Udany efekt holenderskich poszukiwań mszańskich krewnych
Pewna holenderska rodzina odnalazła w Mszanie krewnych swojej prababci. Kilka dni temu doszło do holendersko-polskiego spotkania.
W lutym 2017 r. do Mszany przyjechali Holendrzy, którzy szukali tu rodziny swojej prababci, Franciszki Macury-Ochman. - Chcielibyśmy dowiedzieć się o niej czegoś więcej, na przykład kiedy, dlaczego i z kim wyjechała do Bottrop. Ciekawi nas jej rodzeństwo – wyjaśniała wtedy pani Monique Mol van Zelst z Rotterdamu.
Odnaleziony brat
Franciszka Macura-Ochman urodziła się w Mszanie w 1878 r. Pod koniec XIX w. wyjechała do Bottrop w Westafalii. Tam założyła rodzinę i zmarła w 1953 r. Na prośbę holenderskich gości urzędnicy z Mszany, pomogli w poszukiwaniu mszańskich krewnych ich prababci. Ustalili, że Franciszka miała przynajmniej pięć sióstr: Annę, Ludwinę, Paulinę i Wiktorię. Jedna z sióstr Anna zmarła w Radlinie, tam zachował się jej akt zgonu. - Prawdopodobnie w tym samym czasie co Franciszka wyjechała do Bottrop, bo jest adnotacja, że w tym mieście brała ślub – wyjaśniali mszańscy urzędnicy. Holendrzy wrócili do domu, ale w Mszanie nie próżnowano. Później pracownicy urzędu gminy ustalili jeszcze, że pani Franciszka miała również brata Józefa. Ten zaś okazał się dziadkiem obecnej mieszkanki Mszany Janiny Ważny z domu Macura. Ruszyły przygotowania do kolejnej wizyty. Kilkanaście dni temu Holendrzy ponownie przyjechali do Mszany. Tym razem by spotkać się ze swoimi dalekimi krewnymi.
Wizyta u pani Janiny
Monique wraz z mężem, ojcem i ciotką odwiedzili rodzinę Ważnych w piątek 25 stycznia. Nie obyło się bez wzruszeń i wspomnień o przodkach. - Choć obie rodziny dzielą pokolenia i odrębna historia, widać było radość z nieoczekiwanego spotkania – informuje UG w Mszanie, który wziął aktywny udział w poszukiwaniach. - O wizycie dowiedziałam się dwa tygodnie wcześniej. Byłam zaskoczona, że do takich odwiedzin dojdzie, ale cieszę się, że mogłam poznać dalekich krewnych – mówi pani Janina Ważny. Przyznaje, że nic nie wiedziała o tym, że w Holandii mogą żyć potomkowie Macurów. - Dziadka Józefa w ogóle nie znałam, bo zmarł w 1945 r. kiedy mnie nie było jeszcze na świecie. Z opowieści taty i babci wiedziałam, że w Bottrop mamy krewnych, ale co dalej się z nimi działo, tego już nikt nie wiedział. Teraz już wiemy, że niektórzy z nich żyją w Holandii – dodaje pani Janina.
Na szkubaczkach
Holenderscy goście w towarzystwie wójta Mirosława Szymanka odwiedzili również kościół św. Jerzego w Mszanie, byli również na Grobie Ofiar Marszu Śmierci na tutejszym cmentarzu, a wieczorem pojechali jeszcze na zaproszenie KGW w Gogołowej na „szkubaczki”. Mimo że nie znają polskiego, wraz z gospodyniami śpiewali tradycyjne przyśpiewki, wpisali się do księgi pamiątkowej i dostali na pamiątkę piękny obraz.
(art)