Zmiana nazwiska z niemieckiego na polskie nie zawsze była dobrowolna
Czytelnik Nowin z Chałupek poprosił nas o zwrócenie uwagi na to, jak skomplikowanym zagadnieniem był proces zmiany niemieckobrzmiących imion i nazwisk po II wojnie światowej, czego doświadczył osobiście.
W „Nowinach Raciborskich” z 16 czerwca 2020 r. opublikowaliśmy artykuł pt. Niemiec ze Śląska walczy o większą Polskę. Jego bohaterem był Lothar Wittek z Rudyszwałdu, który od dziesięcioleci walczy o korektę granicy polsko-czeskiej, która umożliwiłaby mu bezproblemowy dojazd do ojcowizny po czeskiej stronie granicy. Wspominając czasy powojenne pan Wittek stwierdził, że „wszyscy na około dali se poprzepisywać imiona. Nawet tacy, co wcześniej byli w SA i SS”. W tamtych czasach Wittkowie nie zmienili swoich imion – ograniczyli się do pominięcia w nazwisku jednego „t”.
Wypowiedź pana Wittka spotkała się z reakcją jednego z naszych Czytelników z Chałupek (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). Zauważył, że zmiana niemieckobrzmiących imion i nazwisk częstokroć nie była dobrowolna oraz nie wynikała tylko i wyłącznie z uległości autochtonów wobec nowego reżimu. – Byłem wtedy chłopcem, chodziłem do szkoły, a władze zmieniły mi imię bez wiedzy moich rodziców i mojej – stwierdził nasz rozmówca, prosząc o napisanie o tym w Nowinach.
Faktycznie, władzom komunistycznej Polski zależało na integracji przyłączonych do Polski terytoriów, w tym niemieckiej części Górnego Śląska, z resztą kraju. Profesor Elżbieta Kaszuba pisze w „Historii Śląska” (Wrocław 2002, pod red. Marka Czaplińskiego), że czynnikiem integracji miała być antyniemieckość oraz mitologizowana piastowska tradycja tych ziem. Wtedy też podjęto decyzję o usunięciu niemieckich napisów z drogowskazów, szyldów i pojazdów. – Na ludność wywierany był nacisk w sprawie zmiany niemieckobrzmiących nazwisk – pisze dalej E. Kaszuba. Wprowadzono zakaz udzielania ślubu osobom posiadającym niemieckie imiona i nazwiska. Zakazano również wpisywania niemieckich imion do aktów urodzenia dzieci. Osoby zatrudnione w urzędach musiały zmienić imiona i nazwiska na polskie odpowiedniki pod groźbą usunięcia z pracy. W skrajnych przypadkach odmowa zmiany imienia i nazwiska mogła skutkować nakazem wysiedlenia.(żet)
Trzeba przyznać, że Niemcy tak nie postępowali przez wieki kiedy pod ich panowaniem był Śląsk. A my jesteśmy takim narodem, że wszystko chcemy innym narzucać, religię, poglądy, a nawet imiona i nazwiska...
Typowe pieniactwo - zamiast przyznać się do błędu...
Herzliche Grüße und trotzdem alles Gute!
@dwujęzyczny
Przekonałeś mnie tym dyletantem. Ucz się dalej, ale najlepiej od muttersprachlera, bo twoja niemczyzna jest na razie "zbliżona do polskiego".
To tak, jak ktoś zabiera głos, w sprawach, o których ma mgliste pojęcie - zamiast siedzieć cicho.
Wymowa polskiego "Witek" odpowiadałaby niemieckiemu "Wietek".
Natomiast niemiecki "Wittek" zawiera tzw. krótkie "e" zbliżone do polskiego "y", zatem wymowa musiałaby brzmieć po polsku (niemiecku) Wytek.
Dyletanci niech lepiej milczą, zamiast się ośmieszać...
Lub niech się uczą...
Właśnie taka alternatywa - "t" podwójne czy pojedyncze - rozstrzyga o tym, czy nazwisko ma formę niemiecką czy polską. Ciekawostką jest to, że wymowa w obu przypadkach jest taka sama i niemieckie podwójne "tt" wymawia się tak samo jak polskie pojedyncze.
Jedno "t" jest po prostu zmianą na polską formę. Krótko: pan Wittek też "dał się przepisać". Otwartą kwestią pozostaje pytanie, czy zrobił to (mniej czy więcej) dobrowolnie.