Starsza pani myślała, że dzwoni syn, a to złodziej dzwonił
Czytelnik, mieszkaniec gminy Pietrowice Wielkie opowiedział nam, jak w praktyce wygląda wyłudzanie pieniędzy od starszych osób metodą „na wypadek”. - Gdybym nie przeżył na własnej skórze, to bym nie uwierzył, że tak łatwo się nabrać - kwituje.
Sytuacja z alarmującą rozmową telefoniczną miała miejsce w miniony wtorek. - Do mojej mamy, starszej już osoby, zadzwonił ktoś, podając się za mnie - mówi Czytelnik z powiatu raciborskiego, trzydziestoparoletni mężczyzna.
Matka w ogóle nie rozpoznała, że ktoś podszywa się pod syna. Była przekonana, że to właśnie on dzwoni.
- Twierdziła później, że to był na pewno mój głos - opowiada nasz rozmówca.
Syn kobiety miał być na miejscu wypadku samochodowego, którego był sprawcą i zawierał właśnie ugodę z poszkodowanym. Potrzebował pilnie gotówki, by uniknąć konsekwencji. - Mama opowiadała, że emocje buzowały, a rozmowa była starannie wyreżyserowana, z udziałem paru osób, wtrącała się w nią nawet jakaś „policjantka” - relacjonuje Czytelnik.
Wskutek manipulacji starsza osoba była zdeterminowana przekazać oczekiwaną kwotę, o którą prosił syn, ale wtedy słuchawkę od kobiety przejął młodszy brat „poszkodowanego”. Przysłuchiwał się w domu gorączkowej rozmowie telefonicznej. Wtedy dzwoniący się od razu wyłączył.
Połączenie odbyło się przez telefon stacjonarny, nie można było ustalić, kto dzwonił. Starsza pani wykręciła szybko do syna, chcąc dowiedzieć się co się dalej z nim dzieje i jak przekazać mu pieniądze. - Byłem wtedy nieopodal i szczęśliwie odebrałem telefon. Oczywiście byłem zdziwiony pytaniami mamy i kiedy zaczęła mi opowiadać, co się dzieje, szybko zrozumiałem, że próbowano ją naciągnąć - przekazał nam mieszkaniec ziemi pietrowickiej.
Opowiedział nam o tym przypadku z prośbą, aby opublikować jego wypowiedź (przy zachowaniu danych do wiadomości redakcji). - O tym trzeba jak najwięcej i jak najczęściej mówić. Do momentu nabrania mojej mamy sam traktowałem opowieści o metodach „na wnuczka” jako dotyczące wyjątkowo naiwnych ludzi. Moja mama stąpa twardo po ziemi, to rozsądna kobieta, ale słysząc mój zrozpaczony głos, moją prośbę o pomoc, w ogóle nie kalkulowała, że to jest próba oszustwa, tylko chciała ratować dziecko - twierdzi Czytelnik. Później usłyszał, że metoda „na wypadek” to ostatnia nowość w metodach telefonicznych oszustw finansowych. Radzi młodszemu pokoleniu uczulać swoich rodziców, seniorów, że każdy może paść ofiarą takiego procederu. - Moja rodzina jest tego przykładem. Matka nie rozpoznała, że ktoś podszywa się pod jej syna, bo głos był jak mój i wiedza na mój temat była u tych ludzi porażająca. To dobrze przemyślana i profesjonalnie przygotowana akcja, starszy odbiorca takiej rozmowy musi być czujny i nie dać się wciągnąć w dyskusję. Jak najszybciej powinien skontaktować się z bliskimi oraz policją - podsumowuje nasz rozmówca.