Tłumy na spotkaniu w RCK ws. asfaltowni. Mieszkańcy przeciwni planom urzędu miasta
Dla wszystkich chętnych zabrakło dziś krzeseł w sali na piętrze Raciborskiego Domu Kultury. Raciborzanie przyszli zaprotestować ws. przenosin asfaltowni z Płoni do Nowych Zagród w rejon zakładów Henkla.
Materiał wideo:
- Nie możemy ufać ani władzom miasta, ani zarządowi spółki. Obserwujemy was pilnie od dwóch lat. Nie krzyczymy. Daliśmy wam czas. Mówiliśmy o kwietniu 2016 roku. Jesteśmy cierpliwi. Mieliśmy rozmowę z prezydentem. Byliśmy tam namawiani do niewłaściwej rzeczy. Nie powiem o tym, tak się umówiłem. W listopadzie 2017 roku dyskusję zaczynamy od nowa. Cieszę się, że są tu dwie dzielnice miasta. Nie zostaliśm z otaczarnią sami. Musimy dać naszej władzy sygnał, nasze zdanie - zaznaczył K. Grad. Uznał spotkanie za poznanie opinii stron. - Nie ma głosu by otaczarnia została w granicach miasta. Jesteśmy obywatelami tego miasta, właścicielami jego. Także tej spółki. My decydujemy o losach PRD. Konieczne jest zdecydowanie. Nie przedłużajmy spotkania bo nie chcemy tej instalacji w Raciborzu. Jest jeszcze kwestia przyszłości PRD. Moje zdanie: należy w ekspresowym tempie poszerzyć wyobraźnię władz i spółki. Co jest możliwe? Da się zamknąć i shermetyzować. Tylko to kosztuje. Przenieść do strefy 30-40 km tam gdzie będzie dopuszczona. Są takie strefy. Blachownia w kędzierzyńskiem. Nie mamy pola manewru, nie możemy dać innego sygnału - kontynuował.
Mirosław Lenk powiedział, że zgadza się z większością tez. - Nie zlekceważyłem tematu. Dwa lata to nie jest realny termin na przenosiny firmy. To za krótko, potrzeba zmian w planie zagospodarowania. To spotkanie jest dowodem na nielekceważenie. Poszukwałem miejsca i jak widzę, znalazłem problem - stwierdził prezydent.
Lenk zapowiedział, że gmina nie będzie brała kredytu na przenosiny otaczarni poza miasto. - To nie ma sensu. Upadek spółki? Nie jest prawdą, że chodzi o paru pracowników. To może być zakład budżetowy zamawiający duże roboty na zewnątrz - dodał włodarz.
- Ważne, jest to na co się godzimy. Chcemy żyć zdrowo czy utrzymywać te miejsca pracy - skończył M. Lenk.
Andrzej Morański na koniec pytał kto zapłaci za jego ryby i pszczoły. - Gmina poniesie jeszcze dodatkowe koszty - oznajmił.
Spotkanie zakończył po półtorej godzinie przewodniczący Henryk Mainusz.
Wkrótce więcej informacji. Zapis ze spotkania powstaje na bieżąco.