Jak złodziej wiaduktu chciał nabrać straż i policję
Sąd Rejonowy w Wodzisławiu Śląskim wznowił proces w sprawie kradzieży wiaduktu w Mszanie. Przesłuchany ma być jeszcze jeden świadek.
W poniedziałek sąd miał odczytać wyrok w sprawie Thomasa C. oskarżonego między innymi o kradzież stalowego wiaduktu w Mszanie. Sąd na przedostatniej rozprawie oddalił kolejne wnioski dowodowe zgłoszone przez Thomasa C. i jego obrońcę, stwierdzają, że w oczywisty sposób zmierzają do przewlekania procesu. Swoje mowy końcowe wygłosił prokurator, oskarżyciel posiłkowy oraz obrońca oskarżonego. – Społeczna szkodliwość czynu mojego klienta jest znikoma. Tak naprawdę wyświadczył przysługę PKP demontując im wiadukt. Świadczy o tym postawa PKP, która nie jest zainteresowana udziałem w procesie, a która miała rzekomo ponieść szkodę – tłumaczyła mecenas. 20 czerwca o godzinie 8.20 w wodzisławskim sądzie miał być ogłoszony wyrok. Sąd jednak nieoczekiwanie wznowił przewód sądowy, chcąc przesłuchać jeszcze jednego, istotnego dla sprawy świadka. Thomas C. konsekwentnie nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Obecnie twierdzi, że został wprowadzony w błąd, przez nieustaloną osobę, która zleciła mu demontaż wiaduktu.
Przypomnijmy, chodzi o zuchwałą kradzież stalowego wiaduktu w Mszanie i próbę kradzieży kolejnego zlokalizowanego nad ul. Moszczeńską. Poszkodowani to PKP, właściciel punktu skupu złomu, firma Tauron oraz podwykonawcy, którzy cięli wiadukt. – Zadzwoniła do mnie szefowa, że nam wiadukt ukradli – zeznaje przed sądem Józefa T., przedstawiciel spółki PKP. – Przyjeżdżam na miejsce a tam przy wiadukcie burmistrz i policja. Śmieję się, widząc wiadukt, że chyba jednak nie ukradli. Na to burmistrz mówi, żebym się przeszła kilkaset metrów to zobaczę, że nie ma sąsiedniego wiaduktu. My na takie prace przetargi organizujemy. To cała procedura – mówiła przed sądem. W sumie do huty trafiło blisko czterdzieści ton elementów z wiaduktu. Poszkodowany w sprawie to właściciel punktu skupu złomu Tomasz L., który w dobrej wierze skupował złom.
Biznesmen przekazał Thomasowi C. trzy zaliczki w kwocie 20 tysięcy złotych każda oraz jedną w wysokości 10 tysięcy. – Na każde brałem pokwitowanie. Oskarżony przystawiał na nich pieczątkę firmy A. – dodaje. Współpraca z Thomasem C. szła sprawnie. Za pierwszy most Tomasz L. otrzymał 35 tysięcy złotych. Dlaczego więc przekazał Tomaszowi C. aż 70 tysięcy złotych w gotówce? – W perspektywie był demontaż jeszcze jednego wiaduktu, w okolicach ulicy Moszczeńskiej. Ten wiadukt miał być trzykrotnie cięższy, a więc w perspektywie był większy zysk – mówi przedsiębiorca. Drugi z obiektów miał być rozbierany nocą, z uwagi na ruch na drodze nad którą przebiegał. Do jego demontażu zaangażowano nawet policję, która miała zabezpieczać miejsce robót oraz straż pożarną, która miała oświetlać teren. – W pewnym momencie urwał mi się kontakt z Tomaszem C., zacząłem nabierać podejrzeń. Zadzwoniłem do firmy A. okazało się, że nikt taki tam nie pracuje. Zgłosiłem się na policję – wspomina Tomasz L.
(acz)