Recepty na dobre i odpowiedzialne życie
Rozmowa z ks. dr hab. Arkadiuszem Wuwrem, który został wyróżniony tytułem Gorzyckiej Perły.
Czym jest dla księdza wyróżnienie Gorzycką Perłą?
– Przede wszystkim wielkim zobowiązaniem, bo zdaję sobie sprawę, że moje zasługi dla Turzy, dla tej ziemi są niewielkie w porównaniu z tymi osiągnięciami, które mają na swoim koncie wcześniejsi laureaci tego wyróżnienia. Traktuję to wyróżnienie jako zwrócenie uwagi na to, jak bardzo kocham tę ziemię, docenienie tego, że staram się na rzecz tej ziemi działać. Jest to też wyznaczenie kierunku i zadanie dla mnie, by promować tę ziemię, ludzi i uczyć też lokalnego patriotyzmu, bo nie ma piękniejszego miejsca na ziemi, niż to, w którym się urodziliśmy i wzrastaliśmy.
Powiedział ksiądz podczas swojego przemówienia, że najpierw uczył się jak dobrze żyć, a teraz sam uczy tego, jak dobrze żyć, jak budować dobry dom. Jaka jest ta recepta?
– Ja jestem przekonany, że nie można dać tego, czego się nie ma, bo wtedy prędzej czy później wyczują w nas fałsz. Najpierw więc trzeba się samemu nauczyć i samemu się ćwiczyć w tym, co się później chce przekazywać innym. To jest dewiza, która towarzyszy mi od początku, w zasadzie od domu rodzinnego. Nawiązując do tego budowania domu to myślę, że każdy na swój sposób buduje dom. Przyszłość należy do tych, którzy są zakorzenieni. Wagabundzi już w średniowieczu byli uważani za tych, którzy nigdy nie będą szczęśliwi, bo przenoszą się z miejsca na miejsce. Seneka mówił, że jeśli ktoś nie jest zakorzeniony, to tak jakby się nieustannie wiercił w łóżku w poszukiwaniu dobrej pozycji do spania i zawsze będzie niezadowolony, będzie taki nie na miejscu. Budowanie domu to jest takie zadanie życia. Budujemy ten dom w rodzinie, w pracy, w posłudze takiej jak moja, czyli w posłudze kapłańskiej.
Czasem można dom postawić według wszelkich prawideł sztuki architektonicznej. Ale jest on zimy. To tak jakby postawić prawidłowo komin, w którym nie ma cugu. Cała sztuka życia polega na tym, żeby zbudować dom, który jest ciepły. Mówiąc obrazowo, to taki dom, do którego jedzie się przez dziesiątki tysięcy kilometrów, żeby spędzić święta z najbliższymi. Nie jest to łatwe. Zadanie, które sobie postawiłem już dość dawno, jest takie, żeby w tych miejscach, w których jestem, do których Pan Bóg mnie posyła, uświadamiać to ludziom i pomagać im w budowaniu więzi. Bo taki dom buduje się na więziach, na relacjach, które łączą. To widzę jako takie swoje wielkie zadanie i jeśli zostało ono w jakiś sposób docenione, to bardzo się z tego cieszę.
Wspominał ksiądz o przodkach z Siedmiogrodu.
– W dzisiejszych czasach, kiedy mamy myślenie i pamięć chwilową, czyli od wydarzenia do wydarzenia, zanikło w nas takie umiejscowienie siebie w przestrzeni czasowej, tzn. że my jesteśmy tu i teraz, pomiędzy przeszłością a przyszłością. Zwykle przeszłość traktujemy tak, jakby w ogóle nie była dla nas ważna, a o przyszłości myślimy jedynie w perspektywie jakichś korzyści czy urlopu, który się tam gdzieś szykuje. A przecież pamięć o tym, co było, jest ważna, historia jest nauczycielką życia. Historie naszych przodków są przecież przepiękne, nadają się na scenariusz filmowy do Hollywood. I dzieją się tuż obok. Dlatego też kolejną sprawą, którą staram się zaszczepiać w ludziach, jest ważność każdego życia, umiejętność dostrzegania piękna w szczególe, w drobnym fragmencie życiorysu, ułamku jakiegoś wydarzenia. Dostrzegam to właśnie w historii mojej rodziny. Bardzo jestem ciekaw, skąd się wziąłem, ile pokoleń pracowało, cierpiało, kochało na to żebym mógł być. Dla mnie jest to bardzo cenne i wydaje mi się, że rodzi taką postawę wdzięczności. Jeśli ktoś jest wdzięczny, to znaczy, że dostrzega dobro. Wdzięczność się rodzi w odpowiedzi na dobro. Jeśli uważamy, że zostaliśmy obdarowani dobrem przez ludzi, Pana Boga, lub jak kto woli przez los, to wtedy ta wdzięczność pomaga nam żyć radośniej.