby możliwości, aby płynąć. Na koniec powodzią przywitał nas Wrocław i zamknięto nam trasę. Najważniejsze jednak, że już teraz zebraliśmy środki pozwalające na zajęcia z dziećmi niepełnosprawnymi przez rok. Mamy również zagwarantowany sprzęt, potrzebny do rehabilitacji na basenie. Mamy również zagwarantowane finansowanie, na pół roku, kosztów związanych z wolontariuszami.
Wielki szacun.