Zatrzymać przedszkolaki w gminie
Mamy dzieci w wieku przedszkolnym zabrały głos podczas ostatniej sesji rady gminy w Rudniku. Chodzi o przyjęcia do przedszkola w Brzeźnicy, gdzie według zapowiedzi rodziców, zabraknie miejsc dla wszystkich maluchów.
– W przyszłym roku odejdzie z przedszkola do szkoły tylko czwórka dzieci. Według naszych informacji, zapotrzebowanie na przyjęcie dzieci jest znacznie większe, nawet dla 12 dzieci – wprowadziły w temat samorządowców. Pytały władze gminy, czy jest szansa aby wszyscy chętni znaleźli miejsce w miejscowym przedszkolu? Wójt Alojzy Pieruszka odpowiedział, że wcześniej nie słyszał o tym problemie, gdyż dopiero teraz rozpoczął się nabór do przedszkoli, który potrwa do kwietnia. Dopiero mając potwierdzone dane o liczbie dzieci oczekujących przyjęcia do przedszkola urząd będzie reagował na to zapotrzebowanie. Włodarz na to usłyszał, że część rodziców już zaczęła szukać alternatywnej placówki, np. w Raciborzu. Boją się, że potem zabraknie miejsca dla ich dzieci w okolicznej placówce.
Jan Deńca, gminny inspektor ds. oświaty wyjaśnił, że obecnie do przedszkola w Brzeźnicy uczęszcza 27 dzieci, o dwójkę więcej niż stanowi urzędowy limit. – Jeśli liczba przedszkolaków miałaby się znacząco zwiększyć, należałoby otworzyć tam drugi oddział – zauważył i dodał, że inną sprawą jest to, czy placówka posiada odpowiednia liczbę sal. Utworzenie drugiej klasy dla przedszkolaków w Brzeźnicy prawdopodobnie wpłynęłoby również na to, że placówka stałaby się jednym z wiodących przedszkoli w gminie. Oznacza to m.in. wydłużone godziny pracy oraz funkcjonowanie w okresie ferii i wakacji.
Wszyscy samorządowcy byli w tym temacie zgodni, że należy uczynić wszystko aby miejscowe dzieci miały możliwość przebywania w przedszkolu na terenie swojej gminy, jak najbliżej domu. Wójt Pieruszka zapowiedział, że po Wielkanocy będzie mógł powiedzieć więcej o tym jak chce rozwiązać problem braku miejsc w przedszkolach.
(woj)
Ludzie
Były wójt gminy Rudnik.
Radny Powiatu Raciborskiego.
O tym ze zabraknie miejsca dla wszystkich chetnych dzieci pani drektor juz wiedziala w zeszlym roku i nic z tym nie zrobila dopiero rodzice musieli sami interweniowac u wojta