Kopalnie ogniskiem zakażeń koronawirusem
Koronawirus uderzył w czuły punkt Śląska. W zakładach górniczych PGG i JSW z dnia na dzień przybywa zakażonych, a województwo śląskie ma zdecydowanie najwięcej chorych na COVID-19. Pojawiają się wątpliwości, czy spółki węglowe zrobiły wszystko by tej sytuacji uniknąć.
Będą kolejne laboratoria
Pracownicy kopalni Pniówek są badani na obecność koronawirusa od 7 maja. Do wieczora 10 maja miało zostać przebadanych 1900 pracowników. O badaniach w kolejnych dniach każdy z pracowników będzie powiadamiany telefonicznie bądź dostanie sms. – Tak duży zakres badań zawdzięczamy doskonałej współpracy z ministerstwem aktywów państwowych, wojewodą śląskim i służbami sanitarnymi. Przebadanie około 5 tysięcy osób jest dużym wyzwaniem logistycznym, tym trudniejszym, że odbywa się ono w trakcie pracy zakładu górniczego – powiedział wiceprezes Artur Dyczko. – Jestem w stałym kontakcie z Ministrem Zdrowia i Głównym Inspektorem Sanitarnym. W uzgodnieniu z nimi podjęto decyzję, iż przebadani mają być wszyscy pracownicy tych kopalń, w których wystąpiła największa liczba zachorowań. To niespotykane na skalę kraju badania pod kątem obecności Covid-19. Wzrósł zdecydowanie wolumen wszystkich badań prowadzonych w naszym województwie, a będzie jeszcze większy, bowiem jesteśmy na finiszu uruchamiania dwóch kolejnych laboratoriów – mówi wojewoda śląski Jarosław Wieczorek, jednocześnie apelując do mieszkańców, aby pozostawali w domach, a jeżeli nie jest to możliwe, aby stosowali się do rygorów sanitarnych.
Szymon Kamczyk
Zakaz wciągania tabaki w kopalni JSW
Według informacji przygotowanej dla pracowników JSW, a konkretnie kopalni Knurów-Szczygłowice, na terenie zakładu zakazano wciągania tabaki oraz jedzenia słonecznika. Ma to oczywiście związek z zakażeniami koronawirusem. Argumenty komunikatu są właściwe, bo wciąganie tabaki wiąże się przecież z podrażnieniem nosa i kichaniem. To z kolei może rozprowadzać wirusa drogą kropelkową.
Górnik z ruchu Jankowice: Mam żal do dyrekcji
Udało nam się skontaktować z jednym z górników z kopalni w Jankowicach, u którego zdiagnozowano koronawirusa. Nie kryje on żalu do dyrekcji kopalni o brak działań przeciwdziałających rozprzestrzenianiu się patogenu, kiedy sytuacja się pogorszyła. – Mam największy żal o to, że kiedy dyrekcja widziała, że zaczyna przybywać zakażonych, nie podjęli żadnych dodatkowych działań, aby te infekcje ograniczyć. Można było znacznie szybciej wprowadzić postojowe, nawet skoszarować na kopalni może 100 osób, które będą prowadzić niezbędne prace, pomopowanie itd. Oficjalne dane mówią obecnie o prawie 200 osobach zarażonych. Ja uważam, że może być nawet 3 razy tyle. Jak widać wielu przechodzi to bezobjawowo, ale zaraża – mówi nam zakażony pracownik ruchu Jankowice, który prywatnie wykonał test na koronawirusa, dzięki czemu dowiedział się, że jest zakażony. Odniósł się także do ograniczeń, które wprowadzono na kopalni, m.in. liczby osób w wyciągu. – Do szoli normalnie wchodzi 60 ludzi. Po pojawieniu się pandemii ograniczono to do połowy. To oczywiście znacznie wydłużyło czas zjazdu załogi, ale nawet wtedy nie byliśmy w stanie obrócić się do siebie tyłem, co nam sugerowano. To było fizycznie niemożliwe. Akurat do tego nie mam pretensji, bo przy zakładzie z taką liczbą pracowników specyfika pracy nakłada pewne ograniczenia. Mam jednak pretensje o to, że nawet przy rozwoju sytuacji, dyrektor ds. pracowniczych wypowiadał się w mediach o tym, żeby nie siać paniki. A mamy teraz setki osób na kwarantannie. Dobrze mówi się o takich sprawach facetowi, który siedzi w biurze odizolowany od innych lub też prowadzi pracę zdalną. To jest nie do przyjęcia – podkreśla nasz rozmówca.