W Boże Narodzenie rozbił się tu amerykański bombowiec
Na jednej ze ścian kościoła pw. św. Stanisława w Marklowicach wisi granitowa tablica. Poświęcona jest pamięci załogi amerykańskiego samolotu bombowego, który został zestrzelony i rozbił się o marklowicką ziemię 26 grudnia 1944 r. - Dziś znamy wiele szczegółów tego niegdyś prawie nieznanego epizodu II wojny światowej - mówi Józef Kłosok, prezes Towarzystwa Miłośników Marklowic.
Przypadkowa śmierć
Jak wspomina Kłosok, polecenie zwiezienia z pól części rozbitego samolotu otrzymał Józef Burszczyk z Marklowic Górnych. - W trakcie zwózki blaszanych elementów samolotu doszło do kolejnej tragedii - mówi. Powożący końmi Bolesław Mika, wówczas 19-letni chłopak, będący pracownikiem w gospodarstwie Burszczyka, spadł z jarzm dyszla drabiniastego wozu wprost pod koła wyładowanej szczątkami samolotu furmanki. W wyniku obrażeń zmarł 3 stycznia 1945 r. Trzy dni później został pochowany na cmentarzu w Marklowicach Dolnych.
Pamiętają o poległych
Na pamiątkę tych tragicznych wydarzeń 11 listopada 2004 r. w Marklowicach odbyła się niezwykła uroczystość. W ścianę kościoła św. Stanisława wmurowano tablicę poświęconą pamięci amerykańskich lotników, którzy zginęli w Marklowicach w 1944 r. Wypisane są na niej imiona i nazwiska 9 poległych. A są to: Robert Flake, John Reese, Harold Mitchell, Paul Yarley, Sherwood Griswold, Carlis Morton, Clyde Plants, Theodore Gilson oraz Seymour Apt. Z kolei Weiss i Smith szczęśliwie doczekali końca wojny.
Dzięki staraniom Józefa Kłosoka i Towarzystwa Miłośników Marklowic w Izbie Historii i Tradycji powstała wystawa obrazująca losy amerykańskiego bombowca, który spadł na marklowicką ziemię. - Serdecznie zapraszam do zwiedzenia naszej wystawy - mówi Józef Kłosok.
(juk)