Lekcja niespełnionej miłości
Miłości nie da się tak, jak walentynkowych gadżetów ustawić na półce, a gdy się znudzą odłożyć na dno szuflady. Porywająca, nieprzewidywalna, obezwładniająca, a czasem niespełniona – bezpowrotnie utracona. Pomimo tego, tak naprawdę nieszczęśliwy jest nie ten, kto przeżył miłosny zawód, ale ten kto nie poczuł „motyli w brzuchu”.
Uczucie, jakim darzyła swą pierwszą miłość – pomimo upływu lat – trwa do dziś. – To nie mija – zapewnia. Nie spotkali się już więcej. Kiedyś zobaczyła go na dworcu, ale nie podeszła. – Później, kiedy stawałam w tym miejscu żałowałam, że nie zawołałam, być może bylibyśmy znów razem? – mówi zła, że nie podjęła spontanicznej decyzji. Wyobrażenia oraz marzenia o tym, jak mogło potoczyć się ich wspólne życie potęgowały smutek po stracie ukochanej osoby.
Sama stara się nie powielać własnych błędów. Nie ukrywa też, że jest szczęśliwa: – Człowiek, który coś przeżył i wie trochę więcej, powinien pokazywać ludziom wokół siebie, że życie daje wiele zadowolenia. Gdyby potoczyło się inaczej nie miałabym dobrego syna, wspanialej córki i wnuczki, która jest w drodze. Wiem też, że swoim dzieciom nigdy nie będę niczego narzucać. Muszą sami podejmować decyzje – zastrzega z determinacją.
Pani Elżbieta od 10 lat przewodniczy kołu emerytów i rencistów w Babicach, gdzie mieszka już 35 lat. Zaliczyła kurs terapeuty ds. uzależnień, zapisała się na Uniwersytet Trzeciego Wieku w Nędzy, a teraz wybiera się na kurs terapeuty zajęciowego. – Po 40 latach przestałam palić. Każdego 10 stycznia idę na kawę do „Piotrusia”, aby uczcić kolejny rok bez papierosa – opowiada o prezencie, który zafundowała sobie na 60. urodziny. Zaczęła też malować i chodzi na zajęcia rysunku.
Korespondencję – wspomnienie swej pierwszej niespełnionej miłości przechowuje, jak cenną pamiątkę. Wie, że nie można wrócić do młodości, ale listami można ją przedłużyć.
(ewa)