Mam na imię Krystyna. Jestem żoną i mamą alkoholika
Nie poszła na terapię po receptę na życie tylko po to, żeby o siebie zawalczyć. Spotkała tam wiele kobiet takich jak ona. Wyszła bogatsza o wiedzę i doświadczenia innych. Dziś wie jedno: to, że Bóg coś złączył, nie znaczy, że nie można tego rozłączyć. Maltretowane przez mężczyzn żony mają prawo do godnego i szczęśliwego życia, nawet kosztem swoich małżeństw. I to uświadamia teraz kobietom, które nie widzą dla siebie przyszłości.
Pierwszy krok jest najtrudniejszy
Balansowanie na granicy picia i trzeźwienia trwało u pana Jana dziesięć lat. Wracał do Gorzyc i do Branic, korzystał z terapii w poradni uzależnień, potem pił i znowu się leczył. – Największą traumą były powroty na mityngi AA, bo tam trzeba było szczerze powiedzieć, że się kolejny raz zapiło, a on się tego bardzo wstydził. Długo szukał dla siebie odpowiedniego miejsca. W końcu znalazł je w klubie abstynentów przy Szkolnej – tłumaczy po latach i wspomina awantury, które mąż urządzał po alkoholu. – Brałam dzieci i uciekałam z domu do siostry. Musieliśmy poczekać aż zaśnie i wszystko wracało do normy. Jak przychodził pijany, usuwałam się zawsze na bok i starałam się go nie prowokować, ale upatrzył sobie jednego z synów i tępił go niemiłosiernie. Konsekwencją tej wieloletniej presji psychicznej był kolejny alkoholik w rodzinie – dodaje.
Po terapii w gorzyckim szpitalu pan Jan trafił do poradni uzależnienia w Raciborzu i na mityngi organizowane w grupach anonimowych alkoholików. – On nie chciał na nie chodzić, a mnie terapia dla osób współuzależnionych bardzo pomagała. Całkowicie wyeliminowałam alkohol z domu. Zrobiłam porządki, podczas których wyrzuciłam nawet kieliszki. Jak pierwszy raz zapraszając rodzinę na urodziny zaznaczyłam, że w naszym domu się nie pije, nikt nie przyszedł. My z kolei chodziliśmy na imprezy w innym terminie niż reszta, żeby ominąć drażliwy problem. Potem ta izolacja była coraz mniejsza. Widocznie potrzebowali więcej czasu, żeby zaakceptować nasze zasady – tłumaczy pani Krystyna. Dziś wie, że poradnia uzależnień uratowała jej życie, choć gotowej recepty nigdy na nie nie dostała. – Zrozumiałam, że muszę przede wszystkim zadbać o siebie, a nie o męża alkoholika, bo skoro on się leczy i jest po tylu terapiach to już wie jak się obronić przed piciem. Wiedziałam, że nie można mu nadskakiwać, traktować jak obłożnie chorego i że z pijanym alkoholikiem się nie rozmawia. Tego nauczyła mnie poradnia – dodaje.
Gdy w alkoholizm wpadł syn, była mądrzejsza o wiedzę i doświadczenia wyniesione z poradni i mityngów, ale z dzieckiem nigdy nie jest łatwiej. – Wiedziałam, że muszę go trzymać krótko. Gdy po alkoholu zaczynał się awanturować i stawiać, dzwoniłam od razu po policję. Po spędzonej nocy na dołku pokorniał. Potem wprowadziłam zakaz wracania do domu pod wpływem alkoholu, więc gdy pił nocował u kolegów. Gdybym mogła założyć kłódkę na lodówkę, to zrobiłabym to. Jak powiedziałam mu kiedyś, że spakuję jego ubrania do worka na śmieci i wystawię za drzwi, nie uwierzył. Zrozumiał, że nie żartuję dopiero wtedy, gdy zmieniłam zamki. Usłyszałam kiedyś od syna, że trudno jest żyć w domu, w którym są tylko zakazy i nakazy, ale ja wiedziałam, że przy alkoholiku trzeba być twardym, nawet jeśli jest twoim dzieckiem. Trzeba dojrzeć do tej twardej miłości, bo tylko ona może je uratować – podsumowuje pani Krystyna. Jej syn leczył się w Branicach, a potem w ośrodku Monaru, ale pomógł dopiero wyjazd za granicę, gdzie znalazł nową pracę i zmienił środowisko.
Pani Krystyna z terapii dla współuzależnionych nie zrezygnowała. Najpierw chodziła dla siebie. Potem dla kobiet, które nie potrafiły uwierzyć, że z każdej sytuacji jest wyjście. Ona już wiedziała, że pierwszy krok jest najtrudniejszy, ale jak się go zrobi, to zawsze znajdzie się ktoś, kto chwyci za rękę i wskaże kierunek. – W swoim postępowaniu trzeba być konsekwentnym, nawet jeśli będą wyrzuty sumienia i będzie bolało serce. Pocieszające jest to, że po takiej terapii potrafimy ochronić siebie i swoje dzieci. I potrafimy zawalczyć o własne szczęście. W domu zawsze słyszałam: co Bóg złączył człowiek niech nie waży się rozłączyć, a na terapii spotykałam pobite i zaszczute żony alkoholików. My mamy prawo do szacunku i do godnego życia. Ja też wiele przeszłam, ale warto było, bo tego doświadczenia i wiedzy nikt mi nie odbierze – podsumowuje.
Katarzyna Gruchot
Poradnia Terapii Uzależnienia i Współuzależnienia będzie pracować do 20 grudnia zgodnie z harmonogramem: poniedziałki 8.00 – 20.00, wtorki 15.00 – 20.00, środy 15.00 – 20.00, czwartki 8.00 – 20.00, piątki 8.00 – 17.00. Rejestracja telefoniczna w godzinach pracy poradni 32 415 38 35.
Jeżeli ktoś z naszych bliskich boryka się z jakąś chorobą czy uzależnieniem staramy się mu pomóc. Niestety w przypadku uzależnień konieczna jest terapia z udziałem specjalistów bo sami niestety nie będziemy w stanie zbyt wiele zdziałać. Taką terapię można podjąć w ośrodku Nefo.
Po przeczytaniu artykułu można odczuć z jakim piekłem mają osoby współuzależnione.Osoby które mają problem z uzależnieniem nie widzą tego.Dopiero po przebyciu leczenia na terapii i uczęszczaniu na mitingi można to zobaczyć.Pokora,uczciwość i wiara daje szanse być normalnym człowiekiem.Warto w siebie i rodzinę inwestować