Misjonarz z Kolumbii gościł w Raciborzu
Polscy kapłani nie tylko pracują w kraju, ale wielu z nich, zgodnie z zaleceniem Pana Jezusa, jako misjonarze, dzielą się Ewangelią z innymi narodami. O. Przemysław Szumacher (na zdj.) jest kapłanem ze Zgromadzenia Ojców Werbistów, a od trzech lat jest w Ameryce Płd. w Kolumbii. Ma 36 lat. Podczas urlopu był gościem u sióstr w klasztorze Annuntiata. Poproszony, podzielił się swoimi przeżyciami - pisze ks. Jan Szywalski.
– Czytałem wspomnienia Ojca z dzieciństwa, że zawsze chciał być misjonarzem. Jak to się stało?
– Urodziłem się w 1981 r. w Inowrocławiu na Kujawach. Jako młody człowiek miałem wiele marzeń, fascynowały mnie podróże. Jadąc pociągiem przylepiałem czoło do szyby i obserwowałem świat za oknem. Co roku wyjeżdżaliśmy z rodzicami nad morze. Miałem ducha podróżnika.
Kiedyś byłem z matką na rekolekcjach u ojców Oblatów w Markowicach. Tam moja matka przedstawiła mnie o. Zapłacie, misjonarzowi z Kamerunu. Zapytał mnie wprost: „Czy nie zechciałbyś być misjonarzem?”
„Mam swoje pasje, kocham podróże” – odpowiedziałem.
„ Ale czy nie chcesz być misjonarzem?’
„Nie, nie”.
Widzę jednak, że zostaniesz misjonarzem!”
Ale ja miałem wtedy inne zainteresowania: kopałem piłkę, należałem do drużyny B–klasy. Jednak po jakimś czasie Pan Bóg upomniał się o mnie. Moja mama oznajmiła mi kiedyś: „Są rekolekcje młodzieżowe u ojców Werbistów w Laskowicach Pomorskich”. Miałem wtedy 19 lat i pojechałem. Dowiedziałem się co to postulat, nowicjat. W lecie 1991 r. pojechałem tam po raz drugi.
Kiedy zdałem maturę, położyłem dokumenty na stół i powiedziałem rodzicom: „Interesują mnie studia socjologii, ale też ciągnie mnie na misje... Chyba wybiorę werbistów”.
Zapakowałem dokumenty do koperty i wysłałem: „Niech się dzieje wola Boża, będzie co ma być”. Po kilku dniach przyszła odpowiedź, że jestem przyjęty do postulatu. W sierpniu 1991 r. zawieźli mnie rodzice do Nysy i tak zostałem werbistą. Skończyłem studia, zrobiłem licencjat, byłem na praktyce w Paragwaju, a w 2015 r. zostałem wyświęcony na kapłana. Od trzech lat jestem w Kolumbii.
– Czy Ojciec sam wybrał ten kraj?
– U werbistów przed ślubami podaje się trzy kraje, w których chciałoby się pracować, motywując dlaczego. Ja wypisałem: Argentynę, Kolumbię i Chile, bo wiem, że tam są rozwinięte misje wśród Indian. Przełożeni wybrali dla mnie Kolumbię.
– O Kolumbii było głośno w Polsce w związku z mundialem. Sam sądziłem, że to mały kraj, ale zajrzawszy do atlasu przekonałem się, że jest trzykrotnie większy od Polski.
– Kraj leży na południe od Panamy, na północnym skraju Ameryki Południowej, ma ponad milion km² i 47 mln mieszkańców. Sama stolica, Bogota, liczy 7 mln, a z aglomeracją nawet 10 mln mieszkańców. Ja mieszkam 70 km od morza Karaibskiego.