Trudna prawda o dzikach na trawnikach
Mieszkańcy dzielnicy Wilchwy mają już dość problemów z dzikami. – Niech prezydent Kieca wreszcie coś w tej sprawie zrobi, bo zaczyna się robić niebezpiecznie – nie kryje zdenerwowania Karina Politowicz, której dziki po raz kolejny w tym roku nawiedziły ogród domu przy ul. Turskiej. Mieszkańcy domagają się decyzji prezydenta na dokonanie odstrzału redukcyjnego. Magistrat odpowiada, że wniosek został złożony. I pyta, kto za to zapłaci?
WODZISŁAW ŚL. Karina Politowicz ma już dość wizyt dzików w swoim ogrodzie. Straty po takich „odwiedzinach” liczy już w tysiącach złotych. Kompletnie zniszczony ogród, uszkodzony robot koszący, i strach, bo podczas ostatniej wizyty dziki przeryły trawnik w odległości zaledwie 20 metrów od ścian domu. I to mimo że sporej wielkości nieruchomość jest całkowicie ogrodzona płotem z siatki, a ostatnio również pastuchem elektrycznym. Na nic to, bo dziki siatkę sforsowały, a pastucha też się nie boją. Efekt jest taki, że półtorej miesiąca temu, po czterech nocnych wizytach z trawnika nic nie zostało. – Musieliśmy go na nowo urządzić, zedrzeć zniszczoną warstwę, wyrównać i zasiać nową trawę – opowiada pani Karina. Kiedy już wszystko zostało zrobione, koszty poniesione, 20 października dziki przyszły ponownie. Na nowo założonym trawniku nie miały czego szukać, więc przeorały resztki starego, blisko domu. – Rano tych zniszczeń nie widziałam, bo kiedy wyjeżdżałam do pracy to było ciemno. Dopiero jak wróciłam do domu z pracy, to zobaczyłam zniszczenia. Myślałam, że zawału dostanę – mówi pani Karina.
Jak dodaje, prosiła o pomoc myśliwych, ale ci tłumaczyli, że w pobliżu domów nie mogą strzelać. Poradzili stosowanie chemii domowej oraz specjalnych środków odstraszających dzikie zwierzęta. – Przez pewien czas pomogło, ale ostatnio znów dziki się pojawiły – mówi pani Karina. Jak dodaje, podobne problemy ma nie tylko ona, ale również mieszkańcy ul. Teligi, Czarnieckiego czy Skrzyszowskiej. Uważa, że sprawą powinno zająć się miasto, ale choć próbowała w tej sprawie interweniować w urzędzie, to niczego nie wskórała. – Władze miasta nic w tym kierunku nie robią (…) Najlepiej odbić piłeczkę i finito, a ty szaraku się z tym kulaj – skomentowała w profilu społecznościowym. Uważa, że prezydent miasta powinien zlecić wykonanie odstrzału redukcyjnego.
Odstrzał redukcyjny
Prezydent może rzeczywiście zawnioskować do starosty o zezwolenie na dokonanie odstrzału redukcyjnego. Ale czy on coś da? – Na pewno jest to jakieś rozwiązanie. Zgoda na odstrzał redukcyjny zezwala myśliwym na strzelanie w pobliżu domów. Z tego jednak względu nie każdy myśliwy będzie chciał się podjąć tego zadania, bo to duża odpowiedzialność – mówi Jerzy Glinka, prezes Koła Łowieckiego „Róg”. Jak dodaje, jeśli rzeczywiście miałby zostać przeprowadzony odstrzał redukcyjny, to najlepiej gdyby wynajęci do jego przeprowadzenia zostali myśliwi, którzy mieszkają jak najbliżej miejsca odstrzału. – Po to, by mogli w miarę szybko reagować na zgłoszenia mieszkańców. – Trzeba pamiętać, że dzik na myśliwego czekać nie będzie. Jeśli odstrzału ma dokonywać jakaś firma z Katowic, to nie ma to za bardzo sensu. Bo zanim przyjadą, dzik zdąży odejść – mówi Glinka. Choć jak dodaje, nie ma oczywiście żadnej gwarancji, że myśliwy, który jest bliżej zdąży przyjechać na czas.
Patrzaj ty już lepiej w te swoje ukochane kreskówki.
Które dzikie zwierze,jeśli ma do wyboru wysokoenergetyczny pokarm,w ogromnym punktowym nagromadzeniu, będzie latało po zagajnikach i lasach,żeby uzbierać garstkę żołędzi czy bukwy?
Nie o żadne wycinanie drzew tu chodzi, nie o żadne motocrossy po lasach, ale wyłącznie o karmę, zapewniającą nieustającą ruję i wyprowadzanie trzech miotów w roku.
Jeśli do tego dodamy brak lęku przed ludźmi, spowodowany brakiem polowań, to dzik musiałby być ostatnim osłem, żeby po leśnych jarach się męczyć.
@KUKUnaMUNIU Trudno, skoro "leśnicy" niszczą ich naturalne środowisko wycinając buki z ich ulubioną buczyną, dęby i inne nasienne drzewa, w miejscu karczowiska przed nasadzeniem robią podorywkę ze zniszczeniem ściółki, meliorują lasy, polowania przeganiają zwierzynę... a dziki jeść muszą.
No i ważna informacja dla mieszczuchów. Dziki "zara wróco", bo nie między lasem, a ogrodem one migrują, jak to nadal bajają niezaktualizowani przyrodnicy, tylko, zaraz po likwidacji ostatnich łanów kukurydzy, pakują swoje bąbelki i wracają ze wsi, do miasta.
@KUKUnaMUNIU chciaż raz piszesz z sensem...
Pan łowczy meandruje. Dziki przychodzą odwracać nasze trawniki, bo taką króciutko przystrzyżoną, ruszaną jeszcze aeratorem darń łatwo i miło się odwraca, a żarcie pod nią płytko i liczne. Miałem to samo. Ogród zryty 10 razy w roku aż do opasek betonowych, wokół domu. Po latach walki zrobiłem myk. Nie mam trawniczka. Mam łąkę z bylinami, zakątki z wysokimi pokrzywami, itd, itp. Teraz mam tylko pojedyncze ślady po gwizdach, jak idą przez posesję i sprawdzają. Już im mój ogród nie smakuje tak, jak kiedyś. Ale trawnik to już jest łąka do sianokosów, taka, jak za starej pierwej. Kosiarka robi tylko chodniki w łące. A pokos wykonuję 2-3 razy na rok. Dziki nadal leżą co któryś dzień 15 metrów od domu, ale mój ogród przestał być stołówką.