Długi sen ulicy Długiej
– Posłuchałem Wałęsy, który mówił, żeby brać sprawy w swoje ręce. Zwolniłem się z Rafako i zająłem się handlem. Poszedł za tą falą i... od pięciu ostatnich lat tego żałuję – mówi Krzysztof Lechowicz, który zaczynał od wynajmu pomieszczeń w sklepie Pewex przy ul. Opawskiej, by później przenieść się z działalnością gospodarczą na ulicę Długą. To właśnie tutaj przez wiele lat prowadził sklepy z odzieżą oraz zabawkami. Po latach prosperity zostały dziś tylko wspomnienia. W podobnej sytuacji znajduje się wielu innych przedsiębiorców z Raciborza. W centrum miasta co krok natrafiamy na lokale do wynajęcia. Kiedy to się zaczęło i czy da się jeszcze coś z tym zrobić?
Idą w tańsze rzeczy
W ciągu lat zmieniły się również zachowania konsumentów, którzy zaczęli przedkładać zakupy w supermarketach i „sieciówkach” nad zaopatrywanie się u lokalnych handlarzy. Dla wielu jakość przestała być czynnikiem wiodącym przy dokonywaniu zakupów. Wszak w cenie jednej, dobrze wykonanej rzeczy, można kupić dwie czy trzy tańsze. Niższa jakość tak okazyjnie kupionego towaru nie ma w tym przypadku znaczenia.
– Zmieniły się przyzwyczajenia klientów, którzy po prostu idą w tańsze rzeczy – mówi Krzysztof Lechowicz. Przedsiębiorca wskazuje, że jego klienci to głównie ci sami ludzie, którzy robili u niego zakupy jeszcze w latach 90., a więc osoby w wieku 45 – 80 lat. W dobie popularności sklepów znanych sieci oraz zakupów przez internet, przyciągnięcie klienta młodzieżowego to dla handlarzy pokroju Krzysztofa Lechowicza coś nieosiągalnego.
Ryzykanci potrzebni od zaraz
Choć Krzysztof Lechowicz osiągnął już wiek emerytalny, z zainteresowaniem oczekuje zakończenia remontu ulicy Długiej. – Zobaczymy czy klienci wrócą. Jeśli te sklepy, które dzisiaj są puste, zostaną na nowo otwarte, jeśli odważni ludzie otworzą kawiarenki, bary szybkiej obsługi, to może to wszystko znowu chwyci. Na Zachodzie już tak jest, że rynek i okolice odżywają, zobaczymy czy w Raciborzu też tak będzie – kończy nasz rozmówca.
Przykładem ludzi, którzy potrafią odnaleźć się ze swoim biznesem na ulicy Długiej, jest Łukasz Mierzwa ze Studia Tatuażu Sailor Tattoo. Artysta przyznaje, że jego działalność broni się klientelą spoza Raciborza. Uważa, że część biznesów pada, gdyż zostały uruchomione bez rozeznania rynku. Te dobrze przemyślane utrzymują się. – Oby pojawiło się jak najwięcej młodych ludzi, którzy nie będą bali się zaryzykować – dodaje Ł. Mierzwa.
Więcej energii, kolorów i ruchu
Dla przedsiębiorcy z młodego pokolenia wolne lokale użytkowe nie są niczym niezwykłym. – W Rybniku czy we Wrocławiu jest to samo. Prędzej czy później ktoś je zagospodaruje – mówi Łukasz Mierzwa. Twierdzi, że ulica Długa ma potencjał przeistoczenia się w kulturalno-towarzyskie centrum miasta. Potencjał, który nie jest obecnie wykorzystywany. – W ostatnich latach Długa stała się ulicą ludzi starszych, którzy lubią spokój. Brakuje tu pubu. Naprzeciwko nas była restauracja, w której nie można było podać gościom piwa, bo okoliczni mieszkańcy się na to nie zgodzili i lokal nie dostał koncesji – rozwija swoją myśl.
Właściciel studia tatuażu podkreśla, że choć Racibórz zmaga się z problemami typowymi dla małych miast, to nie można mu odmówić tego, że „idzie do przodu”, czego przykładem może być zagospodarowanie bulwarów nad Odrą czy organizacja Intro Festivalu. – Jednak takich rzeczy, które przyciągnęłyby tutaj młodego człowieka, jest wciąż za mało. Ja bym chętnie pokolorował to miasto. Działa tutaj kierunek edukacji artystycznej, ale tego w ogóle nie widać – kończy.
Turyści i nowi mieszkańcy
W ożywienie ulicy Długiej wierzy prezydent Raciborza Dariusz Polowy, choć ma się to odbyć „w innym niż dotychczas wymiarze”. – To nie będzie tak, że ktoś będzie szedł na ulicę Długą, żeby kupić sobie czapkę. Ta ulica powinna czerpać z ożywienia turystycznego, na które można liczyć, wziąwszy pod uwagę atuty Raciborza. Przy takim ożywieniu turystycznym powinna się tam rozwijać branża gastronomiczno-rekreacyjna – mówi prezydent Raciborza.
Rewitalizację centrum łączy on ściśle z demografią, tj. sprowadzaniem do Raciborza nowych mieszkańców. Mogą się nimi stać osoby, które dojeżdżają do pracy w Eko-Oknach z odległych miejscowości. Trzeba im tylko stworzyć warunki do zamieszkania w Raciborzu. Pierwsze kroki w tym kierunku zostały podjęte już przez ekipę Mirosława Lenka (budowa bloków na Ostrogu oraz przy ul. Łąkowej). Co na tym polu zamierza zdziałać Dariusz Polowy? Przeczytacie o tym Państwo w wywiadzie, który publikujemy jutro w portalu Nowiny.pl.
Wojtek Żołneczko
@kkkk - duże galerie w centrum działają w dwie strony - z jednej "wysysają", z drugiej prowokują do pojawienia się w centrum. Dzięki temu ja nie obserwuję zjawiska aby w centrum Rybnika było mało osób. Owszem też są puste lokale, ale jakieś muszą być bo mamy przecież wolny rynek. Gdyby nie było pustych lokali to właściciele szaleliby z cenami za wynajem. To co bardzo pozytywne w centrum Rybnika to ubywanie punktów bankowych i pożyczkowych na deptakach. Pojawia się za to co raz więcej knajpek i ogólnie gastronomii. Na plus działa również polityka prorowerowa. W weekendy pojawia się co raz więcej turystów rowerowych w mieście, a gastronomia jest czynna przez 7 dni w tygodniu więc jest dużo bardziej rentowna od handlu. Najgorsze wymiatacze ludzi z centrum to duże markety na przedmieściach tak jak w Raciborzu Auchan. Większe miasta sobie poradzą. W mniejszych centra wymierają. I tak się pocieszcie tym, że w Raciborzu nie jest tak źle jak w Koźlu, Wodzisławiu czy Żorach. Tam to dopiero są pustki.
To takie błędne koło: atrakcyjniejsze sklepy się nie otwierają, bo nie ma ruchu, a nie ma ruchu, bo nie ma po co iść. Takie wymarłe deptaki są w całej Polsce. W Rybniku galeria w centrum wyssała ruch z okolicznych uliczek, a zwiększyła ruch samochodowy. W Gliwicach centrum wymierało mimo bezpłatnego parkowania do niedawna i dalej wymiera mimo możliwości dojazdu samochodem na główną ulicę handlową. Paradoksalnie, gastronomia lokuje się tam gdzie parkowanie jest najdroższe. W dużych miastach z dużą liczbą turystów obroty wzrastają po zamknięciu ulicy dla ruchu samochodów (np. w Gdańsku). Moim zdaniem handel na ulicach mniejszych miast zabił Internet i galerie. Jedno i drugie oferuje dużo większy wybór towaru często za niższą cenę, do tego dochodzi wygoda (nie trzeba chodzić, nie pada, nie wieje).
Ciekawe jak można to zmienić "Brakuje tu pubu. Naprzeciwko nas była restauracja, w której nie można było podać gościom piwa, bo okoliczni mieszkańcy się na to nie zgodzili i lokal nie dostał koncesji.."
Ja osobiście przestałem tam chodzić kiedy co 2 lokal stał się bankiem.
To, że ul. Dluga umiera to niczyja wina. Sami wolimy kupić przez Internet. Tak jakby kowal miał pretensje że koni nie chcą już dziś podkuć.
Z tą ulicą Długą to jest długa historia... Jak w czasach świetności były knajpy i puby to mieszkańcom (pewnie słusznie) przeszkadzał hałas wieczorem, więc oni nie będą zadowoleni z "artystycznego" centrum miasta. Co do geszefcików które funkcjonowały i taki smutek za nimi teraz jest: jeśli ceny są 2 razy większe, a wybór 3 razy mniejszy niż w galerii to dlaczego mam kupić u sklepikarza? W Niemczech i Holandii też jest lipa w centrum miast!! Takie czasy.