Zapiski z pamiętnika Łukasza podróżnika: Krótki traktat estetyczny
Jeszcze raz, obiecuję, że to już raz ostatni, proszę pozwolić mi powrócić do mojego tegorocznego pobytu w Niemczech. Tym razem dlatego, iż parę slów chciałbym skreślić na temat estetyki, że tak ją dookreślę, kościelnej, z którą tam, na Zachodzie, się zetknąłem. Otóż estetykę tę chciałbym opisać - pisze ks. Łukasz Libowski.
Nie uświadczy się kiczu
Znalazłszy się w świątyni, zbudowanej i urządzonej przez naszych zachodnich sąsiadów współcześnie, człowiek łatwo umie się skupić i rozmyślać o tym, co istotne, co ważkie, czyli o sobie, o swoim życiu i swojej duszy, i o Bogu. Sprzyja niemiecki przybytek modernistyczny, uważam, wyciszeniu, modlitwie: niewiele w nim bowiem jest elementów rozpraszających, przyciągających wzrok, dopraszających się o uwagę. Zwykle mamy tam tylko ławki, ołtarz, ambonę, krzyż, tabernakulum i wizerunek czy figurę Matki Bożej – i to jeszcze, by tak rzec, całkowicie wtopione w kontekst.
Co do materiału: mamy tu, prawdę mówiąc, wszystko, drewno, kamień, marmur i dużo betonu – a każde z tych tworzyw jest tu dobrej jakości. Myślę w tym momencie zwłaszcza o niemieckich szatach liturgicznych. Proszę mi wierzyć, wielka to przyjemność je zakładać. Zawsze uszyte są z naturalnych tkanin; owszem, gną się, lecz prezencja ich z nawiązką rekompensuje wysiłek, który podjąć trzeba dla nienagannego ich utrzymania. Wszytko, co wychodzi z niemieckich warsztatów, jest dobrze wykonane – taki przynajmniej, o ile w sprawie się orientuję, funkcjonuje na Śląsku stereotyp; ponoć przymiotnik „dobry” stopniuje się u nas w sposób następujący: dobry, lepszy, niemiecki. Nie dziwota zatem, iż i rzeczy przeznaczone na potrzeby wspólnoty wierzących robią Niemcy porządnie, solidnie, wykorzystując do tego całą swoją rzemieślniczą wiedzę, angażując wszystkie swoje umiejętności. Tym bardziej zaskakuje, iż rzeczy te są często bardzo, ale to bardzo proste; ujmuje ta ich prostota!
Niemcy mają naprawdę ciekawe pomysły na sztukę kościelną, w niejednym momencie potrafią zaskoczyć, wszak nie boją się oni rozwiązań niekonwencjonalnych, odważnych, na przykład abstrakcji; niezmiernie mi tym Niemcy imponują. Ale, co szczególnie chcę podkreślić, niemieckie owe pomysły są na usługach konceptów: właściwie zawsze za tworzoną przez Niemców kościelną sztuką idzie intelekt, refleksja, myśl, myśl nieraz wyrafinowana, bardzo zaawansowana, trudna do intuicyjnego odgadnięcia, wymagająca przygotowania i wiedzy, zmuszająca do podjęcia wysiłku interpretacji. Nie, nie uświadczy się w kościołach Zachodu kiczu, sentymentalizmu, banalności.
Znacznie, znacznie więcej
Na koniec pozwólcie mi, szanowni Państwo, zaznaczyć tylko, iż estetyka, z jaką obcowałem, przez krótki czas duszpasterzując w Kościele niemieckim, bardzo mi się podoba; jasne, nie wszystkim musi ona odpowiadać i nie wszyscy muszą się w niej znajdować – pamiętając o zasadzie: de gustibus non est disputandum (o gustach nie powinno się dyskutować), nikogo dla tej estetyki nie chcę pozyskiwać.
Życzyłbym sobie bardzo jakieś dzieło sakralne, w całości z teorii piękna tu zarysowanej zrodzone, wnet i u nas zobaczyć; życzyłbym sobie, żeby tego rodzaju dzieł, bo określona ich ilość, ilość, niestety, dość skromna, już u nas jest, było w Kościele polskim znacznie, znacznie więcej.
ks. Łukasz Libowski
Mininmalzm... A mżoe Ksiądz był u ewangielików?
Amor vacui - miłość pustki, miłość próżni, miłość nicości, miłość nieistnienia. Zadziwiający koncept dla architektury katolickiej świątyni. Brak mi choćby śladu interpretacji w tekście.