Pracownicy Sanepidu: jesteśmy na granicy wytrzymałości
Pracownicy wodzisławskiego Sanepidu piszą wprost, że spadł na nich ogrom pracy do wykonania i są u kresu wytrzymałości
POWIAT Kilka dni temu na skrzynki mailowe włodarzy dziesięciu miast i gmin, które są nadzorowane przez Powiatową Stację Sanitarno-Epidemiologiczną (PSSE) w Wodzisławiu Śl. trafił dramatyczny apel. Nie wiadomo, kto dokładnie jest autorem listu. Został on jedynie opatrzony podpisem „pracownicy Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Wodzisławiu Śl.”. Na jego wstępie czytamy, że właśnie wodzisławska Stacja została najbardziej obciążona pracą spośród wszystkich, nie tylko w województwie śląskim, ale w całej Polsce. Autorzy pisma przytaczają, że do tej pory osób objętych kwarantanną lub izolacją domową było na terenie powiatu wodzisławskiego i miasta Jastrzębie-Zdrój prawie 13 tys., w tej chwili jest ich około 5 tys. „Do obsłużenia takiej ilości petentów mamy około 50 pracowników (znaczna część w wieku przedemerytalnym), pracujących 7 dni w tygodniu, również w święta, po 14 godzin, nie licząc obsługi telefonu alarmowego w godzinach nocnych. Od kilku tygodni pomagają nam pracownicy innych stacji, jest również oddelegowanych kilka osób z kopalń, przede wszystkim z Polskiej Grupy Górniczej i z Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Jednak nawet ta pomoc jest niewystarczająca wobec ogromu zadań do wykonania” – czytamy w liście. Jego autorzy podkreślają, że oprócz pracy związanej z pandemią koronawirusa realizują również swoje standardowe zadania, czyli m.in.: wydają szczepionki, badają jakość wody, czy prowadzą sprawy dotyczące chorób zawodowych. Okazuje się jednak, że braki kadrowe to nie jedyny problem wodzisławskiej Stacji. „Brakuje nam również sprzętu, komputerów, ze względu na obciążenie linii i brak telefonów służbowych połączenia wykonujemy z własnych telefonów, co skutkuje tym, że praktycznie przez większą część doby odbieramy telefony od petentów i wcale nie kończymy pracy” – czytamy w liście.
Z listu możemy się dowiedzieć, że pracownicy Stacji działają w ogromnym stresie. „Zewsząd jesteśmy atakowani, nierzadko kierowane są w naszą stronę groźby” – piszą. Dodają, że starają się wykonywać swoje obowiązki najlepiej, jak potrafią. Jednak są już na granicy wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Dlatego proszą wojewodę śląskiego o wsparcie i pomoc. „Docierają do nas informacje o wsparciu, jakie jest udzielane różnym instytucjom na walkę z koronawirusem, pracownicy ochrony zdrowia, policjanci i inne służby dostają środki na wynagrodzenia za dodatkową pracę, w szczególnych warunkach. A my ciągle słyszymy, że za nadgodziny i pracę w niedziele i święta możemy sobie wybierać dni wolne. Tylko kiedy, skoro końca epidemii nie widać? Chcielibyśmy, aby tak, jak to funkcjonuje w innych zakładach pracy, również nasz pracodawca miał możliwość wypłacenia nam należnych wynagrodzeń za ciężką, ponadnormatywną pracę” – wskazują pracownicy wodzisławskiego PSSE.
List miał trafić również do wojewody śląskiego Jarosława Wieczorka, który był jego głównym adresatem. Przypomnijmy, że od marca, kiedy Sejm zmienił ustawę, Sanepidy stały się jednostką rządową. W efekcie podległe są już wojewodom, a nie jak było to dotychczas – starostom. Służby wojewody Wieczorka twierdzą jednak, że żadnego pisma od pracowników wodzisławskiego PSSE nie otrzymały. – Trudno odnieść mi się do listu, którego nie widziałam. Być może przyjdzie tradycyjną pocztą, więc czekamy – poinformowała nas Alina Kucharzewska rzecznik wojewody śląskiego, którą poprosiliśmy o ustosunkowanie się do treści pisma. W efekcie przesłaliśmy pani rzecznik pełną treść listu pracowników Sanepidu. Mimo to, nie odniosła się do treści listu.
(juk)
Tak, na granicy wytrzymałości. Okazuje się, że nie ma czasu na kawusię na ciasteczko na ploteczki. Po ploteczkach i kawusi, wyjazd do sklepu żeby wlepić mandat, za przeterminowany jogurt. Po wykonaniu zadania (bo w sumie coś się zrobiło) powrót do pałacu i kolejna kawusi bo za ciężką pracę się należy.
Fajnie było chodzić na kontrolę i czepiać się o byle co. A teraz trzeba zabrać się za robotę i co ? I jajco.
Brak informatyzacji i trzeba w końcu coś zrobić i się sanepid poskładał. Biedactwa
Do tuka. Nie stalem na zewnatrz tylko w tej chwili do srodka wpuszczaja po 1 osobie. Oposalem jak sytuacja wygladala wewnatrz A człowiek staje na głowie żeby się tam dodzwonić.
To nie wina pracowników. Ale ewidentnie widać że chodzi o pieniądze. Warunki w jakich pracują - widziałem są fatalne. Brak rozwiązań informatycznych dla tej działalności powoduje chaos i zagubienie. Jest skandaliczne gdy Pani z sanepidu przychodzi na kontrolę z kartką i długopisem. Na zachodzie przychodzi z tabletem który jest sprzężony z system. Protokoły robią się automatycznie co przyspiesza kontrolę i brak jest stronniczości. Widziałem na własne oczy gdy Pani czekała na wolne stanowisko aby wprowadzić dane do komputera.Życzę zdrowia.
Do kontrahenta skąd to wiesz jak stałeś na zewnątrz? Głupoty i hamstwo z twojej strony
Należy uznać, iż pracownicy sanepidu po tylu latach bezczynności i spożywania (oraz otrzymywania podziękowań podczas kontroli) kawy oraz ciastek nie zdali egzaminu z dojrzałości. Brak efektywnego zarządzania zasobami ludzkimi oraz brak skutecznych procedur spowodowały chaos w samej instytucji oraz rejonie.
Fakt jest jeden... Znawca spraw w sanepidzie da sobie radę, reszta hm... Siedzieć na tyłku i odbierać telefon, gdzieś kogoś pokierować.... To już za dużo
Wszystko wina Kiecy.
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
cholera !!! dajcie tym kobietom w końcu pomoc w postaci dodatkowych rąk do pracy, choćby na zlecenie k..wa mać bo my tych domów nigdy nie wyjdziemy