Prokuratorem w niewygodnego rodzica
Czy dyrektor Zespołu Placówek Szkolno-Wychowawczo-Rewalidacyjnych w Wodzisławiu Śl. postanowił szukać zemsty na rodzicu dwójki dzieci? Michał Szkatuła, ów rodzic, uważa że tak. – Dyrektor chciał się zemścić za uchybienia, które mu wytknąłem, a które potwierdziło kuratorium – uważa.
Sąd nie podzielił obaw szkoły
Z inicjatywy szkoły, sprawa trafiła do Sądu Rodzinnego w Wodzisławiu Śl., który miał zbadać czy między rodzeństwem nie dochodzi do niewłaściwych zachowań. Rodzic zapewnia, że o sam fakt zgłoszenia sprawy do sądu, celem jej wyjaśnienia, pretensji do szkoły nie miał. Miał jednak wątpliwości co do uczciwości pracowników szkoły. Dlatego rodzice rodzeństwa umówili je na wizyty u psychiatrów dziecięcych w Rybniku i Wrocławiu. Podczas tych wizyt syn Szkatułów powtórzył tezę o zastraszeniu. Specjalistka z Wrocławia napisała we wnioskach końcowych, że córka Szkatułów napisała list samodzielnie, umieszczając w nim wyrazy i opisy zasłyszane wcześniej od brata, których znaczenia nie rozumiała. 11 marca 2016 r. Sąd Rodzinny umorzył postępowanie, stwierdzając brak przesłanek do wydawania zarządzeń opiekuńczych wobec rodzeństwa.
Konfliktu ciąg dalszy
Na przełomie 2016 i 2017 r. konflikt między rodzicami a szkołą rozgorzał na dobre. Rodzice zauważyli, że syn pali w szkole papierosy. Zwrócili uwagę na ten problem jego wychowawczyni. – Oczywiście sami staraliśmy się zaradzić problemowi, rozmawiając z synem, ale wsparcie szkoły było konieczne. Dzieci z FAS muszą cały czas czuć zainteresowanie. Nie wolno ich pozostawiać samym sobie – mówi Szkatuła. Tymczasem w jego opinii, szkoła pozostawiała jego synowi, ale również innym uczniom zbyt wiele swobody. – Syn przyznał, że w czasie przerw możliwe są ucieczki ze szkoły na papierosa, że nikt ich również nie nadzoruje kiedy wychodzą ze szkolnego autobusu. Sprawdziłem na miejscu i niestety to, co mówił syn się potwierdziło, mimo że w szkole są dyżury nauczycieli a przy wyjściu siedzi portier. A przecież to jest szkoła specjalna, dzieci powinny być pilnowane cały czas, od wyjścia z autobusu, aż do momentu kiedy znów się w nim znajdą – nie kryje zdenerwowania. – Syn śmiał się nam w twarz, że może sobie palić w szkole. Argumentował, że szkoła umożliwia mu takie zachowania – dodaje.
Kontrola kuratorium
W marcu i maju rodzic napisał do Kuratorium Oświaty w Katowicach dwa pisma, w których informował o uchybieniach w działalności dyrekcji szkoły i niektórych jej pracowników. Po tych pismach do szkoły zawitała kontrola z kuratorium. W odpowiedzi przesłanej rodzicowi, kuratorium potwierdziło niektóre zarzuty stawiane przez niego względem szkoły. Po pierwsze notatka, która była podstawą skierowania sprawy do sądu rodzinnego w sprawie listu córki, nie zawierała podpisu rodziców. Kontrola wytknęła też, że dyrektor nie przedstawił dokumentów potwierdzających prowadzenie nadzoru w zakresie sprawowania przez nauczycieli opieki nad dziećmi przed i w trakcie zajęć lekcyjnych. Kuratorium zwróciło uwagę również na to, że dyżury nauczycieli nie obejmują przyjazdów autobusów, co umożliwia uczniom opuszczanie budynku bez kontroli, przed rozpoczęciem zajęć. Kontrola wykazał też, że szkoła zamiast najpierw opracować wielospecjalistyczną ocenę poziomu funkcjonowania ucznia, a następnie dostosować do ministerialnych wymogów indywidualny program edukacyjno-terapeutyczny ucznia, postąpiła na odwrót, co jest niezgodne z przepisami. W dodatku w pracach zespołu opracowującego oba dokumenty nie uczestniczyli rodzice, którzy o terminach posiedzeń zespołu nie byli informowani. To również jest niezgodne z przepisami ministerialnego rozporządzenia w sprawie warunków organizowania kształcenia, wychowania i opieki dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnych, niedostosowanych społecznie i zagrożonych niedostosowaniem społecznym.
Ten rodzic ma całkowitą rację.