Szpital na peryferiach systemu
O rydułtowskim szpitalu zrobiło się głośno 21 maja, gdy na oddziale wewnętrznym potwierdzono sześć przypadków zakażenia koronawirusem. Trzy dni wcześniej z tego samego oddziału wypisano do domu 67-letniego pana Tadeusza, jak się później okazało, również zakażonego. Dziś leczony jest w Szpitalu Zakaźnym w Raciborzu, a dziewięciu członków jego rodziny przebywa na kwarantannie. Mają teraz dużo czasu na zastanowienie się nad tym, dlaczego w Rydułtowach dopuszczono do tak niebezpiecznej sytuacji.
RACIBÓRZ, RYDUŁTOWY Nikt tak nie wytrąca z równowagi raciborzanina Błażeja, jak minister Szumowski przekonujący Polaków o tym, jak świetnie działa stworzony przez niego na czas pandemii system służby zdrowia. Pan Błażej właśnie poznał go od podszewki i doskonale wie, że rzeczywistość na peryferiach wygląda zupełnie inaczej niż ta na szklanym ekranie.
Jego teść, który od wielu tygodni uskarżał się na bóle brzucha, 8 maja trafił na oddział wewnętrzny rydułtowskiego szpitala. – Na początku z Rydułtów odesłano nas do Wodzisławia, a stamtąd do Rybnika, gdzie po badaniach teścia przewieźli znowu do Rydułtów. Mimo napiętej sytuacji, nie robiliśmy żadnych awantur, bo rozumiemy, że w dobie pandemii najważniejsza jest walka z koronawirusem i służba zdrowia działa teraz w zupełnie innych warunkach niż dotychczas. W Rydułtowach zaniepokoił nas jednak stan teścia, który zaczął się coraz bardziej pogarszać. Po dziesięciu dniach wypisano go jednak do domu. Zapamiętałem, bo to było w poniedziałek 18 maja o 18.00. Sanitariusz przywiózł ojca na parking w wózku i pomógł mi go przenieść do samochodu. Widziałem, że jest bardzo słaby i w złej formie – relacjonuje pan Błażej, który go zabrał do swojego domu w Raciborzu.
W czwartek media zaczęły donosić, że na oddziale wewnętrznym rydułtowskiego szpitala potwierdzono sześć przypadków zakażenia koronawirusem. Trzy dotyczyły pracowników szpitala a trzy pacjentów. Cztery dni później chorowało już jedenaście osób, a testy przeprowadzono u 79 kolejnych. Z każdym kolejnym dniem pogarszał się też stan zdrowia pana Tadeusza. – Teściowa była pielęgniarką, więc gdy zobaczyła wypis, od razu zorientowała się, że jego wyniki są dużo gorsze, niż poprzednie. Nasza sąsiadka pracuje w służbie zdrowia. Załatwiła nam konsultacje w szpitalu w Rybniku. Tam zrobiono ojcu dodatkowe badania i oczywiście test na koronawirusa. Gdy się okazało, że jest pozytywny, od razu przewieziono go karetką do szpitala w Raciborzu – tłumaczy pan Błażej.
O sytuacji rodzina powiadomiła raciborski Sanepid, który w ubiegły wtorek przysłał do jej domu wymazowóz. – Muszę szczerze przyznać, że nie wszystkie placówki służby zdrowia pracują tak jak szpital w Rydułtowach. Bardzo sprawnie funkcjonuje raciborski Sanepid, który się z nami cały czas kontaktuje. Jesteśmy pod tym względem w lepszej sytuacji, niż rodzina mojego szwagra z Rydułtów, która doczekała się testów dopiero wtedy, gdy przyszły już nasze wyniki, bo dodzwonienie się do wodzisławskiego Sanepidu graniczyło z cudem. Nie mogę też złego słowa powiedzieć o szpitalu w Rybniku, w którym nas potraktowano bardzo profesjonalnie, a raciborski szpital zakaźny postawił wreszcie teścia na nogi – wyjaśnia pan Błażej który w piątek 29 maja dowiedział się, że ani on, ani jego najbliższa rodzina nie zostali zarażeni koronawirusem.
Pan Błażej jest przedstawicielem handlowym w międzynarodowej korporachi i przez pięć dni, gdy jego teść mieszkał u niego w Raciborzu, miał mnóstwo spotkań z klientami. – Nasza firma zaopatrzyła swoich pracowników w maseczki i rękawiczki, mamy też specjalną aplikację, w której zapisujemy gdzie i o której godzinie odbywają się takie spotkania oraz ile uczestniczy w nich osób. Szacuję, że mogło ich być około sześćdziesięciu. Jeżeli mój test okazałby się pozytywny, szybko doszlibyśmy do ludzi, z którymi miałem kontakt, bo trzymamy się wyznaczonych procedur. Tym bardziej dziwi mnie fakt, że takie procedury nie istnieją w rydułtowskim szpitalu. Nie jestem w stanie wytłumaczyć postawy pracowników szpitala, którzy znając nasze numery telefonów nie poinformowali nas wcześniej o zagrożeniu. Wypuścili do domu pacjenta w bardzo złym stanie i zrobili mu tylko jeden test na koronawirusa, który wtedy wyszedł ujemny. Rozmawiałem później z lekarzem, który uświadomił mi, że testy wykonywane z krwi w początkowej fazie infekcji w ogóle jej nie wykazują, więc są mało skuteczne. Mam 8-miesięczne dziecko i żonę, która się nim zajmuje. Boję się o ich zdrowie i zastanawiam nad tym jak w dobie pandemii pracownicy służby zdrowia mogą się zachowywać tak nieodpowiedzialnie? Przecież gdybyśmy nie zawieźli teścia do Rybnika, nikt by nie wiedział, że jest chory na koronawirusa – tłumaczy raciborzanin i dodaje na koniec, że zdecydował się opowiedzieć o tej sytuacji Nowinom w nadziei, że po tym artykule coś w systemie służby zdrowia się zmieni. O wyjaśnienie sprawy rodzina zwróciła się do rydułtowskiego szpitala i Śląskiej Izby Lekarskiej. Rozważa też możliwość wystąpienia na drogę sądową. – Chciałem ostrzec innych pacjentów i zwrócić uwagę na nieprawidłowości, których jesteśmy ofiarami. To nie powinno się zdarzyć w kraju, w którym według rządu system opieki zdrowotnej działa bez zarzutu – podsumowuje Błażej.
Pod egidą dyrektora Kowalika nikt nie otrzyma dostatecznych odpowiedzi na swoje pytania. Szpital w Rydułtowach niszczeje a obecny zarząd powiatu udaje,że tego nie widzi. Brawo PO, brawo Wspólnota Samorządowa!
Oni wypisują pacjentów do domu niezależnie od stanu zdrowia, byle do domu a później rodzina sama ma problem i w dalszym ciągu należy samemu sobie już radzić z pacjentem a szpital jest czysty... Tak to wygląda, nie pierwszy taki przypadek
w rydułtowach to przecież nie jest szpital tylko lecznica, przechowalnia pacjentów, odsyłają do innych szpitali, żeby mieć spokój, tam nawet Sali Operacyjnej, ani OIOMu nie ma !
A resta jest bardzo dobro
Tam jest yno jedyn dobry dochtor.
Niestety, okazało się, że wirus był silniejszy. Przegrał nie równą walkę.
proponuje dyrektorowi skierować sprawę do prokuratury za no właśnie czy to jest oczernianie czy pomówienie niech oni to sprawdzą.