Nie wypuścili go z psychiatryka
Marian C., mieszkaniec Radlina, który od dziewięciu lat jest przetrzymywany w zakładzie karnym w Raciborzu nie wyjdzie na wolność. Po tym jak uderzył strażnika w Zakładzie Karnym w Raciborzu, kolejny sąd uznał go za niebezpiecznego i nakazał dalsze leczenie.
– Mieliśmy wielkie nadzieję na to, że pan Marian po latach gehenny będzie mógł wreszcie wrócić do rodziny. Niestety, sąd miał inne zdanie – przyznaje Stefan Zientek, obrońca Mariana C. Wszystko zaczęło się od ataku na strażnika więziennego, do którego doszło w nocy z 21 na 22 lutego 2009 roku. Krzykiem i waleniem w drzwi celi pomocy wzywał Marian C., wówczas 26-letni mieszkaniec Radlina, który wyrokiem Sądu Rejonowego w Wodzisławiu odsiadywał roczną karę więzienia za drobne kradzieże. Strażnik więzienny otworzył drzwi celi i zobaczył za nimi wystraszonego młodego mężczyznę. Strażnicy próbowali umieścić Mariana C. w celi izolacyjnej. Ciągnięty przez więzienny korytarz 26-latek wyrywał się strażnikom. Jednego uderzył ręką i kopnął. Obsłudze nie udało się spacyfikować młodego mieszkańca Radlina. Mężczyzna uspokoił się dopiero po przewiezieniu go do rybnickiego szpitala psychiatrycznego i po podaniu leków. Równolegle rozpoczęto postępowanie w sprawie naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza służby więziennej. Do rybnickiego psychiatryka przyjechał policjant, który przesłuchał Mariana C. Ten zeznał, że nie potrafi wytłumaczyć powodu swojej paniki i chyba doznał „ucisku genetycznego w głowie”. Wyjaśnienia złożone przez radlinianina wzbudziły wątpliwości co do stanu psychicznego osadzonego. Mariana C. przebadali lekarze z rybnickiego szpitala psychiatrycznego, którzy orzekli o niepoczytalności 26-latka, stwierdzając u niego schizofrenię paranoidalną. W 2010 roku, niemal rok po incydencie pod celą, Sąd Rejonowy w Raciborzu orzekł detencję, czyli przymusowe leczenie psychiatryczne. Od tego czasu Marian C. przebywa w zakładzie karnym, a sądy bez głębszej analizy co pół roku przedłużają leczenie mężczyzny. – Wiązaliśmy duże nadzieje z ostatnimi posiedzeniami sądu, jednak nie udało się go przekonać, że mężczyzna może leczyć się na wolności. On sam coraz gorzej się czuje i coraz gorzej wygląda. Nie składamy broni i zamierzamy wkrótce znów próbować go wyrwać zza tych szpitalnych krat– mówi adwokat.
(acz)