Hans Schneider – nauczyciel czy agent?
Mieszkańcy Pietrowic Wielkich byli pod bacznym okiem różnych komunistycznych służb i organizacji, które starały się kontrolować i kształtować ich postawy. Na co dzień pietrowiczanie byli lojalnymi obywatelami Polski Ludowej, jednak wielu z nich miało szerokie kontakty - pisze historyk Beno Benczew.
Dmuchać na zimne
Następnie spotkanie z TW „Gołąb” odbyło się już po wyjeździe Niemca, w październiku 1976 roku w Raciborzu w tajnym Lokalu Kontaktowym o kryptonimie „Baszta”. TW przekazał kolejne dane o Schneiderze i jego rodzinie. Funkcjonariusza zainteresowała zwłaszcza opinia, że porucznik Bundeswehry opowiada się za współpracą między Wschodem a Zachodem. To mogłoby stać się dobrym zaczepieniem dla służb, gdyby chciano namówić obcokrajowca do pewnych działań mających na celu nawiązanie niezobowiązującej współpracy, co ostatecznie skutkowałoby pewnie pozyskaniem go jako osobowego źródła informacji. Niedługo po spotkaniu z TW „Gołąb” zastępca szefa Zarządu Zwiadu WOP wystosował pismo w sprawie Hansa Schneidera do szefa Zarządu II Sztabu Generalnego Ludowego Wojska Polskiego w Warszawie. Przedstawiono w nim rozpracowywanego jako sympatyka SPD i zwolennika współpracy krajów komunistycznych z krajami Europy Zachodniej. W międzyczasie raciborskie służby skoncentrowały działania w celu obserwowania zachowania rodziny w Pietrowicach i ustalenie, czy Schneider nie wykorzystuje jej członków do prowadzenia działalności wywiadowczej. Zaplanowano też ścisłą obserwację cudzoziemca w przypadku jego wizyty w PRL. Do tego czasu zbierano informacje i inwigilowano jego rodzinę w Pietrowicach Wielkich. Kolejnych danych o Wolnikach dostarczył TW „Arek”, polecono też rezydentowi zwiadu WOP o pseudonimie. „Marian” uzyskać dodatkowe i sprawdzające informacje o rodzinie: m.in. o Annie i Janie Wolniku, Jerzym Marcinku, Walterze Filipie. Zlecono też tajną kontrolę korespondencji Anny Wolnik, która jednak nie wniosła nic do sprawy.
Z misją szpiegowską
Postanowiono też zainspirować wyjazd TW „Gołąb” w 1977 roku do Hansa Schneidera w celach rodzinnych, by na miejscu mógł obserwować krewniaka i pozyskać szereg szczegółowych informacji o poruczniku Bundeswehry. Jednak w 1977 roku do wyjazdu nie doszło, do Pietrowic nie przyjechał także Schneider. Pod koniec roku mjr Roman Krwawnik rozmawiał z pewnym mieszkańcem wioski i ten opowiedział mu o rodzinie Wolników, potwierdziło się także, że z uwagi na różne sprawy do planowanych rodzinnych odwiedzin nie doszło. Do działań powrócono w połowie 1978 roku, mjr Krwawnik rozmawiał wtedy z Henrykiem K., który scharakteryzował braci Henryka i Jana Wolników, ich obowiązkowość i zachowanie w pracy. Stwierdzono, że nikt z rodziny Wolników nie posiada dostępu do spraw stanowiących tajemnicę państwową. To skłoniło majora Krwawnika do wysunięcia propozycji zakończenia sprawy Schneidera. Kolejne informacje od TW „Gołąb” potwierdzały, że od dłuższego czasu nie ma on kontaktu z krewnym oraz nikt z Pietrowic, jak i z Niemiec nie planuje wzajemnych odwiedzin. Skonstatowano, że wzajemne kontakty uległy znacznemu rozluźnieniu. Skłoniło to WOP do zaprzestania działań i ostatecznego zakończenia kwestionariusza, co nastąpiło we wrześniu 1978r.
Post scriptum
Opisany przypadek zasługuje na uwagę nie tylko z powodu inwigilacji obywatela Niemiec, czy jego rodziny zamieszkałej w Pietrowicach Wielkich. Mamy tu także do czynienia z przekazywaniem informacji komunistom nie tylko na szkodę swojej ojczyzny, wspólnoty ale również rodziny, co wbrew obiegowej opinii nie było sprawą aż tak powszechną. Zapewne nie tak jak w Niemczech Wschodnich. Jak możemy się przekonać, wojskowe służby miały sporo informatorów w lokalnym środowisku i szybko ustalano wydarzenia i powiązania między mieszkańcami. Gorzej wypada aktywna próba rozgrywania spraw i działania ofensywne wojskowych. Przynajmniej w tym, jednostkowym przypadku. Ile tego rodzaju spraw prowadzono, do czego doprowadziły? Możemy tylko zgadywać.
Beno Benczew
zdjęcie poglądowe/YouTube