Ratownicy z Chwałowic pompowali dla Wojtusia [FILM]
Drużyna z Kopalnianej Stacji Ratownictwa Górniczego w Chwałowicach dołączyła przebojowo do najsłynniejszej dziś w Polsce spontanicznej akcji charytatywnej pod kryptonimem #GaszynChallenge, w której – mimo początkowych obaw - udało się zebrać już ponad 10 mln zł na najdroższy lek świata dla chorego dziecka.
Materiał wideo:
Wojtek Howis z podłódzkich Galewic jesienią skończy dwa lata i bez nadzwyczajnej pomocy ludzi dobrej woli dzień urodzin byłby dla niego wyrokiem. Przy urodzeniu nic nie zapowiadało dramatu, chłopiec otrzymał 10 punktów w skali Apgar, ale szybko okazało się, że cierpi na rzadką śmiertelną chorobę: rdzeniowy zanik mięśni typu pierwszego SMA1. Dostępne w kraju leczenie może spowolnić jej rozwój, ale nie chroni przed najgorszym. Naukowcy wynaleźli już lek skutecznie ratujący życie, jednak trzeba go podać najpóźniej do ukończenia przez chore dziecko drugiego roku życia. Niestety szwajcarski preparat zarejestrowano jak dotąd tylko w USA, co gorsza – uchodzi za najdroższe lekarstwo świata, terapia kosztuje aż 2 mln dolarów.
Rodzice Wojtusia mogli liczyć tylko na cud. W częstych zbiórkach charytatywnych ludzie pomagają w potrzebie, ale kwota – w przeliczeniu 9 mln zł – była poza zasięgiem, nikt nie wierzył w sukces i wpłat na portalu pomocowym przybywało bardzo powoli. Wszystko nagle zmieniło się dzięki jednemu z darczyńców - skromnemu strażakowi OSP ze wsi Gaszyn w województwie łódzkim, który nie mógł pogodzić się z niepowodzeniem akcji. Wyszedł przed dom, włączył nagrywanie w telefonie komórkowym, zrobił 10 pompek i ogłosił publiczne wyzwanie, czyli „challenge”, nominując pięciu kolegów. Pomysł polega na tym, że każdy, kto robi pompki, wpłaca też przynajmniej 5 zł na konto pomocy dla chorego Wojtusia.
Prosty pomysł na wagę złota! Akcja przeszła najśmielsze oczekiwania, rozlała się po całej Polsce i poza granice. Po strażakach pompki na filmikach w sieciach społecznościowych zaczęli robić inni ludzie ze służb mundurowych: policjanci, strażnicy miejscy, graniczni, więzienni, żołnierze, potem dołączyli też samorządowcy i sportowcy.
W akcji nie mogło zabraknąć także ratowników górniczych, a pierwszymi okazali się ci z Polskiej Miedzi. To właśnie z Sobina w KGHM nadeszła nominacja dla ratowników w Rybniku (prócz oficjalnych kontaktów znają się ze wspólnych wyjazdów na mecze piłkarskie, siatkarskie, czy imprezy wędkarskie). Znajomych z KSRG w Chwałowicach nominował też Piotr Bulenda – inżynier zmianowy z Okręgowej Stacji Ratownictwa Górniczego w Wodzisławiu Śląskim.
- Poczuliśmy się wyróżnieni! Kiedy spadło na nas to wyzwanie, to jakby spełniły się marzenia! – wspomina Artur Domowicz – ratownik górniczy z KSRG Chwałowice i tłumaczy: - Bo my na co dzień niesiemy pomoc. Dlatego gdy coś takiego się zdarza, jeżeli można pomóc, to my po prostu jesteśmy do tego pierwsi!
Zespół Kopalnianej Stacji Ratownictwa Górniczego, kierowany przez Jacka Zdrzałka i Łukasza Wojaczka – pierwszego mechanika sprzętu ratowniczego , wiele już razy okazywał realną pomoc w potrzebie.
- W zeszłym roku u siebie mieliśmy w Chwałowicach zbiórkę dla chorej córeczki kolegi. Potrzeba było aż 1,6 mln zł i też wydawało się to nierealne. Włączyliśmy się w licytacje, np. koszulek i jednak udało się uzbierać! Dwa miesiące temu podczas pandemii „akcja czapka” ruszyła na maseczki i sprzęt ochrony osobistej, którego potrzebowały panie pielęgniarki i lekarze ze szpitala w Raciborzu – mówi Artur Domowicz.
Film z „pompowania” ratowników w stacji zrobił furorę w środowisku górniczym. Chwałowiczanie kręcili go w wolną sobotę, ale wszyscy dotarli na zdjęcia, jak na akcję. Nominowali do #GaszynChallenge kolegów ratowników z kopalń Jankowice i Marcel. W czasie pandemii ratownicy ciągle byli do dyspozycji, praktycznie nie przestawali pracować, musieli zabezpieczać kopalnię w dniach kwarantanny.
W odróżnieniu od innych służb mundurowych uczestniczących w #GaszynChallenge pompki ratowników górniczych są dużo cięższe, bo trzeba wykonać je z ważącym 18 kg aparatem na plecach.
- Lepiej wylać pot podczas ćwiczeń niż krew w czasie akcji. Jesteśmy na każde wezwanie – ratownicy podkreślają swoje hasło. Dodają, że o wiele łatwiej pomaga się małym dzieciom.
- Nieszczęść wkoło nie brakuje, ale dzieci to inna historia, to nas paraliżuje, dociera do nas i mobilizuje, żeby coś zrobić. Bo czym to dziecko zasłużyło na cierpienie czy śmierć? Zawsze to na nas działa, jak sobie pomyślimy o naszych własnych dzieciach, które czekają w domu… – mówią ratownicy z Chwałowic.