Szlachetna Paczka z wizytą u pani Wioletty
Co roku na listę potrzebujących Szlachetnej Paczki trafia kilkadziesiąt rodzin w każdym mieście. W tym roku w Wodzisławiu Śląskim było ich 56. Darczyńców chcących spełnić marzenia było tak wielu, że zdecydowano się dodatkowo pomóc dwóm rodzinom z województwa opolskiego. Wśród potrzebujących znalazła się między innymi pani Wioletta, matka samotnie wychowująca dwójkę dzieci.
Co do paczek?
Gdy dana rodzina lub osoba samotna pomyślnie przejdą proces weryfikacyjny, tworzona jest „lista potrzeb”, która dołączona zostaje do opisu. Wśród najpotrzebniejszych rzeczy znajdują się między innymi: ubrania, jedzenie, chemia, artykuły szkolne, małe i większe AGD, opał, meble, zabawki i wiele innych. W przygotowanie paczek może być zaangażowana jedna osoba, cała rodzina, firma, a nawet całe grono znajomych czy całe szkoły. Wystarczy, że jedna osoba wybierze rodzinę z listy i wspólnie z członkami rodziny lub znajomymi mogą wspólnie przygotować prezenty. Dzięki temu do jednej rodziny trafia nawet kilkadziesiąt prezentów z najpotrzebniejszymi artykułami.
Pomoc na każdym etapie odbywa się anonimowo. Opisy osób w potrzebie tworzone są w taki sposób, by nikt nie mógł zorientować się o kogo chodzi i gdzie mieszka. Obdarowana rodzina także nie wie, kto przygotował jej paczki. W komunikacji między obiema stronami uczestniczą wolontariusze.
Szlachetna Paczka w Wodzisławiu
Finał Szlachetnej Paczki przypadł w tym roku na weekend 8-9 grudnia. W sobotę darczyńcy przywozili prezenty do sztabu, który mieścił się w Wodzisławskim Centrum Kultury. W niedzielę od wczesnych godzin porannych wolontariusze rozwozili paczki do rodzin. W przyjmowaniu i rozwożeniu paczek pomagali strażacy i ratownicy medyczni.
Z wizytą u pani Wioletty
Jedną z osób, która pojawiła się na tegorocznej liście Szlachetnej Paczki, była pani Wioletta - młoda mama, samotnie wychowująca dwójkę dzieci. Pani Wioletta jest po trudnym rozwodzie. Mieszka w domu byłego teścia, były mąż wyprowadził się po tym, jak odkryła, że miał na boku romans. To, że jest ciężko, było widać już na „dzień dobry”. Pod drzwiami domu zamieszkałego przez panią Wiolettę stał karton z żywnością, którą podrzucił nieznany darczyńca.
– Były teść pozwolił mi tu nadal mieszkać z dziećmi. To on dokonuje wszystkich opłat związanych z domem i opałem. Gdyby nie on, nie wiem, co by było, gdzie bym dzisiaj mieszkała razem z dziećmi – powiedziała pani Wioletta. – Dom jednak formalnie nie należy do mnie. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie będę tu mogła mieszkać do końca życia. Gdyby ktoś kazał mi się dziś z niego wyprowadzić, nie miałabym czego ze sobą zabrać. Walczę o to, by któregoś dnia wprowadzić się do własnego lokum, ale póki co nie mam możliwości. Nie mam nawet odkurzacza, bo nie stać mnie na jego zakup, sprzątam miotłą – opowiada.
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu