Trudna prawda o dzikach na trawnikach
Mieszkańcy dzielnicy Wilchwy mają już dość problemów z dzikami. – Niech prezydent Kieca wreszcie coś w tej sprawie zrobi, bo zaczyna się robić niebezpiecznie – nie kryje zdenerwowania Karina Politowicz, której dziki po raz kolejny w tym roku nawiedziły ogród domu przy ul. Turskiej. Mieszkańcy domagają się decyzji prezydenta na dokonanie odstrzału redukcyjnego. Magistrat odpowiada, że wniosek został złożony. I pyta, kto za to zapłaci?
Petycja do prezydenta
5 października miejski radny Mariusz Blazy złożył w Urzędzie Miasta w Wodzisławiu petycję, w której wnioskuje do prezydenta o podjęcie skutecznych działań w sprawie rozwiązania problemu jaki stwarzają dziki. W petycji podpisanej przez 340 mieszkańców Wodzisławia, radny podkreśla, że oprócz strat materialnych wyrządzanych w uprawach, trawnikach, elementach architektury ogrodowej, dziki powodują realne zagrożenie dla zdrowia i życia mieszkańców. – Jak na razie nie otrzymałem odpowiedzi z urzędu miasta – mówi radny Blazy. Z kolei w odpowiedzi na pytania naszej redakcji, Urząd Miasta w Wodzisławiu wyjaśnił, że 7 października prezydent Mieczysław Kieca wystosował pismo do starosty wodzisławskiego dotyczące kwestii dzików w mieście, z prośbą o podjęcie działań mających na celu wydanie decyzji o odłowie, odłowie wraz z uśmierceniem lub odstrzale redukcyjnym zwierzyny oraz potraktowanie omawianego pisma jako wniosku wszczynającego postępowanie w tej sprawie. – Obecnie trwa procedura z tym związana, do rozwiązania jest m.in. jeszcze jedna z podstawowych kwestii związanych ze zleceniem i pokryciem kosztów ewentualnego odstrzału redukcyjnego, gdyż odstrzał redukcyjny regulowany w ustawie Prawo łowieckie nie jest zadaniem własnym gminy i gmina nie ma możliwości przeprowadzenia i sfinansowania odstrzału redukcyjnego zwierzyny łownej – odpowiada Klaudia Bartkowiak z Wydziału Dialogu, Promocji i Kultury UM w Wodzisławiu. Artur Marcisz
Dlaczego dziki odwiedzają ogrody?
To pytanie zadaliśmy Jerzemu Glince, prezesowi Koła Łowieckiego „Róg”, które działa na części powiatu wodzisławskiego. Ten podaje trzy główne powody. – Pierwszy powód jest taki, że dzika zwierzyna nie ma spokoju w lesie. Las jest pełen ludzi, spacerowiczów, biegaczy, którzy czasem biegają z latarkami nawet w nocy, grzybiarzy, quadów i motocykli. To wszystko powoduje, że dzika zwierzyna nie ma spokoju w swoich ostojach. I tu przechodzimy do drugiej przyczyny, czyli dużej liczby nieużytków na naszym terenie. W tych nieużytkach np. na obrzeżach dawnej kopalni 1 Maja, czy dawnej cegielni w Wodzisławiu, zwierzyna znalazła nowe ostoje. Tam w spokoju spędza dzień, a w nocy wychodzi na żer. I to trzeci powód: ludzie często pozbywają się na swoich posesjach czy poza nimi owoców, warzyw, trawy. To dla dzikich zwierząt stołówka. Ponadto teraz kiedy gleba jest mokra dzik szuka w trawnikach ślimaków, skorupiaków, które są jego przysmakiem – wyjaśnia Jerzy Glinka.
Patrzaj ty już lepiej w te swoje ukochane kreskówki.
Które dzikie zwierze,jeśli ma do wyboru wysokoenergetyczny pokarm,w ogromnym punktowym nagromadzeniu, będzie latało po zagajnikach i lasach,żeby uzbierać garstkę żołędzi czy bukwy?
Nie o żadne wycinanie drzew tu chodzi, nie o żadne motocrossy po lasach, ale wyłącznie o karmę, zapewniającą nieustającą ruję i wyprowadzanie trzech miotów w roku.
Jeśli do tego dodamy brak lęku przed ludźmi, spowodowany brakiem polowań, to dzik musiałby być ostatnim osłem, żeby po leśnych jarach się męczyć.
@KUKUnaMUNIU Trudno, skoro "leśnicy" niszczą ich naturalne środowisko wycinając buki z ich ulubioną buczyną, dęby i inne nasienne drzewa, w miejscu karczowiska przed nasadzeniem robią podorywkę ze zniszczeniem ściółki, meliorują lasy, polowania przeganiają zwierzynę... a dziki jeść muszą.
No i ważna informacja dla mieszczuchów. Dziki "zara wróco", bo nie między lasem, a ogrodem one migrują, jak to nadal bajają niezaktualizowani przyrodnicy, tylko, zaraz po likwidacji ostatnich łanów kukurydzy, pakują swoje bąbelki i wracają ze wsi, do miasta.
@KUKUnaMUNIU chciaż raz piszesz z sensem...
Pan łowczy meandruje. Dziki przychodzą odwracać nasze trawniki, bo taką króciutko przystrzyżoną, ruszaną jeszcze aeratorem darń łatwo i miło się odwraca, a żarcie pod nią płytko i liczne. Miałem to samo. Ogród zryty 10 razy w roku aż do opasek betonowych, wokół domu. Po latach walki zrobiłem myk. Nie mam trawniczka. Mam łąkę z bylinami, zakątki z wysokimi pokrzywami, itd, itp. Teraz mam tylko pojedyncze ślady po gwizdach, jak idą przez posesję i sprawdzają. Już im mój ogród nie smakuje tak, jak kiedyś. Ale trawnik to już jest łąka do sianokosów, taka, jak za starej pierwej. Kosiarka robi tylko chodniki w łące. A pokos wykonuję 2-3 razy na rok. Dziki nadal leżą co któryś dzień 15 metrów od domu, ale mój ogród przestał być stołówką.