Bezmiar ludzkiej życzliwości
Najważniejszą rzeczą było mieć własne gumowce i dużą dawkę optymizmu. Reszta pozostawała w rękach ludzi dobrej woli, na których powodzianie mogli liczyć. Takiego bezmiaru wody i takiego bezmiaru ludzkiej solidarności „Dziesiątka” z Ostroga już nigdy nie doświadczyła.
Dla powodzian mamy morze
W sekretariacie ratowano przede wszystkim arkusze ocen. Suszono je na trawie przed szkołą, a jeśli nie dało się czegoś uratować, to przepisywano, dzięki czemu zachowały się niemal wszystkie arkusze od 1945 roku. Ocalały też teczki osobowe pracowników, które poukładane zostały na górze szafy. Zamokły tylko akta obecnej dyrektor Ewy Konopnickiej, które najwidoczniej leżały na niższej półce. Przez pierwsze dwa miesiące wszystkie pisma pisano ręcznie, gdyż komputer, tak jak całe wyposażenie sekretariatu, został zalany. Dopiero wtedy można było docenić zdobycze techniki.
Podczas gdy jedni pracowali, inni ich wizytowali. Przyjeżdżały władze rządowe, samorządowe, kuratoryjne, a w sierpniu szkoła gościła premiera Cimoszewicza. Zadeklarował pomoc finansową i obietnicy dotrzymał. Placówka dostała milion czterysta tysięcy złotych dofinansowania i rozpoczął się potężny remont. Dla uczniów i ich nauczycieli wygospodarowano w tym czasie boczne skrzydło w SP 18, gdzie podopieczni szkoły specjalnej spędzili kolejny rok szkolny. – Było nam dosyć ciasno, więc często wyjeżdżaliśmy z uczniami na zielone szkoły. Ja miałam grupę, z którą trafiłam do Mielna. Była z nami dziewczynka z Grzegorzowic, która pierwszy raz w życiu zobaczyła morze. Weszła na plażę, popatrzyła przed siebie i powiedziała: tu jest tak samo jak u nas podczas powodzi, tylko świnie na płotach nie wiszą – opowiada Grażyna Płonka.
Inne humorystyczne zdarzenie wspomina Henryka Białuska: Po powodzi przyszedł mnie odwiedzić dyrektor „Trzynastki” Edward Szot i mówi: powiedz mi co ty jeszcze planujesz, bo starą szkołę na placu Mostowym wyburzyłaś, tę przy Królewskiej zatopiłaś, a teraz bierzesz się za „Osiemnastkę” – mówi ze śmiechem pani Henryka.
Pierwsze wakacje po powodzi pracownicy „Dziesiątki” spędzili już na Królewskiej, by przygotować placówkę do nowego roku szkolnego. – Trzeba było poustawiać meble i pomoce naukowe, oznaczyć drogi ewakuacyjne, przenieść wszystkie uratowane dokumenty i zagospodarować całą przestrzeń. – Tym razem podchodziliśmy do wszystkiego z dużą dawką optymizmu i humoru, bo wracaliśmy po roku do siebie. Wszystkim chciało się pracować – tłumaczy Henryka Białuska i dodaje, że jedyną dobrą rzeczą, która zdarzyła się podczas powodzi było to, że zalało starą kotłownię. Dzięki temu skończyły się problemy szkoły, bo podłączono ją do ogrzewania miejskiego.
Kiedy w 2010 roku szkoła dostała zawiadomienie o zagrożeniu powodziowym, placówką kierowała już jej obecna dyrektorka Ewa Konopnicka. – Za zgodą kuratorium odwołaliśmy na jeden dzień zajęcia w szkole. Dzięki temu mogliśmy się ubiegać o środki z programu unijnego, które przyznawano szkołom, mającym zaległości programowe wynikające z uwarunkowań pogodowych. U nas tych zaległości nie było zbyt wiele, ale napisaliśmy projekt i dostaliśmy dofinansowanie na pomoce dydaktyczne i realizację dodatkowych zajęć – tłumaczy pani Ewa.