Lekcja niespełnionej miłości
Miłości nie da się tak, jak walentynkowych gadżetów ustawić na półce, a gdy się znudzą odłożyć na dno szuflady. Porywająca, nieprzewidywalna, obezwładniająca, a czasem niespełniona – bezpowrotnie utracona. Pomimo tego, tak naprawdę nieszczęśliwy jest nie ten, kto przeżył miłosny zawód, ale ten kto nie poczuł „motyli w brzuchu”.
Dawne listy, jak współczesne mejle
Pierwsze listy pani Elżbieta otrzymała, gdy pan Włodek trafił na dwa lata do wojska. Rozpoczął też naukę w podoficerskiej szkole lotniczej w Dęblinie, a następnie podjął pracę na lotnisku w Krakowie Balicach. Długie rozstanie rekompensowali sobie korespondencją, w której dzielili się swoją codziennością, samotnością, drobnymi radościami i smutkami. Listów było wiele. Potrafili pisać do siebie każdego dnia. – Bardzo to lubiłam, to były takie współczesne mejle. Choć nie wiem, czy ktoś mógłby taką pocztę elektroniczną przechować przez ponad 40 lat – zastanawia się. Dziś córka pani Elżbiety dziwi się, że im się chciało: – A myśmy tak bardzo czekali na swoje spotkania. W ciągu tych dwóch lat nie wiem czy Włodek był 10 razy na przepustce – wspomina.
Koperty były zdobione pięknymi rysunkami, a w środku dyskretne wyznania, tak aby w żaden sposób nie urazić nimi swej wybranki. Nie brakowało też intymności, o którą w wojsku szczególnie trudno: „… i tutaj jeszcze bardziej niż może gdziekolwiek indziej odczuwa się brak bliskich osób, w pełni tego słowa znaczeniu, gdyż tutaj człowiek toczy walkę wewnętrzną ze sobą, tutaj zdaje sobie całkowicie sprawę czym jest kontakt z drugą osobą, mam na myśli – z kobietą”.
Nie pisał też wprost, choć pomiędzy wierszami odnaleźć można gorące uczucie: „A czy miłość oparta jest jedynie na słowach, czy słowa wymawiane po stokroć będą na tyle silne, aby tę miłość utrzymać, aby zasilać. Jestem w wojsku odizolowany od ludzi, ludzi żyjących życiem na co dzień i tutaj jeszcze bardziej niż gdziekolwiek odczuwa się brak bliskich osób”.
Strach przed rodziną silniejszy od uczucia
Związek dwojga młodych ludzi nie przetrwał próby czasu, a przede wszystkim odległości. Pan Włodek po zakończeniu służby wojskowej zapragnął mieć panią Elżbietę u swego boku. Ona jednak tyle co rozpoczęła studia na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Bardzo chciała przenieść się na Uniwersytet Jagielloński do Krakowa, ale odwiedli ją od tego rodzice: – Dziewczyno, będziesz tam obca, kto ci pomoże? Jak sobie dasz radę na UJ? Jesteś za młoda, masz dopiero 20 lat. Z rozżaleniem przyznaje: – Ludziom nie wolno niczego zabraniać, muszą sami podejmować decyzje.
Rozstali się po pięciu latach znajomości. Odchodząc wiedziała, że traci swą wielką miłość. Pani Elżbieta wini za to rodziców, przed którymi strach był silniejszy od uczucia: – W tamtych latach były inne relacje między rodzicami i dziećmi. Kiedy coś powiedzieli to się ich słuchało. Potem umarła mama i została sama, przepełniona żalem, że nie „zawalczyła” o swoje życie.