Powrócił do swoich żydowskich korzeni
Jestem Żydem, jestem Sefardyjczykiem, jestem chasydem, bo trzy razy dziennie się modlę, przestrzegam micwy, a więc 613 przykazań, staram się żyć po żydowsku z Jeszua ha Meszijem – przedstawił się słuchaczom uniwersytetu trzeciego wieku raciborzanin Robert Urbanowski.
Do judaizmu, którą to religię przybliżył raciborskim seniorom, powrócił przed kilku laty. Nie nawrócił się, a jedynie odnalazł właściwy kierunek drogi: – Każdy Żyd jest naznaczony ręką Boga. Jesteśmy narodem wybranym, aby głosić o chwale Adonaj, Boga jedynego, który jest stwórcą i Bogiem niewidzialnym. I to nie nasze zadufanie, ale po prostu Bóg tak chciał i nie zostało to cofnięte – tłumaczył. Jednocześnie jest Żydem, który wierzy w Jezusa w kościele katolickim.
– Dylematem człowieczeństwa żydowskiego jest wiara i mówienie o niewidzialnym Bogu. Czytając jednak dokładnie Biblię widzimy Boga w sobie i w każdym człowieku, ponieważ według religii judaistycznej zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga – wprowadzał w arkana swej religii. A jednocześnie tłumaczył jaki był cel Stwórcy: – Bóg skłonił się przed człowiekiem, klękając na ziemi, z której wziął grudkę, aby go ulepić. Tchnął w niego miłość, która sprawiła, że on ożył. Do dziś miłość sprawiła, ze powstaje życie.
Żydowski kapłan ciągle szuka i odkrywa Boga
Robert Urbanowski, jak każdy Żyd – w zależności gdzie żyje i w którym znajduje się miejscu – ma kilka tożsamości. Dlatego, oprócz tego, że jest chasydem uważa się również za Polaka, Sefardyjczyka (ludność żydowska zamieszkująca Półwysep Iberyjski), Hiszpana. Jego korzenie sięgają Poznania, gdzie dziadek przed wojną był rabinem, a jednocześnie pochodzącym z Toledo Sefardyjczykiem. – Sefardyjscy Żydzi wygnani przez królową Izabelę w 1492 r. rozproszyli się po Afryce Północnej, Bałkanach, Anglii i Francji. Moja rodzina przyszła z Hiszpanii przez Afrykę do Polski. Była to jedna z nielicznych wspólnot sefardyjskich w kraju, druga taka istniała jeszcze tylko w Zamościu – opowiada.
W czasie nocy kryształowej poznańscy Żydzi zapędzeni zostali do synagogi, którą następnie spalono. Dziadek jego uratował się i w przebraniu wyjechał do Niemiec, gdzie pracował na gospodarstwie w Bawarii. W obozie koncentracyjnym w Dachau poznał babcię, wzięli ślub. Nigdy nie wrócił jednak ani do Poznania, ani do judaizmu. – Pochodzę z rodziny kapłańskiej, z koheletów. W historii moja rodzina brała udział w ofiarach w świątyni w Jerozolimie, ponieważ według przekazu dziadka pochodzimy z prostej linii Aarona z plemienia Lewiego. Moi przodkowie związani byli m.in. Janem Chrzcicielem oraz Mateuszem Ewangelistą – wyjaśnia.
W judaizmie znamienne są rytuały oczyszczenia. – Jako kapłanowi nie wolno mi wejść na cmentarz żydowski, za wyjątkiem gdy umiera ktoś
bliski. Muszę wtenczas odmówić modlitwy oczyszczające i siedem razy całkowicie zanurzyć się w tzw. mykwie, czyli w basenie z wodą źródlaną. Oczyszczają się również kobiety po okresie menstruacyjnym i po porodzie oraz mężczyźni przed pójściem do synagogi w szabat – tłumaczył.
Mama pana Roberta – żydówka wyszła za mąż za katolika, dlatego został ochrzczony. Przez 40 lat szukał swojej religijnej drogi. Przed ponad siedmiu laty, w święto Chanuki, przypadające w okresie katolickiego adwentu, postanowił wrócić do żydostwa. Zaczął studiować Biblię, Stary i Nowy Testament, Koran oraz Talmud – komentarz do Pięcioksięgu Mojżesza. Pojawiły się bowiem nurtujące go pytania: – Co zrobić ze sobą po nawróceniu? Jak żyć w takim mieście jak Racibórz, gdzie nie ma ani wspólnoty żydowskiej, ani synagogi? Ponieważ uważa się za buntownika w życiu, dlatego zaczął nosić się po żydowsku i własną postawą głosić swoją odrębność religijną. – W Talmudzie odkryłem, że jestem Żydem, ale też wierzę w Jezusa. Chodzę więc do kościoła katolickiego, w którym msza jest dla Żyda sederem – przedłużeniem paschy – przyznaje.