Dodzwoniła się do Sanepidu po… stu próbach połączenia. Czy uzyskała pomoc?
Rodzina przebywająca na kwarantannie najadła się nie lada strachu gdy najmłodsze dziecko dostało wysypki. Okazuje się, że w takiej sytuacji uzyskanie pomocy lekarskiej graniczy z cudem. [LIST DO REDAKCJI]
Pani Barbara, matka ośmiomiesięcznej dziewczynki zgłosiła się 9 kwietnia telefonicznie do Nocnej i Świątecznej Pomocy Lekarskiej (placówka tymczasowa przy ul. Sienkiewicza w Raciborzu). Medycy dyżurują tam pod telefonem. Udzielają teleporad i przyjmują umówione wizyty.
Mąż kobiety ledwo co zjechał z pracy w Niemczech i został poddany, od przekroczenia granicy obowiązkowej kwarantannie. W myśl aktualnych przepisów objęta nią została cała rodzina.
Tego samego dnia, w godzinach wieczornych ich maleńka córeczka dostała „ostrej wysypki i do tego jeszcze gorączki”.
- Postanowiliśmy zadzwonić do opieki świątecznej i nocnej, która znajduje się teraz w starym krwiodawstwie. Połączyłam się z bardzo miłą panią doktor. Powiedziała, że byłoby najlepiej gdyby ktoś malutką zobaczył. Poleciła kontakt ze Stacją Sanitarno - Epidemiologiczną, gdzie działa całodobowa infolinia i zajmują się ludźmi na kwarantannie - relacjonuje matka.
Pani Barbara twierdzi, że próbowała się dodzwonić pod wskazany numer około 100 razy!
- Ciągle albo było zajęte, albo nie odbierali - narzeka mama dziewczynki.
Gdy w końcu nawiązała połączenie, usłyszała, że powrót męża z zagranicy trzeba zameldować w Sanepidzie. - Odpowiedziałam, że mąż nie został o tym poinformowany na granicy. Okazało się też, że i ja muszę mieć wypełnioną kartę lokalizacyjną, o czym na granicy też nie mówiono. Mój telefon do Sanepidu poskutkował jedynie tym, że spisano mnie jako podlegającą kwarantannie, dopełniono urzędowych formalności. Oczekiwanej pomocy dla córeczki nie uzyskałam. Z Sanepidu dowiedziałam się, że to rola lekarzy z nocnej opieki - przekazała nam Czytelniczka.
Przedzwoniła ponownie do nocnej opieki. -Na Sienkiewicza lekarka ponownie jedynie przez telefon poradziła mi kupienie w aptece kropelek na wysypkę. Pani doktor zaznaczyła, że gorączkujące dziecko powinien obejrzeć lekarz, ale z uwagi na moją kwarantannę ona nie może nam pomóc. I znowu wskazała na Sanepid - podkreśla kobieta.
Autorka listu do redakcji wiedziała już, że Sanepid jej nie pomoże, bo córka nie ma objawów wskazujących na zakażenie COVID-19 więc znowu zostanie z niczym. -Co ze zdrowiem reszty pacjentów? Tych bez koronawirusa? Co w takiej sytuacji z naszą malutką? Co dalej mają robić rodzice maleństwa w takich warunkach? - z tymi pytaniami mierzyła się w nocy, z gorączkującą córeczką.
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
takich przypadków jest znacznie więcej, godząc się na szpital zakazny włodarze rozwalili raciborzanom ambulatoryjną służbę zdrowia i teraz nie ma gdzie się leczyć zwłaszcza po południu i w nocy.dobrze działają tylko konferencje prasowe,chociaż niektórzy z występujacych mogli by sobie odpuścić bo gadają piramidalne głupoty i kłamstwa.
tylko organa ścigania, im więcej zgłoszeń tym większa szansa ,że się tym zajmą.na listy do redakcji starosta i dyrekcja szpitala zupełnie nie reagują.
Taki kraj. Teraz można chorować i umierać tylko na koronawirusa.