Wicedyrektor szpitala zakaźnego: umierają nam młodzi ludzie, noworodek z covidem "nie miał płuc"
Radni powiatowi z komisji zdrowia zapoznali się z bieżącą sytuacją szpitala zakaźnego w Raciborzu. We wtorek 23 czerwca zadawali pytania Elżbiecie Wielgos-Karpińskiej zastępczyni medycznej dyrektora lecznicy. Ta mówiła, jak szpital boryka się z wciąż rosnącą liczbą chorych.
Lecznica na Gamowskiej jest "popularna" na Śląsku i ma wciąż dużo pacjentów, aktualnie najwięcej w województwie. - Inne szpitale hospitalizują po 60-70 osób, a my nie tylko, że nie zeszliśmy poniżej 100, ale mamy teraz 160 - mówiła radnym lekarka. Najwięcej naraz było w Raciborzu 190 chorych. Ich liczba spadła już do 120, ale w ostatnich tygodniach covidowców tylko przybywa.
- Tak jakoś to się składa. Interweniujemy u dyrektora śląskiego oddziału NFZ, u wojewody, ale niewiele z tego wynika. Z Częstochowy wolą wozić do Raciborza, bo tu chorego przyjmą, zamiast załatwiać przez Tychy czy Gliwice. A raportowane są tam wolne miejsca - zauważyła zastępczyni dyrektora Ryszarda Rudnika.
Wielgos-Karpińska opowiedziała o różnych przypadkach zachorowań na koronawirusa. Najlepiej znosili go pacjenci dializowani, z których zmarł tylko jeden. - Ale umierają nam młodzi ludzie. To nie tylko ciężko chorzy z powikłaniami. Na początku sama tak myślałam. Ale przykładów, że tak nie jest, nie brakuje. Była jedna pani nauczycielka, w wieku 44 lat. Na nic nie chorowała i zmarła. W ciężkiej postaci COVID-19 trudno uratować chorego - uważa doświadczona lekarka specjalistka w zakresie chirurgii.
- Podawaliśmy im osocze od ozdrowieńców, ale ono cudów nie robi. Sprowadziliśmy nowe leki przeciwwirusowe. Jednak to nie tak, że podamy lek i ktoś zdrowieje. Kto ma covidowe zapalenie płuc, ten nie ma czym oddychać. Wysłaliśmy chorych do Krakowa, do jedynego ośrodka, który przyjmuje na płuco-serce, ale ci pacjenci zmarli - mówiła radnym.
Podała też przykład, który poruszył samorządowców.
- Było nowonarodzone dziecko, zakażone. Przez koronawirusa ono "nie miało płuc"*, ale żyje, noworodki mają swoją siłę. Teraz czeka na wyjście do domu, ale tatuś jest jeszcze zakażony - relacjonowała członkom komisji E. Wielgos-Karpińska.
Wicedyrektor opowiedziała historie pacjentów, bo radni pytali, czy byłaby możliwość pokazania w mediach, jak wygląda raciborski szpital zakaźny od środka. Przywołali przykład z Kędzierzyna-Koźla, gdzie telewizja TVN zrobiła reportaż zaproszona do środka lecznicy. - Nikogo do szpitala zakaźnego nie wpuszczę. To jak proszenie się o nieszczęście. Wiem, bo widziałam, jak straszne potrafi być zakażenie koronawirusem - oznajmiła.
Wielgos-Karpińska skomentowała też ostatnie, dość częste zakażenia wśród personelu szpitalnego na Gamowskiej. Konieczne są w takich przypadkach kwarantanny, obejmujące po kilka i więcej osób. - Zakaża się nam personel, bo w strefie czystej oni nie chodzą w maskach, a wbrew pozorom te maski zabezpieczają - skwitowała.
*Pani wicedyrektor E. Wielgos-Karpińska, jak przekazała nam później, użyła skrótu myślowego mówiąc noworodek "bez płuc", chodziło jej o to, że wskutek zakażenia dziecka doszło do uszkodzenia jego płuc.
Ludzie
Chirurg, wicedyrektor medyczna szpitala w Raciborzu
Pani doktor z nieprawidłowo założoną maseczką...
Super! Taka reklama!
Świetne zdjęcie! Wicedyrektor d/s medycznych szpitala zakaźnego NIE WIE jak się nosi maseczkę! Pogratulować!
Jedma wielka ściema.Jakby nie mieli nic do ukrycia to pokazali by wszystkim jak jest .
Dziecko bez płuc- żyje. To cud medyczny
Co za nędzny i głupi troll,twoje ewidentne miejsce jest w rybnickim psychicznym szpitalu,Racibórz ci nie grozi złamasie wiec nie masz się co martwić a w tym rybnickim masz pewne łóżko do końca swoich nędznych dni.
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu