Starocie mają wzięcie w Pietrowicach Wielkich
Minęło już półtora roku i odbyło się 19 edycji targu staroci w Pietrowicach Wielkich. Choć w wakacje (i żniwa) liczba wystawców nieco się uszczupla, to klienci wciąż dopisują. – Nie wyobrażam sobie, żeby ten targ miał się skończyć – mówią Nowinom kupujący.
Czesi są mniej wybredni
Za namową koleżanki pojawiły się na targowisku kolejne siostry – Joanna i Małgorzata Rzega. Młode raciborzanki „pokosztowały” targu przed czterema miesiącami i wracają do pietrowickiego centrum regularnie. – Kiedy jest ładna pogoda to handel kwitnie. W słoneczne dni ludzie lubią przyjść i pooglądać, coś kupić. Sprzedaje się praktycznie wszystko. Każdy towar czeka na swego klienta – przekonuje Joanna. Na dowód wskazuje sobotnią, znakomitą sprzedaż książek, które zwykle wracały ze straganu do domu. – Dziś nam wszystkie „zeszły” – cieszyła się raciborzanka. Chętni znaleźli się również na wyroby ceramiczne – głównie małe talerze. Za to panie nie mogły znaleźć nabywców na płyty DVD z horrorami i komediami, mimo że sprzedawały je po symbolicznej złotówce. Spadło również zainteresowanie ubraniami.
Joanna z Małgorzatą jeżdżą jeszcze na inny targ staroci w naszym powiecie, który odbywa się cyklicznie na starym przejściu granicznym pomiędzy Chałupkami i Bohuminem. – Czesi są mniej wybredni od Polaków. Kupują prawie wszystko jak popadnie, nawet rzeczy, które nazwałabym brzydkimi – dziwi się jedna z sióstr. Po kilku wyjazdach na targ zaowocowały doświadczenia z handlowej przygody. Teraz trudniej jest innym, wyrobionym już handlarzom odkupić tanio asortyment przywieziony przez Joannę i Małgorzatę. – Bazowali wcześniej na naszej niewiedzy o realnej wartości towaru. Od nas kupili za grosze, a chwilę później zarobili na tym produkcie znacznie więcej – przyznaje nasza rozmówczyni. Jednak traktuje ten problem z pobłażaniem. – Nam zależy przede wszystkim żeby sprzedać, nie zysk jest najważniejszy – kończy.
Pyszne ciasta po 2,50 zł
Wraz ze startem handlowania starociami po pietrowicku ruszyła sprzedaż wypieków mamy i córki. Michaela Bugdol z mamą Małgorzatą serwują szarlotkę i inne kruche ciastka, za każdym razem inne. – Dzień przed targiem staroci je pieczemy i w sobotę wystawiamy. Na pomysł wpadłyśmy gdy ogłoszono, że będzie takie przedsięwzięcie. Wcześniej, przy końskim targu nie było sposobności, bo odbywał się na dworze – opowiadała nam Michaela. Stają z mamą zawsze w tym samym miejscu w hali. Nie są cukiernikami z zawodu. Wypieki to pasja pani Bugdol, a córka idzie w jej ślady. – Większość blach z ciastem zwykle się sprzedaje. Cenę mamy stałą – ciastko za 2,50 zł i tyle samo kosztuje u nas kawa – reklamują ciastkarki. Na razie nie myślą, żeby swój pomysł „eksportować” na inne giełdy staroci. – My tu blisko mieszkamy, a tam trzeba byłoby jeździć i ponosić wyższe koszty – słyszymy.
Odnowicielka z Pszowa
Rzemieślnicze meble, z certyfikowanego drewna sprzedawała Kinga Wojtyna. – Są olejowane lub mydłowane. Ze zdrowego drewna i pięknie zrobione – zachwalała swój towar. Takie, które pokazała na pietrowickim targu robi się na zamówienie. Podkreślała wysoką jakość materiału z jakiego je wytworzono, bo dziś dominują meble ze sklejki. – W domu mam umeblowanie z grubego dębu. Jest przecudowne – uważa pszowianka. Meble przywiozła z duńskich aukcji. Ma męża Duńczyka i mieszkała jakiś czas w tym kraju. – Mam tu antyk z moją „polerowanką”. Proszę zobaczyć te prześwity i pęknięcia. Musiałam zedrzeć poprzednią warstwę i cienkim wałeczkiem cztery razy przemalować – opowiadała nam o odnowieniu staroci. Wojtyna zajmuje się na poważnie dekorowaniem i aranżacją wnętrz, pochodzi z artystycznej rodziny.
Do Pietrowic Wielkich przyjechała pierwszy raz, żeby się pokazać z tym co ma. Zapakowała się do starego golfa. Obfitość asortymentu na jej stoisku nieco nas zaskoczyła jako zawartość samochodu osobowego. – Można się pomieścić. Mam wprawę w pakowaniu. Jednak łatwiej jest wywieźć niż przywieźć z powrotem. Rano człowiek pakuje z entuzjazmem i nadzieją, że to sprzeda. Po wszystkim przychodzi zmęczenie – przyznaje pani Kinga. Na targowisku była zachwycona halą, gdzie się wystawiała. – Zwykle takie targi są na dworze. Pogoda zrobi się niefajna i wszystko zepsute. Ja takich mebli nie wystawię na deszcz – tłumaczyła. Sprzedała na pietrowickim targu dwa duże obrazy.
Ludzie
Wójt Gminy Pietrowice Wielkie