Życie uczyniło ją twardą jak skała
Franciszka Karwot ze Skrzyszowa 4 lipca świętowała swoje 102. urodziny.
Nie znała strachu
Przez 5 długich lat Franciszka musiała więc radzić sobie sama, razem z małą córką, w warunkach coraz uciążliwszej niemieckiej obecności, następnie ciężkich walk frontowych w wyniku, których w jej dom wjechał niemiecki czołg, i kolejnej uciążliwiej obecności nieproszonych gości, tym razem ze wschodu. - Nie było nikogo do pomocy. Zostali jedynie starzy rodzice. I ja z małym dzieckiem. Końmi na pole z dzieckiem. Potrafiłam zabić i oprawić świnię, choć Niemcy zabraniali uboju, bo mięso musiało trafiać na potrzeby wojska. Ze wszystkim dałam sobie radę sama – opowiada pani Franciszka. - Babcia nie znała strachu. A może się bała, ale się nie przejmowała. Do dziś zbytnio się wieloma rzeczami nie przejmuje – dodaje wnuczka.
Ratowała bez kalkulacji
Pani Franciszka nie kalkulowała, kiedy jedna z mieszkanek Skrzyszowa w czasie wojny poprosiła ją o pomoc w sprawie jedynego syna. Ten został powołany do Wehrmachtu i trafił na wschodni front. Kiedy przyjechał do domu na przepustkę, nie chciał już wracać do wojska. Ukrył się w stojącym na skraju lasu gospodarstwie pani Franciszki. Podobnie jak przybysze z sąsiedniej Mszany. - Ci akurat nie pytali się, czy mogą się u mnie ukryć. Pochowali się w stodole. Jeden taki ze wsi doniósł, że ktoś się u mnie ukrywa. Przyjechał cały samochód niemieckich żołnierzy. Chcieli przeszukać całe gospodarstwo. Powiedziałam, że nie wiem czy ktoś się u mnie ukrywa, czy nie. Na szczęście, żołnierze przeszukując stodołę spostrzegli misę śliwek, które naszykowała mi teściowa do zaprawiania. Dobrali się do tych śliwek i na tym ich poszukiwania się zakończyły – wspomina pani Franciszka. Dziś mówi o tym spokojnie, ale warto przypomnieć, że ukrywanie w czasie wojny kogokolwiek, zwłaszcza dezerterów było aktem wielkiej odwagi. W najlepszym wypadku groziło za to zesłanie do obozu koncentracyjnego.
Kozie mleko na zdrowie
W sumie niedawna solenizantka dochowała się 4 córek, 11 wnucząt, 13 prawnucząt i 6 praprawnucząt. Od wielu, wielu lat jest wdową. Jej mąż zmarł w 1973 r. A jej recepta na długowieczność? - Kawałek dobrej kiełbasy, trochę mleka, zwłaszcza koziego. I czasem kieliszek czegoś mocniejszego. Babcia nie lubi natomiast warzyw i zup, bo twierdzi, że w czasie wojny dość się ich najadła – opowiada wnuczka Katarzyna.
Artur Marcisz
Dwieście LAT !!! Babcia nie wygląda na swoje lata i niech się trzyma w zdróweczku :)