Odchodzisz sam albo dyscyplinarka. Zwolnieni z Ramety zeznawali przed sądem
Sędzia Monika Mańka prowadząca sprawę, w której PIP skarży byłego prezesa Ramety, przesłuchała zwolnionych z fabryki mebli inwalidów. We wrześniu 2019 roku opuścili zakład w okolicznościach urągających kodeksowi pracy.
Nie myślałem, że pójdzie tak łatwo
Pani Rozwita związała się z Rametą przed 6 laty. Chciała tam pracować do emerytury. Przeprowadziła się do mieszkania obok fabryki, żeby mieć bliżej do pracy. Została wezwana do gabinetu prezesa zaraz po przyjściu do fabryki. – Zwolnienia się nie spodziewałam. Słyszałam, że szefowie przekonują innych do przejścia na pół etatu. Zaraz po wejściu do biura usłyszałam, że jest trudna sytuacja, trwa restrukturyzacja i muszą się pożegnać ze mną, ponieważ nie stać Ramety na utrzymywanie tylu pracowników. Przedłożono mi dokument do zapoznania, to było rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron. Spytałam czy mogę się zastanowić i oni wtedy podmienili ten dokument na zwolnienie dyscyplinarne – relacjonowała raciborzanka. Zarzucono jej „działanie na szkodę zakładu i podburzanie ludzi”. – A podburzała pani? – spytała sędzia. – A skąd. Rozmawialiśmy na zakładzie o bieżącej sytuacji i każdy wiedział że jest źle – stwierdziła kobieta. Od Fichna usłyszała, że może pójść do sądu jak nie chce podpisać, ale sądy kosztują więc powinnam się zastanowić. Jestem samotną matką, utrzymuję syna. Uznałam, że z dyscyplinarką ciężej będzie znaleźć nową pracę – tłumaczyła swoją decyzję z września ubiegłego roku. Jak wychodziła z gabinetu to usłyszała jak prezes Fichna mówi do zastępcy: nie myślałem że pójdzie tak łatwo.
Postawili mnie pod ścianą
Jednym z najmłodszych w gronie zwolnionych był pan Adam, 38-latek. Pracowałem w Ramecie 15 lat. Wraz z nim wypowiedzenie otrzymały w trakcie wizyty w gabinecie prezesa trzy osoby. Usłyszeli, że „wypadło na nich”. – Nie wiem dlaczego. Pracowałem na nadgodzinach, zostawałem jak były jakieś akcje, nawet jak o północy trzeba było przyjść do rozładunku. W firmie wiedzieli, że można na mnie liczyć. Tego dnia postawili mnie pod ścianą. Usłyszałem, że albo się zwalniam, albo oni mnie zwolnią. Tak powiedział mi prezes. Nie wiedziałem co mam zrobić – przyznał pan Adam. – Nie paliłem, nie piłem, nic. Dlaczego miałbym dostać dyscyplinarne? Wcześniej dostałem pochwałę od prezesa za pracę. Sekretarki mówiły żebym podpisał, bo w ogóle nie znajdę pracy i dlatego wziąłem porozumienie. Takie nerwy człowiek wtedy miał. Mam troje dzieci i żonę na utrzymaniu, a bez pracy zostałem. 8 miesięcy szukałem zanim coś znalazłem – podsumował zwolniony.
Prezes nie decyduje sam
Stefan Fichna domagał się w trakcie rozprawy, aby jako świadków przesłuchano wiceprezesów Ramety, którymi są nadal: Aleksandra Mikoś i Marek Wyrostek, a także wezwania na przesłuchanie kadrowej Teresy Wyrostek i prawników pracujących dla Ramety. – Prezes sam nie podejmuje decyzji, to zarząd decyduje, dlatego wnioskuję o ich przesłuchania. Do zdecydowania zawsze musi być dwóch członków minimum. To się dotyczy spraw kadrowych i działalności spółdzielni – nadmienił były prezes spółdzielni meblarskiej. Stwierdził, że były przygotowane przez kierowników listy niewydajnych pracowników, które kadrowa przynosiła na posiedzenia zarządu i rozmawiano o redukcji zatrudnienia. – Prezes nie decyzuje losowo, jest cała struktura służb do tej decyzji. Dlatego chcę włączyć do procesu te osoby. Panowie prawnicy też pomagają w restrukturyzacji tzw. miękkiej, żeby firma mogła się utrzymać. Okaże się w jaki sposób i kto decydował, kto doradzał. To dla mnie bardzo bardzo ważne w tym procesie – argumentował S. Fichna.
Rozciąganie i zamieszanie
Przedstawicielka PIP nie miała przeciwskazań aby wezwać nowych świadków. Innego zdania był mecenas Krzysztof Grad. Uznał, że to tylko rozciąganie postępowania w czasie i powodowanie zamieszania. Podał, że przesłuchani zwolnieni nie wspominali nic o ich wytypowaniu czy listach wydajności. – Żadnego takiego dokumentu nie przedstawiono, ani nie powoływano się na taki – prawnik byłych pracowników wnioskował o oddalenie wniosku S. Fichny. Sąd postanowił jednak dopuścić taki dowód i zastępcy Fichny oraz kadrowa zostaną wezwani przed oblicze Temidy. Wrześniowe przesłuchania świadków trwały trzy dni. Rozprawa będzie kontynuowana. Za tydzień napiszemy o tym co powiedzieli w sądzie związkowcy.
Mariusz Weidner
Fichna też jest pokrzywdzonym
Stefan Fichna podzielił los osób, które zwolniono we wrześniu 2019 roku. 26 maja tego roku zarząd spółdzielni zwolnił go dyscyplinarnie i zakazał wstępu na teren fabryki. Nazywany w Ramecie „tatą” prezes od prawie 17 lat poskarżył się na tryb zwolnienia Państwowej Inspekcji Pracy. – Tylko rada nadzorcza mogła zwolnić prezesa, a w tym czasie rady w ogóle nie było – zauważył S. Fichna. PIP przyznał mu rację i teraz Fichna będzie mógł spotkać się ze swoimi byłymi zastępcami w sądzie jako oskarżyciel posiłkowy, bo PIP skierował do raciborskiego sądu rejonowego wnioski o ukaranie Aleksandry Mikoś i Marka Wyrostka – ówczesnych wiceprezesów Ramety. – Rozwiązanie stosunku pracy z prezesem zarządu zostało dokonane z naruszeniem przepisów prawa – przekazał Fichnie rybnicki inspektorat PIP, który przeprowadził kontrolę w Ramecie. 8 czerwca tego roku nowa rada nadzorcza, kierowana przez Sonię Jałtuszewską podjęła decyzję o zwolnieniu Fichny z pracy oraz pozbawienia go członkostwa spółdzielni i dopiero ta decyzja była ważna z mocy prawa. Stefan Fichna może przed sądem pracy domagać się zapłaty wynagrodzenia i uznania „dyscyplinarki” za niezgodną z prawem.
Ten prezes to kiepski gość skoro za jego prezesowania było kiepsko. Jego należy wywalić i to dyscyplinarnie. A gdzie są związki zawodowe ? Chyba tradycyjnie mają gdzieś pracowników
Polak z Bolesławia?
Oto CZŁOWIEK ! POLAK , KATOLIK .
Przytoczone teksty to tylko wierzchołek góry lodowej, chamstwo zarządu było bardziej wyraziste