Kolejne przejęte domy przez lichwiarzy z Rybnika
Rodzina z dwójką dzieci straciła dom w Lyskach. Atrakcyjna działka pod lasem z domem w stylu góralskim przepadła, bo właściciele pożyczyli 12 tysięcy złotych od oskarżonych. Wszystko przez misternie utkaną intrygę.
Ulica Wygony w Lyskach to atrakcyjny teren dla developerów. Dobry dojazd oraz bliskość lasu powoduje, że wiele ludzi chciałoby się tutaj wybudować. Nie inaczej było z rodziną K. Małżeństwo postawiło na działce o powierzchni 3,5 tysiąca metrów dom w stylu góralskim. Niestety, zabrakło im pieniędzy na wykończenie budynku. –To był 2004 rok. Popadliśmy w tarapaty finansowe – przyznaje pani Anna, która 15 listopada zeznawała przed sądem w Rybniku jako poszkodowana. – Żaden bank nie chciał nam dać pieniędzy. Mąż przeglądając gazetę znalazł ogłoszenie. Firma proponowała pożyczki dla każdego. Po telefonie zapytano nas czy posiadamy nieruchomość. To był jedyny ich warunek – mówi poszkodowana. Mąż pani Anny spotkał się z Tomaszem B. i Maciejem P.. – Szybko okazało się, że Maciej P. to kolega mojego męża z dzieciństwa. Mieszkali w tej samej okolicy. Chcieliśmy, aby zabezpieczeniem kredytu była tylko połowa działki. Druga połowę planowaliśmy sprzedać i między innymi za to spłacić zaciągany kredyt. Maciej P. i Tomasz B. powiedzieli, że można tak zrobić, a to co zrobimy z tą połówką ich nie interesuje. Mąż wrócił ze spotkania podekscytowany. Wierzyliśmy, że teraz wszystko się uda – mówi pani Anna.
To tylko formalność
30 listopada 2004 roku małżeństwo K. spotkało się z Maciejem P. i Tomaszem B. w kancelarii notarialnej. K. mieli wziąć 12 tysięcy złotych pożyczki i spłacić ją do maja 2005 roku. Oprocentowanie miało wynosić 4 proc. Już na korytarzu kancelarii mężczyźni poprosili K. o podpisanie kilku dokumentów. – Okazało się, że oprocentowanie będzie wynosić 8 a nie 4 proc, a rata będzie wynosić blisko tysiąc złotych. Mimo to zgodziliśmy się na takie warunki. Chcieliśmy dokończyć remont domu, a ja miałam wyjechać za granicę do pracy – wylicza kobieta. W pliku dokumentów, które Tomasz B. i Maciej P. przynieśli do kancelarii był weksel, oraz specjalna umowa. Umowa, zgodnie z którą, Tomasz B. i Maciej P. mają prawo do sprzedaży ich nieruchomości w przypadku niespłacenia 12 tysięcy złotych pożyczki. Ustalono, że nieruchomość może być sprzedana wówczas za kwotę nie mniejszą niż 40 tysięcy złotych. – W kancelarii zapewniano nas, że zarówno weksel jak i ta umowa nigdy nie zostaną użyte, więc możemy je spokojnie podpisać. Wszystkie umowy były na niejaką Katarzynę B. . Nigdy tej pani nie widziałam, ale Tomasz B. zapewniał, że ma jaj pełnomocnictwo. Początkowo chcieli, aby nieruchomość można było sprzedać za 20 tysięcy złotych, ale ostatecznie stanęło na 40 tysiącach. Jak mówili, to i tak miało nigdy nie zostać użyte – wspominała przed sądem kobieta. K. podpisali u notariusz wszystkie dokumenty. W kancelarii dostali do ręki 12 tysięcy złotych pomniejszone o koszty notariusza i pierwszą ratę.
Chcę kupić działkę
Na działce przy ulicy Wygony w Lyskach zaczęli się pojawiać kupcy na połowę działki, za którą K. mieli spłacić kredyt. Jeden z nich był niemal zdecydowany. Działka była zlokalizowana pod samym lasem. Bardzo to mu się podobało. – Narzekał na przedłużające się formalności w banku. Cały czas odkładał moment sfinalizowania transakcji – mówi poszkodowana. W tym czasie K. przestali płacić raty kredytu, bo chcieli to spłacić jednorazowo po sprzedaży działki. Ani Maciej P. ani Tomasz B. nie dzwonił z ponagleniami w sprawie niewpływających rat. Sytuacja przeciągnęła się do maja, a więc do miesiąca, kiedy kredyt miał zostać spłacony. – Pod naszym domem zaczęli się pojawiać mężczyźni, którzy kazali nam się wyprowadzić. Mąż do nich wychodził. Grozili mu, że go przywiążą do samochodu i przeczołgają po drodze. Robiło się niebezpiecznie. Poszliśmy najpierw na policję, potem do adwokata. Tam okazało się, że podpisaliśmy niekorzystne dla siebie dokumenty i już nie jesteśmy właścicielami domu. Wyprowadziliśmy się, bo baliśmy się o dzieci – mówi kobieta.
Dwa procesy w sądzie
Przed rybnickim wydziałem Sądu Okręgowego w Gliwicach, gdzie toczy się proces Macieja P. i Tomasza B. kobieta przyznała, że wpadli z mężem w misternie utkaną intrygę. – Okazało się, że kupiec na działkę był podstawiony przez Tomasza B. i Macieja P. Celowo przedłużał kupno do maja. Tak naprawdę im tylko zależało na naszym domu. Straciliśmy go za 12 tysięcy złotych. Działka miała 3,5 tysiąca metrów i ładny dom. Chcielibyśmy znów odzyskać działkę lub jej równowartość – mówił przed sądem kobieta. Tomasza B. i Macieja P. nie było w czwartek w sądzie. Razem z nimi na ławie oskarżonych zasiada 14 innych osób w tym notariusz. Grupa miała przejąć nieruchomości o wartości 23 milionów złotych. Dom w Lyskach był tylko jednym z wielu przejętych w ten sposób nieruchomości. W tym samym sądzie toczy się jeszcze jeden proces, gdzie wartość przejętych domów wynosi 16 milionów złotych. Co ważne. Obie kwoty dotyczą zaniżonych wartości nieruchomości, za które oskarżeni sprzedawali sobie nawzajem przejęte nieruchomości. Ich rzeczywista wartość może być nawet kilkanaście razy większa. Tomasz B. i Maciej P. są oskarżeni w obu procesach.
(acz)
Imię i nazwisko bohaterki zostało zmienione
Ten notariusz powinien dostac kare smierci , w glowie sie nie miesci taka historia , powinny byc podane pelne nazwiska tych osob oraz dane , aby ludzie sie dowiedzieli o tym , takie cos tylko w Polsce , prawo powinno zabraniac takich pozyczek .
Dobry zwyczaj nie pożyczaj. To działa w dwie strony. Spotkały cwaniaki głupich ludzi i okazało się że za głupotę trzeba płacić. Nic nowego.