Dyrektor Rudnik: Kontraktowanie to moja działka. Pomocy nie potrzebuję
3 pytania do Ryszarda Rudnika - dyrektora szpitala w Raciborzu.
– Po 10 latach pańskiej pracy w roli szefa lecznicy znalazła się ona w bardzo trudnej sytuacji finansowej (roczna strata ma wynieść 8 mln zł – red.). Zaczynał pan w warunkach wysokiej zyskowności placówki. Co się popsuło?
– Przed 10 laty szpital przeszedł gruntowne zmiany i działał na plusie. 2 lata takiej działalności zastopował jeden ruch ówczesnych rządzących państwem, który zniweczył wszystko co wypracowaliśmy. Mieliśmy pięknie zrobioną restrukturyzację. Wynik finansowy z 2007 roku wyniósł ponad 1 mln zł zysku przy 5 mln zł amortyzacji. Rok później zysku było 660 tys. zł, a 5,2 mln zł – amortyzacji. Można było się rzucać pieniędzmi. Jednak w tym było już 5,3 mln zł, za które kazano nam podnieść wynagrodzenia personelu. W 2009 roku wrzucono nam to do kontraktu i wyszło 6,8 mln zł straty. Można powiedzieć, że ten „ogon” ciągnie się za nami do dziś.
– Odkąd pan jest dyrektorem, w strukturze szpitala nie ma już specjalisty, w randze wicedyrektora, który zajmowałby się tylko pozyskiwaniem jak najwyższego kontraktu. Czy taka zmiana nie zaważyła na kondycji finansowej placówki?
– Mi nie jest potrzebny nikt taki do pomocy. Zostawiłem tę działkę sobie. Są to sprawy zbyt ważne żeby je odpuszczać natomiast nie są one tak absorbujące by zatrudniać kogoś tylko do ich załatwiania. Chodzi także o oszczędności. Mamy cały dział, który zajmuje się kontraktowaniem. Sprawami związanymi z kontraktami i aneksami zajmuję się osobiście albo kogoś upoważniam.
– Jak pan przekona wątpiących w pańskie umiejętności, gotowych twierdzić, że gdyby u pana boku jednak był ekspert to na Gamowską trafiłoby więcej pieniędzy niż teraz?
– Myślę, że tak by się nie stało. Był taki okres czasu, gdy takie intensywne działania w zabieganiu o wysokość kontraktu mogły być skuteczne. Liczyły się wtedy starania indywidualne, negocjacje. Dziś większość spraw jest mocno sformalizowanych. W NFZ starają się wszystko układać w sposób zunifikowany. Jak płacą za coś, to płacą wszystkim w określonym procencie. Kiedyś swoboda działania dyrektora była inna. Przez 10 lat odkąd jestem dyrektorem kontrakt wzrósł poważnie, o około 70%. W 2007 roku wyniósł 41 mln, a za 2016 rok – 63 mln zł. Też trzeba o to zabiegać, bo pieniądze z NFZ same nie przyjdą jeśli się człowiek nie upomni.
Ludzie
Dyrektor Szpitala Rejonowego w Raciborzu
kontrakt faktycznie wzrósł -bo zmieniły się zasady rozliczania( weszły Jednorodne Grupy Pacjentów i rozliczeniue pounktowe w miejsce płacenia ryczałtem tak samo za kazdą hospitalizację w oddziale).Ten sposób rozliczania pozwolił na wzrost kontraktu ale wymuszał tez na szpitalu "uwazność" w sprawozdawczosci.Dlatego mozna było "popłynąć finansowo "na REALIZACJI KONTRAKTU /Jak w 2007 roku było tyle pieniedzy w szpitalu to czemu ich nie inwestowano w rozwój szpitala -tylko sprzedano stacje dializ i oddano za darmo wyszkolonych pracowników do firmy.potem powtórka z kardiologią a ostatnio z radiologią..Ale przynajmniej po 10 latach dyrektor przyznał,ze dostał szpital w swietnej kondycji finansowej .
W artykule w którym była mowa o napiętej sytuacji w Szpitalu obwinia się NFZ o słabe finansowanie. W tym artykule czytam że kontrakt poważnie wzrósł. Istny kogel-mogel. O co w tym wszystkim chodzi?
Ja pitolę, ja słuchać tego gadania nie mogę. Wszyscy inni winni! No tak, a personel powinien przecież pracować za darmo, a najlepiej żeby jaśnie władcę całowano po rękach za łaskę pracy... Koleś dawno powinien zostać zwolniony... Przejąć szpital na plusie, puścić szpital w ciągu dwóch lat w milionowe długi... Może jakąś nagrodę mu jeszcze przyznać? Przedsiębiorcy dziesięciolecia, który na wszystkim zna się najlepiej sam...
Dyrektor zwiększył kontrakt? szkoda ze tak rentowność szpitala obniżył.Na szczęście dostawcy szpitala nie mają powodu do narzekań.