Lis złapany, wszyscy cali i zdrowi [ZDJĘCIA]
Jak co roku Stowarzyszenie Hodowców i Miłośników Koni Mustang zorganizowało zakończenie sezonu jeździeckiego, połączone z Hubertusem, czyli tradycyjną pogonią za lisem.
Pogoń za lisem odbyła się 21 października na polanie Jana i Lidii Marcolów w Krostoszowicach, a zakończenie sezonu na terenie rekreacyjnym przy miejscowym Orliku.
Oczywiście na polanie nikt prawdziwego lisa nie gonił. Chodziło o złapanie lisiej kity, przyczepionej do ramienia jeźdźca, który w poprzednim roku złapał lisa. Zasady były proste: lisa można było łapać, tylko galopując za nim, ze względów bezpieczeństwa zabronione było najeżdżanie z przodu i boku. Uciekający jeździec mógł chronić się „lisiej norze”, czyli wytyczonej przez organizatorów strefie, w której nie mogli go atakować i gonić pozostali jeźdźcy.
Impreza cieszyła się niemałym zainteresowaniem. Na polanie państwa Marcolów zameldowało się 25 jeźdźców, na różnej maści wierzchowcach. Prezes Mustanga Małgorzata Mnich przypomniała tradycje związane z Hubertusem. Później jeźdźcy ruszyli na przejażdżkę do lasu, po czym wrócili na polanę. Tu zaś odbyły się dwie gonitwy. W pierwszej udział wzięli młodsi jeźdźcy, galopujący na kucach. Uciekająca Marlena Maksik długo broniła się przed zakusami, ścigających ją – tak się złożyło – koleżanek. W końcu jednak osaczona musiała ulec, a lisią kitę zdobyła Natalia Macha.
Znacznie liczniejsza była gonitwa dużych koni. Uciekającym był Andrzej Bura. Doświadczony jeździec sprawnie manewrował po polanie, starając się trzymać goniących go z dala od ramienia, do którego przyczepiona była kita. W końcu największym sprytem wykazał się Maksymilian Galda.
Gonitwa odbyła się w trudnych warunkach, na podmokłym podłożu. Nie licząc lekkich otarć, na szczęście odbyło się bez poważniejszych kontuzji.
(art)