Stare opony narobiły dymu. Czy należało ostrzegać o toksynach w powietrzu?
Radny Leszek Szczasny dociekał czy magistrat powinien ostrzegać ludność w sytuacji kryzysowej. Usłyszał, że urzędnicy o tym nie decydują, bo nie mogą.
Racibórz odnotował w ostatnim czasie dwa duże pożary odpadów, zlokalizowane w pobliżu strefy zamieszkania. Wpierw na Brzeziu płonęły śmieci i chmura dymu unosiła się nad miastem przez wiele godzin, a niedawno ogień zajął składowisko starych opon w pobliżu byłego Despolu. Setki gapiów przyglądały się pożarowi z bliska, a trujący dym przenikał do pobliskiego osiedla. Radny Leszek Szczasny na kwietniowym posiedzeniu komisji gospodarki poddał pod rozwagę użycie systemu ostrzegania w takiej sytuacji, by raciborzanie wiedzieli, że w mieście doszło do sytuacji kryzysowej. – Jego duża część znajdowała się wtedy w trującym dymie. To jakby trzy ostre zimy w smogu zdarzyły się w ciągu jednego popołudnia. Stężenie trujących substancji w powietrzu było tam ogromne. Tymczasem ludzie traktowali to niczym atrakcję – opowiadał Szczasny, ciekaw czy nie powinny pojawić się wtedy jakieś komunikaty przy użyciu megafonów. Podał przykład z Czech, gdzie jest to stosowane.
W dyskusję z radnym wdał się wiceprezydent Wojciech Krzyżek (na zdj.). Wyjaśniał, że stosowne rozkazy wydają w takich okolicznościach strażacy. Oni informują urząd czy trzeba powołać komitet kryzysowy. – Sami nie możemy siać paniki. W przeszłości była taka sytuacja na ulicy Opawskiej, gdy wykryto tam niewybuch. Ewakuowano wtedy mieszkańców – przypomniał. Podczas pożaru na Brzeziu, gdy na starej Emie płonęły odpady również ograniczano się do procedur przypisanych gminie (m.in. dowożono posiłki pracującym strażakom z OSP).
Szczasny bronił się, że jadąc do miasta od strony Studziennej widział jak rozprzestrzenia się dym. – Ktoś z innej perspektywy mógł pomyśleć, że to sąsiad rozpala w piecu. Tymczasem sytuacja wymagała by ukazał się komunikat by jak najszybciej pozamykać okna – uważa radny. Na te słowa Krzyżek się zirytował. Kiedy żrący dym wpada mi do mieszkania to zamykam okno i nikt mi tego nie musi tłumaczyć – orzekł. Jego zdaniem to paradoks by „urzędnik miał za ludzi myśleć”. – Na podstawie czego ja mam informować o zagrożeniu? A jak ktoś spyta dlaczego ma zamykać okna skoro mu bardziej śmierdzi w domu niż na zewnątrz? Przecież ja nie będę chodził po mieszkaniach i sprawdzał, gdzie bardziej śmierdzi – kontynuował zastępca prezydenta.
Radny uznał, że Krzyżek „chce ośmieszyć sprawę”. Usłyszał wtedy, że za pochopne decyzje urzędnik może odpowiadać później przed prokuratorem, który zapyta o podstawę zarządzenia np. ewakuacji. Według Szczasnego prezydent miasta ma obowiązek troszczyć się o zdrowie jego mieszkańców i powinien ostrzegać o zagrożeniu. – Widząc jak płonie ogromny stos opon nie trzeba mieć dokumentów by stwierdzić, że dym jest trujący – podkreślił L. Szczasny.
(ma.w)
Ludzie
Podróżnik, były radny Gminy Racibórz.
Zastępca Prezydenta Wodzisławia
Widać, że mieszkańców bardziej interesuje co kto do garnka wkłada, a nie istotne problemy w mieście. Dlatego mamy, jak mamy. :)
Strażacy gaszą pożar, a od zabezpieczenia okolicy zagrożonego terenu jest straż miejska i policja. Zadymienie było spore i obowiązkiem władzy jest poinformowanie mieszkańców o niezbliżaniu się i zamykaniu okien. To nie tylko dym ale również szkodliwe toksyny. Jest radio, portale lokalne, a przede wszystkim komunikaty megafonem. Wypowiedź wiceprezydenta nie na miejscu, chyba sam nie wie, co mówi. Widać, jak traktują mieszkańców , Władza niestety niektórym rozum odbiera. Podobnie postąpili z mieszkańcami z tym smrodem w mieście z ludzi idiotów czynią?