Pierwsza linia frontu: będziemy walczyć z koronawirusem w workach na śmieci
Sprzęt ochronny, jakim dysponują pielęgniarki ze szpitala zakaźnego, jest kiepskiej jakości. Kombinezony prują się przy zakładaniu, gumki w maskach pękają na twarzy, a ochraniacze na buty są na wyczerpaniu. - Mamy je zastąpić workami na śmieci - dowiadujemy się od personelu ze szpitala.
- Mamy tu chyba najgorsze badziewie, jakie jest teraz na rynku - komentują pielęgniarki, mówiąc o jakości sprzętu, w jakim przyszło im pracować w szpitalu zakaźnym. Ich kombinezony rozrywają się już w momencie zakładania. Zamki w kombinezonach nie domykają się, więc trzeba doklejać je plastrami.
- Nie czujemy się bezpiecznie. Nie czujemy się pewnie w tych kombinezonach. Wchodzimy do pacjentów w "oplastrowanym" sprzęcie - przyznaje raciborzanka pracująca na oddziale z zakażonymi.
Kolejnym utrapieniem personelu są maseczki. Pękają w nich gumki, utrzymujące maskę na twarzy. - To bardzo niebezpieczne, a po stronie skażonej nie może dojść do rozszczelnienia - zauważa doświadczona pielęgniarka.
Kolejny problemem, z jakim boryka się personel to wyczerpujące się zapasy butów ochronnych do kombinezonów. - Zostały już resztki w magazynie. Podobno na dostawę trzeba czekać nawet do dwóch tygodni. Zamiast tych butów ochronnych mamy naciągać worki na śmieci, te z tasiemką. Pokazano nam jak je zakładać - opowiada pracownica z Gamowskiej.
Te kłopoty mają miejsce w warunkach kurczących się zasobów kadrowych szpitala. Na jednym z oddziałów na początku tygodnia była tylko... oddziałowa.
- Przybywa koleżanek na L4. Szuka się zastępstw, po lecznicy krążą wieści, że przyjadą pielęgniarki z innych szpitali - dowiadujemy się od jednej z członkiń personelu.
- Nasza praca nie jest łatwa. Pacjentów z każdym dniem przybywa, oddziały się zapełniają. W kombinezonach musimy pracować po 5 godzin. Wychodzimy ze szpitala padnięte. A jeszcze słyszymy, że trzeba oszczędzać i zapłacone dodatkowo mamy dostać tylko za część pracy, za tą bezpośrednio przy pacjencie w strefie brudnej, chociaż jesteśmy w pracy znacznie dłużej - podsumowuje nasza rozmówczyni.
Dyrektor szpitala zakaźnego Ryszard Rudnik mówi, że na szpital zakaźny w Raciborzu pozyskiwany jest sprzęt dostępny na rynku. Jest bardzo kosztowny. Tylko jeden jednorazowy kombinezon kosztuje od 100 do 300 zł, a wyrzuca się go już po pierwszym użyciu. Na rynku jest ciągły niedobór tego sprzętu. Rudnik przyznaje, że jakość tych produktów jest różna. - Ale spełnia wymogi, tylko taki bierzemy - zapewnia.
Dyrektor dodaje, że docierają doń sygnały o trudnościach, jakie ma ze sprzętem ochrony osobistej personel. - Musimy sobie radzić z tym co mamy - kwituje. Podkreśla trudną sytuację finansową lecznicy. Darowizny idą na konkretne zakupy jak karetka czy łóżko ortopedyczne, a budżet szpitala najbardziej drenuje bieżąca działalność.
Koszt wywozu odpadów niebezpiecznych z Gamowskiej wzrósł o 200 tys. zł. Ceny środków ochrony osobistej są według dyrektora astronomiczne. - Ryczałt, jaki mamy z NFZ, nam na pewno nie wystarczy. Zapowiadanych milionów od wojewody jeszcze nie widziałem - podsumowuje szef szpitala.
Ludzie
Dyrektor Szpitala Rejonowego w Raciborzu
Po co teraz kupować łóżka ortopedyczne, teraz zabezpieczamy personel (bo szpital jest i długo będzie szpitalem zakaźnym) którego zabraknie i zostanie sam Pan dyrektor,w "workach na śmieci".
i niestety po 4 tygodniach wychodzi smutna prawda. szpital ma braki w wyposażeniu,to co ma jest kiepskiej jakości., kasy obiecanej nie ma i nie będzie bo w kraju bieda,szpital wtopi na tym finansowo i operacyjnie.
tylko jeszcze personel niezłomny działa ale ile sił starczy?
i co tu mówić o staroście,który podbija propagandowy bębenek opowiadając,że działa wzorcowo.
Wzorcowo ( w zależności od wytyczonych procedur) to będzie działać prokurator, bo widać, że nie ma innego scenariusza.
~Ol (37.30. * .66 Oczywiście nie życze Ci tego, ale jak się tam dostaniesz, to wszystkiego się dowiesz
No to na co te pieniądze dla szpitala były ? Co to za szopka sie pytam?