Zdjęcie ilustracyjne / fot. pexels.com
6 tygodni w kwarantannie. Dla kraju, dla urzędów nie znaczymy nic - pisze nastoletnia Natalia
Czytelniczka Nowin dzieli się gorzkimi uwagami na temat sposobu, w jaki traktowane są rodziny chorych na COVID-19 gdy trafiają na kwarantannę. - Sanepid się plącze, nikt się nami nie interesuje, pogłębia się lęk społeczny - z żalem przyznaje młoda osoba i liczy, że kogoś ruszy sumienie.
Natalia napisała do portalu nowiny.pl żeby przedstawić historię zwyczajnej rodziny na kwarantannie. - Dla sanepidu kolejnej liczby statystycznej, bo nikt się nami nie interesuje jako ludźmi - uważa Czytelniczka. Po doświadczeniach z przymusową kwarantanną, "po tym, co my teraz przeżywamy, nigdy w życiu już dobrowolnie nie zgłosiłabym się do tej pseudospołecznej instytucji".
Jej ojciec zaobserwował u siebie objawy koronawirusa i zadzwonił do swojego lekarza rodzinnego. - Miał nadzieję, że ten lekarz zleci mu pobranie wymazu. Tak się jednak nie stało. Doktor zasugerował, że tato powinien zgłosić się sam do raciborskiego Sanepidu, więc to zrobił - relacjonuje nastoletnia Natalia.
Wyraźne objawy miał też nestor rodziny. On przechodził zakażenie najciężej. Z dziadkiem przez dwa dni nie było praktycznie kontaktu. Ciągle leżał w łóżku, przez długi czas męczył go intensywny kaszel - opisuje w liście do Nowin.
Sanepid zarządził kwarantannę od razu w dniu zgłoszenia, w połowie lipca. Po upływie tygodnia objawy choroby wystąpiły u wszystkich członków rodziny zakażonego. Natalia znalazła w internecie, że około 10-11 dnia kwarantanny można ubiegać się o wykonanie wymazu przez Sanepid. - Tymczasem nikt się nami nie zainteresował, mimo, że mój ojciec zgłaszał w tej instytucji, że u wszystkich są takie same objawy, jakie wystąpiły u niego. Nie zrobiono nam wtedy wymazów - wspomina Czytelniczka.
Pierwszy zakażony czyli tato zdążył ozdrowieć. Drugi wymaz u niego wyszedł ujemny i ozdrowieniec mógł już wychodzić z domu. - Tymczasem my zostaliśmy siedzieć w domu, niezbadani, bez wiedzy ile będziemy musieli tu czekać. Ponieważ u mojego dziadka według Sanepidu "musi wyjść minus", żeby z kolei nas zbadali. Kiedy u niego pojawił się drugi plus my wciąż nie poznaliśmy odpowiedzi ile musimy czekać - przyznaje z goryczą Natalia.
Kwarantanna domowa weszła w szósty tydzień. - Mi, osobie nastoletniej, jest koszmarnie ciężko to przeżyć. Brak kontaktu ze znajomymi, do tego pogłębiający się lęk społeczny. Kontakt z psychologiem mamy do wyboru: telefonicznie, mejlowo lub przez skype. Nie ma opcji, aby ubiegać się o jakieś wizyty po kwarantannie. Nikt tego nie zapewni. Za to w gratisie są codzienne wizyty policji. Dwa razy dziennie. W kwarantannie nie ma mowy o zwyczajnym, spokojnym życiu - pisze do Nowin Czytelniczka.
Rozmowy z Sanepidem nie przyniosły nic nowego. Natalia dowiedziała się tylko tyle, że instytucja w tych okolicznościach nie może nic z tym zrobić. Wyłącznie lekarz może skierować na wymazy. - Nie wiem jakim cudem przyjęli do wymazu mojego ojca? Mam wrażenie, że w Sanepidzie plączą się cały czas. Tłumaczą się ich procedurami - twierdzi nasza Czytelniczka. Wie, że test można zrobić prywatnie - ale chodzi o wymazy dla kilku osób. Przy cenie 500 zł za jeden test to kwota paru tysięcy złotych.
- Piszę to wszystko ku przestrodze. Tak naprawdę dla kraju, dla wszelkich urzędów, znaczymy jako jego obywatele tyle, co nic. Mam nadzieję, że kogoś w końcu ruszy sumienie i każdy dostanie to, na co zasługuje - kończy gorzko nastolatka z powiatu raciborskiego.
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu