Szkoła musi uczyć czegoś, co jest potrzebne
Specjalnie dla „Nowin Raciborskich” wiceminister edukacji Marzena Machałek mówi o działaniach rządu na rzecz rozwoju szkolnictwa zawodowego, aby krajowy rynek zatrudnienia nie cierpiał na niedobór rąk do pracy.
– Jak polski system edukacji wygląda na tle kształcenia na Zachodzie?
– Państwa Unii Europejskiej mają podobne problemy jak my w kraju, jeżeli chodzi o rynek pracy. W niektórych zawodach zwyczajnie brakuje pracowników. Zarówno jeśli chodzi o te najniżej kwalifikowane profesje, jak i te wymagające wysokich kwalifikacji. Tyle, że w Polsce dzieje się to z innego powodu niż na Zachodzie. Po 1989 roku upadł w Polsce przemysł – lekki jak i ciężki. Wraz z tym upadkiem zakończyły działalność szkoły przyzakładowe. Później przez długie lata tego nie odbudowywano. Doszły do tego procesy społeczne, przede wszystkim niż demograficzny oraz wyjazdy młodych ludzi za granicę, za lepszym życiem i zarobkami. Dlatego w obecnych warunkach musimy odbudowywać prestiż kształcenia zawodowego i szacunku dla pracy. Bo dzisiaj hydraulik, kucharz, fryzjer czy mechatronik, zawody i te usługowe jak i te twarde techniczne, są niezwykle nam w kraju potrzebne.
– Czego możemy się od Europy uczyć w zakresie edukacji młodych ludzi?
– Na pewno poważnego traktowania i podejścia do tej ciężkiej, fizycznej pracy. Na Śląsku nigdy nie było i nadal nie ma z tym większego problemu. Istotne, że kształcenie zawodowe w krajach Europy, mimo że boryka się problemami jak u nas: brakiem rąk do pracy i brakiem chęci ze strony młodych ludzi by szli do szkół kształcących zawodowo, to kładzie się tam duży nacisk na zachęcanie do podejmowania takiej nauki. My mamy jeszcze przewagę, np. w porównaniu z Niemcami, w liczbie osób kształcących się zawodowo. Trzeba jednak przyznać, że mniej efektywnie tę młodzież kształcimy. W mniejszym stopniu niż u nich nasze kształcenie jest powiązane z przyszłymi pracodawcami. Dlatego musimy modyfikować system kształcenia.
– Kiedy należy spodziewać się tych pożądanych zmian?
– Od września tego roku wchodzi do szkół reforma szkolnictwa, którą nadzorowałam. Ona powiąże szkoły z pracodawcami. Przy tym chcemy czerpać ze wzorów europejskich, które się tam sprawdziły. Oni też mogą się uczyć od nas. Czego? Pewnej otwartości na nowości. Dziś trzeba też zwrócić uwagę, na to nad czym mocno pracują Niemcy. Chodzi o kompetencje przyszłości. Dziś oceniamy co jest potrzebne tu i teraz, ale potrzebujemy też spojrzenia w perspektywie 5 i 10 najbliższych lat. Młodzi ludzie powinni się wymieniać doświadczeniami. Polacy wyjeżdżają ze szkół technicznych i branżowych na program Erasmus. Przyszłość jest taka, że tych wyjazdów jeszcze przybędzie.
– Z perspektywy wyborów do europarlamentu można kształtować politykę oświatową w Polsce?
– Europarlament musi dostrzegać potrzeby naszego rodzimego rynku pracy. Z punktu widzenia rozwoju Polski, a nie tylko w kontekście potrzeb rozwojowych innych krajów Unii. Polacy chcą się kształcić w wyższych zawodach, stąd to wielkie zainteresowanie w ostatnim czasie szkołami technicznymi. Temu pomaga wymiana doświadczeń, pozyskiwanie środków europejskich na wyposażenie placówek i podnoszenie kwalifikacji kadry pedagogicznej. Pani poseł Izabela Kloc bardzo mnie w tych dążeniach wspierała. Ważne są działania na poziomie lokalnym. Bardzo podobała mi się inicjatywa z Raciborza, przygotowana przez „Nowiny Raciborskie”. Zapamiętałam to wydarzenie bardzo dobrze. To był znakomicie przygotowany festiwal przyszłych zawodów dla młodzieży (Festiwal Perspektyw - red.). Widziałam też na Śląsku poszczególne szkoły, które współpracują z dużymi miejscowymi zakładami pracy jak np. Jastrzębska Spółka Węglowa. Rzemiosło jest także dobrym partnerem w kształceniu zawodowym. Właśnie od Śląska współczesna Europa może się uczyć tego jak pewne rzeczy w podejściu do wykonywanej pracy powinny wyglądać. Potrzebna jest nam też otwartość i wymiany młodzieży. Dzięki temu nasze szkolnictwo będzie rozwijało się w sposób nowoczesny.
– Z naborów na przyszły rok szkolny widać, że wciąż prym wiodą licea. To panią nie martwi?
– Żeby młodzi ludzie znów, tak jak kiedyś ich rodzice, chcieli uczyć się w szkołach branżowych, muszą być przekonani, że to są dobre szkoły. Bo można się w nich uczyć, ale można szybciej wejść na rynek pracy, już zarobkować, a jednocześnie zdecydować się na dalszą naukę. Trzeba trochę czasu, aby to zaufanie do tego szczebla szkolnictwa odbudować, podnieść jego prestiż. Z nowymi podstawami, z nowymi przepisami to wprowadzamy. Reforma się dokonuje, na to trzeba poczekać.
Generalnie nie ma u nas mniejszego zainteresowania szkołami zawodowymi. Jest coraz większe zainteresowanie technikami. Jest z nimi jeden problem. To, że młodzi ludzie nie potrafią ich ukończyć, bo bywają dla nich za trudne. Dlatego wprowadzamy zmianę, żeby kształcenie zawodowe można było rozszerzyć. Młodzi będą wiedzieli do jakiej szkoły idą, że to kształcenie w nowych kwalifikacjach będzie się im liczyć na maturze w związku z tym ta szkoła nie jest taka trudna. Oczywiście nie ma mowy o obniżaniu poziomu. Chodzi jedynie o dopasowanie kształcenia do przyszłego zawodu, bez zamykaniu komuś drogi do dalszej edukacji, do studiów na politechnice.
Rozmawiam z nauczycielami, rozmawiam z uczniami. Obserwuję dynamiczny rozwój placówek. Młodzi ludzie są dumni ze swoich szkół. Nauczyciele są w nich bardzo zaangażowani, oni wiedzą, że absolwenci muszą mieć na rynku pracy konkretne kwalifikacje. Pracujemy nad tym żeby Polacy chcieli wysyłać dzieci do szkół branżowych, które dobrze przygotują do zawodu i jednocześnie nie zamykają dróg dalszego kształcenia.
– W tej pracy nad systemem nie będzie problemem zapowiadane na wrzesień odwieszenie strajku nauczycieli?
– Ustawa prawo oświatowe i inne przepisy, które zmieniono, została przyjęta przez sejm przy zaledwie jednym głosie wstrzymującym się. Właśnie są przygotowywane, wydawane i podpisywane ostatnie rozporządzenia. Publikowane jest rozporządzenie o podstawach programowych. Robimy swoje. Szkolimy nauczycieli do pracy z nowymi podstawami, tak by rozumieli, że w procesie kształcenia niezbędny jest pracodawca, dla przygotowania w szkole programu dostosowanego do lokalnego rynku pracy. Trzeba zmienić sposób myślenia. Zdajemy sobie sprawę, że występuje problem ze świadomością, otwartością nauczycieli, dyrektorów i samorządów, ale muszą oni zrozumieć, że inaczej szkoły nie przetrwają. To jest ich walka o przyszłość. Problemy są po to, by je rozwiązywać. Nauczyciele mają prawo do protestu, ważne jednak by nie protestowali kosztem uczniów. Trwają prace nad Kartą Nauczyciela aby wypłacić nauczycielom dodatkowe wynagrodzenia od 1 września. Chcemy wesprzeć nauczycieli, bo bez nich żadna reforma się nie uda.
Rozmawiał Mariusz Weidner
Brakuje informacji, że jest to artykuł sponsorowany.