O dwóch takich z Raciborza, którzy chcą zawojować rynek wypożyczania aut
Jarosław Armatys i Kamil Kostka to absolwenci raciborskiego II LO i „Mechanika”, którzy jako pierwsi w Polsce założyli internetową platformę do wynajmu samochodów. – Naszą największą inwestycją w ten projekt, był czas. Pomysł testowaliśmy na gotowym rozwiązaniu, ale gdy chwycił, zaczęliśmy pisać swoje oprogramowanie – mówią młodzi raciborzanie, obecnie studiujący i pracujący we Wrocławiu.
– Na czym w wielkim skrócie polega wasz pomysł na biznes?
– Lendly to platforma internetowa do wynajmu samochodów online. Zrzeszamy wypożyczalnie samochodowe z całej Polski i umożliwiamy rezerwację ich samochodów przez naszą stronę. Jesteśmy takim centrum wynajmu, w którym (docelowo) są wszystkie samochody na wynajem i nie trzeba ich szukać osobno. Od niedawna szukamy także aut na wynajem na zapytanie, czyli pod konkretne wymagania klienta (rodzaj samochodu, termin, budżet itd.)
– Skąd wziął się pomysł na ten biznes? Czy podobne rozwiązanie już gdzieś funkcjonuje?
– Pomysł zrodził się u mnie, gdy sam potrzebowałem samochodu. Klasyczny proces szukania wypożyczalni jest bardzo zawiły. Niektóre wypożyczalnie są mało „internetowe” i np. nie mają przedstawionej oferty lub nawet numeru telefonu. U nas jest to dużo prostsze, choć jeszcze nie idealne – ciągle pracujemy nad tym i zamierzamy stale rozwijać Lendly, ponieważ mamy głowy pełne pomysłów.
Podobne rozwiązania istnieją w kilku krajach europejskich. W Polsce również zaczęły się pojawiać, ale my byliśmy pierwsi. Można powiedzieć, że Lendly dostarcza unikatową usługę wypożyczania samochodów. Dzieje się tak za sprawą zupełnie innego procesu wynajmu samochodu, bardzo prostego, ale skutecznego modelu biznesowego i autorskiego oprogramowania, które napisaliśmy z Jarkiem sami, ponieważ Lendly wyszło w 100% spod naszych rąk.
– Czy osoba wynajmująca auto musi prowadzić działalność gospodarczą (wypożyczalnię samochodów), czy też może to być zwykły Kowalski, który samochodu używa tylko w weekendy, albo odwrotnie – w tygodniu, do pracy, a w weekend samochód stoi, bo on idzie na działkę?
– Pierwotna koncepcja była taka – każda osoba, która mało jeździ swoim samochodem, może dodać go do nas i na nim po prostu zarabiać. Niestety szybko odeszliśmy od tej idei, ponieważ auta musiałyby mieć specjalne ubezpieczenia, których nie mogliśmy zapewnić. Nie chcieliśmy też zostawiać właściciela samochodu na pastwę losu, w przypadku jakiegoś zdarzenia. Aktualnie zrzeszamy tylko wypożyczalnie samochodowe, aczkolwiek wierzymy, że w przyszłości uda nam się powrócić do realizacji pierwotnej idei.
– Jak zamierzacie na tym zarabiać? W czym tkwi źródło waszych dochodów?
– Z każdej transakcji zarabiamy kilka procent prowizji. Nasz model biznesowy zakłada, że prowizję zawsze opłaca wypożyczalnia, nie najmujący. Dodatkowo, często negocjujemy dla klienta ceny lub oferujemy specjalne rabaty, np. im dłuższy okres wynajmu samochodu z Lendly, tym cena w przeliczeniu na jeden dzień jest niższa. Każdy wynajem samochodu przez Lendly zawiera też opiekę prawną i pakiet assistance.
– Czytałem, że testujecie już to rozwiązanie w dużym mieście (Wrocław) i małym mieście (Racibórz). Czym różnią się zachowania klientów w tych miastach? Czy można wskazać jakieś tendencje, np. w małym mieście jest większe zainteresowanie autami średniej klasy, a w dużym mieście w grę wchodzą również auta luksusowe?
– Rozwiązanie testowaliśmy w dwóch miastach, ale teraz jesteśmy już w jedenastu i nieustannie powiększamy ofertę Lendly o kolejne lokalizacje. Różnica między małymi miastami (np. Raciborzem) a większymi powoli zaciera się, jeśli chodzi o zainteresowanie konkretnymi klasami samochodów. U nas wciąż jednak przeważają samochody miejskie z racji lokalizacji w jakiej jesteśmy (dużo aut jeździ co tydzień do Niemiec i Austrii), ale jest też bardzo duże zainteresowanie samochodami sportowymi. Jeśli chodzi o zachowanie konsumenckie, oczywistym jest, że w dużych miastach ludzie są bardziej obyci z takimi platformami i chętniej rezerwują samochody online. W mniejszych miastach przeważa telefon lub wiadomość na Facebooku.
– Czy w rozkręcaniu takiego biznesu opieracie się na własnych oszczędnościach? Czy do rozwoju przedsiębiorstwa będziecie potrzebować kapitału z zewnątrz? Jeśli tak, to jak zamierzacie go pozyskać?
– Naszą największą inwestycją w ten projekt był czas. Pomysł testowaliśmy na gotowym rozwiązaniu, ale gdy chwycił, zaczęliśmy pisać swoje oprogramowanie. Około ośmiu miesięcy zajęło nam stworzenie projektu, kolejne kilka miesięcy potrzebowaliśmy na rozwój. W tym momencie kończymy trzecią wersję platformy, która będzie już finalną i odporną na zmiany. W międzyczasie uczestniczyliśmy w akceleratorze dla startupów, skupionych wokół sharing economy, kilku eventach branżowych i całkiem niedawno wygraliśmy konkurs, w którym otrzymaliśmy nagrodę od Marszałka Województwa Dolnośląskiego i Prezesa Dolnośląskiego Funduszu Rozwoju. To nam zapewniło rozgłos wśród inwestorów, którzy zgłaszają się sami, ale wciąż szukamy odpowiedniego. Całość oczywiście pochłonęła mnóstwo naszych oszczędności.
– Coraz częściej konsumenci nie kupują płyt czy filmów, ale wykupują dostęp do platform, które umożliwiają ich słuchanie/oglądanie. Czy myślicie, że z samochodami będzie podobnie? Pytam o to również w kontekście polskiego rynku, który może różnić się od tego z dużych miast w krajach wysokorozwiniętych?
– Tak, zdecydowanie. Ekonomia współdzielenia zagościła w Polsce już na dobre. Nie trzeba daleko szukać – korzystamy ze Spotify, Netflixa. Z samochodami nie będzie podobnie, ale już jest podobnie. Sporo samochodów jest kupowanych w leasingu, co też jest pewną formą współdzielenia – bo bank jest właścicielem i użycza samochodu w abonamencie (upraszczając). A propos, w Raciborzu od jakiegoś czasu są auta na minuty, które można otworzyć aplikacją w telefonie, pojechać w dowolne miejsce i zamknąć. Bardzo kibicuję temu rozwiązaniu, które przyjechało z większych miast. Niestety, u nas póki co nie cieszy się powodzeniem. Jak widać ten trend ciągle postępuje i wstępuje do mniejszych miast.
– Studiujecie i pracujecie we Wrocławiu. Czy właśnie z tym miastem chcecie związać swoją przyszłość? Czego brakuje Raciborzowi, aby mógł zatrzymać lub sprowadzić z powrotem młodych przedsiębiorczych ludzi waszego pokroju?
– Bardzo fajne pytanie, ale nie sądzę, by nasza odpowiedź coś zmieniła. W tej kwestii myślimy podobnie i raczej chcemy zamieszkać w mniejszym mieście, a firmę prowadzić w większym (zdalnie). Zobaczymy co u nas się do tego czasu zmieni. W Raciborzu brakuje kreatywnych przestrzeni dla młodych osób. Miejsc spotkań dla młodych osób z pomysłami. Brakuje akceleratorów pomysłów czy dobrych inkubatorów przedsiębiorczości. Od strony rozrywkowej – brakuje atrakcji, wydarzeń, galerii, miejsc spotkań.
Wywiad przeprowadził Wojciech Żołneczko
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu