Cierpimy, ale Bóg jest z nami
Chciałbym, drodzy Państwo, abyśmy w felietonie niniejszym spojrzeli na Kościół jako na wspólnotę ludzi choć cierpiących, to jednak radosnych – radosnych ze względu na Boga, który cierpi wraz z nimi, który w trudnych dla nich chwilach z nimi jest - pisze ks. Łukasz Libowski przedstawia.
Czy ta decyzja moja była słuszna, czy nie, to już inna kwestia. Co do mnie: uważam, że miałem prawo tak postanowić. Nie muszę chyba każdej podejmowanej w swoich artykułach sprawy traktować wyczerpująco, możliwie wieloaspektowo. Mam przecież niewiele miejsca do dyspozycji. Poza tym, co istotniejsze, forma literacka, którą uprawiam, wymaga, w moim przekonaniu, właśnie subiektywności, dzielenia się swoimi aktualnymi przemyśleniami.
Że rzecz Księdza, Księże Arturze, przygnębiła, nie dziwię się wcale, gdyż refleksja, którą kilka tygodni temu na łamach NR opublikowałem, istotnie, bardzo była smutna. Nie mogła być inna, sądzę, albowiem poczęła się ona w smutku, w który to smutek wpędziła mnie rzeczywistość, w jakiej w tamtym czasie tkwiłem.
Rozpromieniona twarz i pogoda ducha
Tak, rację ma ks. Zaremba: my, ludzie Kościoła, wiele obecnie cierpimy; patrząc z pewnej perspektywy, może się wydawać, że cierpimy w samotności, porzuceni przez wszystkich, opuszczeni przez Boga, jednak tak naprawdę nie jesteśmy z cierpieniem sami. Nigdy sami naszego cierpienia dźwigać nie musimy, bo stale jest z nami Bóg.
Z tym, że tego naszego towarzysza, Boga, nie widzimy, nie możemy go dotknąć, o tym, że jest, nie mamy jak – w sposób empiryczny – się przekonać. Że jest przy nas i z nami, zapewnia nas nasza wiara. Wierzymy, a dzięki wierze wiemy, że Bóg bezustannie nam w życiu asystuje, zwłaszcza wtedy, kiedy aż do samej ziemi uginamy się pod ciężarem tego, co dźwigamy na swoich barkach, ponieważ on sam to o sobie nam objawił; toż gdyby nie było tak, jak Bóg objawił, byłby Bóg kłamcą, a tego, że jest kłamcą, przyjąć przecież o nim niepodobna: Bóg jako byt absolutnie doskonały nie może wszak kłamać.
Stąd to, ze świadomości opartej na wierze, że oto jest ze mną Bóg, Bóg nieodmiennie względem mnie wierny, a przez tę wierność wierny sobie, w sercu chrześcijańskim rodzi się radość. Nie jest to radość płytka, ale głęboka; niekoniecznie widać ją przeto gołym okiem, niekoniecznie ujawnia się ona w rozpromienionej twarzy i pogodzie ducha. Niekiedy radość ta w duszy chrześcijańskiej bardzo głęboko jest ukryta, tak głęboko, iż patrząc na tę duszę, by tak rzec, z zewnątrz, trudno istnienia owej radości w niej się domyślać.
Wiara moja wybrakowana
Problem chyba w tym, że pod naporem trudności, z jakimi mierzy się dziś Kościół, radość, o której mowa, nie tyle może topnieje, co schodzi na dalszy, drugi, trzeci albo i czwarty, plan, w efekcie czego uczeń Chrystusowy coraz mniej jest jej świadomy. Nie powinno tak być, ale doświadczenie, moje przynajmniej – byłaby wiara moja wybrakowana? – pokazuje, że dokładnie tak jest.
ks. Łukasz Libowski
a może cytacik z Flaszki Głodzia? " pierdolisz|!!!", i to nie jest żaden wulgaryzm, tylko naśladownictwo pasterza stada, nauka i przykład z tzw, góry