Dziesięć lat więzienia za kradzież świń i kur [100 lat temu w Nowinach]
Kradzieże świń, drobiu i... kostki brukowej, ponadto przepis na męża idealnego A.D. 1918 r. oraz niemieckie opowieści o przyszłym królu Polski – to tylko część tematów, które zajmowały Czytelników „Nowin Raciborskich” równo sto lat temu.
Wieści z frontów, niedobory żywności, a także coraz to nowe daniny i podatki zajmują większą część „Nowin Raciborskich” z 24 lipca 1918 roku. Natłok wojennych informacji daje wyobrażenie o katastrofalnej sytuacji, w jakiej znalazła się Rzesza Niemiecka i jej ludność u schyłku wojny. Problemów tych doświadczali również mieszkańcy ówczesnego Raciborza, który znajdował się wówczas w granicach państwa niemieckiego. Zubożała ludność częściej niż w warunkach pokoju schodziła na złą drogę...
Czy potraficie rozwiązać łamigłowkę, na którą natrafiliśmy w "Nowinach Raciborskich" sprzed stu lat?
Złodziejska szajka
Nieuczciwym procederem parała się od dłuższego czasu czwórka jegomościów o nazwiskach Schweda, Szymura, Kuczera i Sobie. – Złoczyńcy ci kradli przeważnie wieprze i drób – czytamy w dawnych Nowinach. Przywódcą złodziejskiej szajki był Schweda. Sąd w Raciborzu skazał go na dziesięć lat więzienia, Szymura miał spędzić za kratami pięć lat, natomiast Kuczera i Subica po dwa i pół roku.
W owym czasie karano nie tylko złodziei, ale również gospodarzy, którzy handlowali zbożem na własną rękę. Przekonało się o tym piętnastu mieszkańców Stanicy (wieś sąsiadująca z Rudami), którzy „za handel pokątny zbożem” zostali skazani na karę grzywny od 60 do 300 marek.
Sprawą, którą aktualnie zajmowali się śledczy w naszym regionie była kradzież kamieni granitowych, którymi miano wybrukować ulicę Żorską w Rybniku. Materiały budowlane zgromadzono na pryzmie, zanim jednak zabrano się do pracy...
– Powoli znikały kamienie i dziś już nie ma ani połowy zapasu. Swego czasu zniknęły także zapasy cegły, jakie pozostały z budowli gmachu gimnazyalnego – czytamy w „Nowinach Raciborskich” z 26 lipca 1918 r.
Idealny małżonek?
Ludzie nawet w czasie wojennej zawieruchy potrafią znaleźć chwilę na uśmiech. Temu zapewne miał służyć przedruk z amerykańskiej gazety, na który natrafiliśmy w Nowinach z 26 lipca. Przytaczamy go w całości, gdyż podejrzewamy, że może on spodobać się również naszym współczesnym Czytelnikom (pisownia oryginalna):
Idealny małżonek z roku 1918 będzie zupełnie inaczej wyglądał, niż przed 4 laty. Nadeszła chwila decydująca, ma zamiar oświadczyć się wybranej swego serca. Elzo – szepce on – czy chcesz być moją? Jem tylko raz na tydzień mięso, ażeby nie wyjść z przyzwyczajenia. Białej mąki nie znoszę w ogóle. Uważam, że tektura jest o wiele pożywniejsza od chleba. Wieprzowiny nienawidzę z całego serca, a masło uważam wprost za szkodliwe. Pracuję 8 godzin na dzień, a trzy w nocy. W kieszeni noszę 8 zeszytów moich oszczędnościowych marek, dwa udziały w pożyczce wolnościowej i poświadczenie na 6 własnoręcznie zrobionych wełnianych napierśników. – A jak stoi sprawa zdatności do wojska? – brzmiała odpowiedź wybranej. – Noszę okulary, mam platfussa, wędrującą nerkę, ważę 98 funtów, widzę podwójnie, nie rozróżniam barw, a na widok krwi mdleję. – Jozue – wyszeptała chyląc się zarumieniona w jego ramiona – przyciśnij mię do serca, jesteś wybranym mej duszy.