Tam, na detoksie, nie jest tak źle... – subiektywna relacja z odwyku
Na imię mam Marek. I jestem alkoholikiem, świeżo po wyjściu z terapii alko-odwykowej w Gorzycach. Chciałbym napisać Wam tu parę słów o tym wszystkim.
Decyzja
Wydaje mi się, że do tego trzeba dorosnąć, że tak to ujmę. U mnie było tak, że już jakieś 6 czy 7 lat temu, wracając na urlop do Polski z Holandii, byłem już w dość kiepskiej kondycji i zadzwoniłem sobie do ośrodka terapii. Wtedy pani przez telefon powiedziała mi, że trzeba czekać 3 czy 4 tygodnie na wolne miejsce, jeżeli chcę podjąć terapię dobrowolnie. I tekst, że „Od razu to bierzemy tylko delikwentów, których przywozi policja”. No więc olałem to wtedy, poszedłem dalej w melanż i sprawa ucichła. Widocznie to nie był jeszcze ten czas. I tak się to działo aż do niedawna – robić, żeby mieć na chlanie. Ostatnio nawet podjąłem dwie roboty – w tygodniu taką lepiej płatną, a w weekendy robiłem za barem, gdzie też chlałem. Takie połączenie razem ze spaniem po 4 godziny na dobę nie mogło się udać, więc zachlałem tak, że nie poszedłem do tej pierwszej pracy, była groźba zwolnienia, kombinacje z L4. To już u mnie postawiło tę kropkę nad „i” przy podejmowaniu decyzji o leczeniu. Przed wyjazdem do ośrodka nie wiedziałem kompletnie nic o tej chorobie, o jej leczeniu, o mitingach AA. Może za wyjątkiem rozmów z kilkoma znajomymi, którzy przeszli terapię i trzymają się w niepiciu. Oni są przykładem na to, że można z tego wyjść. Pytałem tylko „Po co?”, no i jakoś sobie tego nie wyobrażałem w moim przypadku. A na bani czy przed imprezą nie myślałem o tym, żeby szukać po internetach jakichś informacji na ten temat. Teraz mam tego trochę większą świadomość. W internecie jest taki wykres, który obrazuje poszczególne stopnie uzależnienia.
Tyle łopatologii, to są jedne z pierwszych lekcji na terapii. Wracając do tematu – ostatnie chwile na „wolności” „spożytkowałem” na to, by czule się z wódką pożegnać, trwało to cały tydzień, wtedy całowałem jej minimum litr na dobę. Później 3 dni wibracji, rzygania i zdychania w łóżku, aż przyszedł ten dzień – czas wyjazdu do ośrodka, najpierw na:
Detoks
Noc poprzedzająca wyjazd była nieprzespana, resztki szarych komórek biły się z myślami („jak to tam będzie?”, „czy na pewno dobrze robię?”, „a może jednak lepiej olać to i spróbować samemu przestać pić?”...). No, nie powiem. Emocje były takie, że ciężko się było nawet podpisać na jakichś tam papierach. Ale z drugiej strony – patrzę, że nie jestem tu jedyny w tej poczekalni. Kurde, może jednak jakoś to będzie? Inni tu są, jakoś funkcjonują, wyglądają na normalnych ludzi, to trzeba też spróbować dołączyć do tego dziwnego stada! Pobyt na detoksie nie jest konieczny, np. jeżeli byłeś/byłaś wcześniej trzeźwy/trzeźwa przez dłuższy czas, wtedy możesz startować od razu od terapii. U mnie ten etap trwał 13 dni, z czego pierwszych kilku dni nawet za bardzo nie pamiętam, bo relanium i inne fajne ogłupiacze zrobiły swoje i łaziłem tam jak zombie. Stopniowo zacząłem jakoś funkcjonować, wysypiać się, jeść. Dobrze pamiętam, jak w któryś dzień poszedłem na obiad i się, kurde, prawie rozryczałem nad talerzem zupy. Gdy ktoś z towarzyszy niedoli zapytał o co chodzi, to powiedziałem mu, że, cholera, już nie pamiętam, kiedy ostatnio udało się mi zupę zjeść bez rozlewania połowy na siebie czy na stół... Takie niby drobne szczególiki, pewnie nie do ogarnięcia dla normalnych ludzi („bo jak się można cieszyć, że się zupę zeżarło?”) – a tam nikt cię, kurde, nie wyśmiał, każdy dobrze rozumiał o co chodzi, bo wszyscy jedziemy na tym samym wózku...
Detoks dał mi też jeszcze jedno bardzo ważne doświadczenie: z racji tego, że jedynymi obowiązkami było trzy razy dziennie iść po leki, trzy razy zjeść i w południe uczestniczyć w krótkim spotkaniu, tzw. społeczności – to wszystko sprawiało, że było dużo wolnego czasu do zagospodarowania. Siedzieliśmy więc godzinami na palarni i rozmawialiśmy ze sobą o swoich dotychczasowych „osiągnięciach” związanych z piciem, a szło przy tym około 8 kaw i 3 paczki fajek dziennie. To nie były lekkie opowiastki, można by zebrać materiałów na niejedną smutną książkę. I tu se człowiek powoli zaczyna uświadamiać, ile gówna się porobiło, ile skrzywdzonych ludzi naokoło, ile zawalonych spraw wynikło przez to pieprzone chlanie. I taka iskierka nadziei, że chyba jednak dobrze, że jestem tu, gdzie jestem – tu i teraz – żeby spróbować coś z tym wszystkim zrobić, dać se szansę, choć z opowieści ludzi, którzy byli już któryś raz z kolei na odwyku jasno wynika, że to jest ciężki temat i gwarancji powodzenia nigdy nie masz. No, ale nikt nie obiecywał, że będzie lekko, co nie? Te rozmowy dały dużo do myślenia i można je ująć jako nieoficjalną część terapii.
Po tych 13 dniach, które – przy okazji – dały trochę wytchnienia dla organizmu i trochę nauczyły jako takiej systematyczności w trybie dnia, przyszedł czas na terapię. Po odstawieniu wódy wrócił apetyt, zasmakowały słodycze, więc i bebech zaczął „róść”.
Siema fajnie napisałeś też byłem i bardzo profesjonalną pomoc otrzymałem, a dodam,że dalej powracam z ciekawością do tego miejsca co miesiąc na spotkania byłych pacjentów.
W ośrodku działa duża stołówka gdzie panie kucharki gotują i wydają posiłki. Jest pełne wyżywienie śniadanie, obiad, kolacja. Na terenie ośrodka jest też sklep spożywczy.
A jak wygląda sprawa z wyżywieniem? Jest stołówka, a jakiś bufet jak w szpitalu?
Też jestem ciekawy tej terapi
To wszystko dzięki panu kieczy, on tak się stara żeby do Gorzyc była zawsze kolejka. Ostatnio nawet bardzo duży namiot postawił na rynku żeby dużo ludzi piło i się uzależniało. Prezydent zrobi wszystko dla swoich wyborców, pozwala nawet pić pod żabką. Elektorat jest z Pana dumny!
Ile się czeka na miejsce w Gorzycach jeśli jest skierowanie?
Ale ściema
Życzę wytrwałości! Przed moim 25 letnim bratańcem walka o nowe życie, żeby wyjść z alkoholizmu w Ośrodku w którym byłeś Ty. Dajesz wsparcie!!! Dziękujemy za to!
Motywujący artykuł.
Dotrwałam do końca i szkoda, że się skończył.
Gratulacje. Trzymaj kciuki za mojego partnera. Pozdrawiam
Super artykul wielki szacunek.
Ja właśnie upadlan na same dno .
Przy pomocy zony i rodziny zaczynam terapie w zamkniętym.osrodku od środy mam.nadzjeje ze wytrwam
Pomimo, ze sama nie pije , ale mam tatę -trzeźwego alkoholika , po odwyku.. to gratuluję wpisu i! Super przekaz , trafia nawet do osoby niepijacej. Gratuluję sukcesu i nie poddawaj się!
Dziś idę po skierowanie i jadę będzie co ma być Aga 42 lata
Jade tam za 2 dni
Dzięki za ten artykuł
Gratulacje!!!
Podziwiam i życzę wytrwałości. Mój Mąż tez 4 lata temu zdecydował się, na odwyk i jest z Niego na prawdę nowy człowiek. Poznałam Go to nie widziałam Go nigdy trzeźwego, po odwyku musieliśmy sie tak jakby poznac na nowo. Kochałam Go pijanego, a trzeźwego jeszcze bardziej. Dlatego ogromny szacun dla wszyskich ludzi, którzy pokonali alkoholizm!!! Jesteście najlepsi ;) Pozdrowionka ;)
Szacun
Gratulacje
Przeczytałam do końca i miejscami myślałam że to mój mąż napisał,jesteście w podobnym wieku a rok temu miałam przyjemność odwiedzać i wspierać go w tym samym miejscu życzymy Tobie wytrwałości dziś mija Rok jak mój kochany mąż i ojciec jest trzeźwy i tyle dobrego się stało więc i tobie życzymy.
Wytrwałości Marek :)
Byle tak dalej! Trzymaj sie! Glowa do gory!
Prosty od serca tekst ,mam nadzieje ze pomoże choć jednej istocie podjąć odpowiednie decyzje a autorowi życzę wytrwałości i głowa do góry ...życie jest piękniejsze na trzeźwo
Trzymam kciuki
Brawo! Wytrwałości na przyszłość.