Pieniądze na ochronę zabytków - ponure żarty z historii Raciborza
Zaniedbane, zapomniane – zabytki Raciborza popadają w ruinę. Potrzeby są ogromne, ale pieniędzy na ich renowację przeznacza się bardzo niewiele. Głos tych, którzy upominają się o niemych świadków historii Raciborza, jest ledwie słyszalny. Pomniki pamiętające dni chwały naszego miasta przegrywają walkę o pieniądze z koncertami gwiazd, czy zakupem kalendarzy, kubków, koszulek i długopisów.
Brak wizji i wypalenie zawodowe?
O zaproszenie Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków do dyskusji na temat ochrony zabytków w naszym mieście bezskutecznie zabiega radny Leszek Szczasny. Bardzo krytycznie ocenia on działalność wojewódzkiego oraz miejskiego konserwatora zabytków, a także władz Raciborza z prezydentem Mirosławem Lenkiem i Wojciechem Krzyżekiem na czele. L. Szczasny zarzuca im brak wizji, co szczególnie widać na rynku oraz ulicy Długiej. Marzą mu się utrzymane w jednakowej stylistyce szyldy oraz ogródki piwne. Pierwsze rozwiązanie wprowadzają w historycznych centrach miast kolejne samorządy, drugie możemy zobaczyć w pobliskim Rybniku, gdzie te kwestie uregulowano już w 2015 roku. – Prezydent i wiceprezydent tego nie chcą. Wolą zostawić przedsiębiorcom wolną rękę i kończy się tak, że ktoś robi cepelię w chamskim stylu, czy remont księgarni z oknami „ni przypiął, ni przyłatał” – mówi zirytowany radny.
Zdaniem Szczasnego, Joanna Muszała-Ciałowicz wypaliła się już na stanowisku miejskiego konserwatora zabytków. – Nie podchodzi do tego z sercem. Traktuje te zabytki inwentarzowo, jak zapisy na kartkach. A tu trzeba czuć to miasto, mieć do niego szacunek, nie pozwalać zabytkom ginąć i popadać w zapomnienie. Wiele z nich straciliśmy bezpowrotnie, dlatego o te drobne ślady historii powinniśmy dbać – dodaje L. Szczasny.
Gdy pytamy go o niewielki budżet jakim dysponuje miejski konserwator zabytków przyznaje, że powinien on zostać przynajmniej podwojony, ale sam konserwator powinien starać się również o pozyskiwanie środków ze źródeł zewnętrznych.
Wojtek Żołneczko
Co po nas zostanie?
75 tysięcy złotych przeznaczane przez władze na ochronę zabytków w mieście, które w tym roku obchodzi jubileusz 800–lecia praw miejskich, wygląda jak ponury żart. To prawie tyle, ile gwiazda koncertu wieńczącego Dni Raciborza czy strażacki memoriał bierze za półtoragodzinny występ. To mniej więcej tyle, ile władze Raciborza przeznaczą w tym roku na zakup koszulek, długopisów, kubków i kalendarzy. Są jeszcze tysiące złotych wydawane na kręcenie filmików i spotów, których nikt potem nie ogląda. Zręczny marketingowiec z Gazety Wyborczej, pomimo tego że budżet jest już dawno uchwalony, potrafi z dnia na dzień przekonać nasze władze do wydania 18 tys. zł na udział w medialnym projekcie.
Dawne pokolenia raciborzan pozostawiły po sobie gmachy pięknych kościołów, bogato zdobione kamienice, linie kolejowe oraz grobowce, w których spoczęły. Po nas zostaną osiedla z wielkiej płyty i klocek na rynku. Te budowle nie przysporzą nam chwały. Skoro sami nie potrafimy wznieść się na wyżyny, postarajmy się chociaż o uszanowanie owoców pracy i miejsc pamięci naszych wielkich poprzedników.
Wojtek Żołneczko
Ludzie
Podróżnik, były radny Gminy Racibórz.
Przewodniczący Rady Miasta Racibórz, były prezydent.
Zastępca Prezydenta Wodzisławia
Panie Redaktorze, po na a raczej po Lenku pozostanie klocek nad odrą, świadectwo niekompetencji i braku nie tylko wyobraźni a raczej wizji na to jakie to miasto ma być.