Powstało trzecie wydanie książki "Jo był ukradziony"
Książka „Jo był ukradziony” ukazująca wspomnienia i historie lokalnej społeczności związane z Tragedią Górnośląską zyskała swoje trzecie wydanie. Kolejny raz publikacja została poszerzona o nieznane dotychczas wątki.
Powstało trzecie wydanie książki "Jo był ukradziony"
Dramaty mieszkańców Śląska, które miały miejsce po wejściu na nasze tereny Armii Czerwonej, a które też zostały zebrane w książce „Jo był ukradziony” zyskały trzecie, poszerzone wydanie. - Pierwsze wydanie otworzyło szeroko drzwi do historii, których ludzie w większości nie znali lub co gorsza chcieli zapomnieć, szczególnie jeśli mówimy o ofiarach Tragedii Górnośląskiej. Od 2016 roku popularność tej tematyki, zwłaszcza w naszym regionie rybnickim wzrosła poprzez wydanie tej książki, a także późniejsze wydarzenia: spektakl pod tym samym tytułem, którego premiera miała miejsce w 2017 r. na kopalni Ignacy oraz film Adama Grzegorzka, który powstał w ubiegłym roku – mówi Marek Wystyrk, prezes stowarzyszenia Moje Miasto z Rydułtów, które zainicjowało powstanie książki w oparciu o projekty zewnętrzne.
Nakład trzeciego wydania książki w 2020 roku wyniósł 500 egzemplarzy. Na 9 listopada zaplanowano promocję publikacji, jednak sytuacja epidemiczna uniemożliwiła spotkanie w większym gronie czytelników i bohaterów książki. Nowe wydanie powstało dzięki dofinansowaniu z budżetu Miasta Rydułtowy oraz Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego w Katowicach.
Autorzy publikacji dr hab. Kazimierz Miroszewski i dr Mateusz Sobeczko nie zamykają jeszcze tego rozdziału, bo Tragedia Górnośląska ma jeszcze wiele kart do odkrycia. - Naszym celem było od początku przywrócenie pamięci o tych wydarzeniach, o osobach, które zostały wywiezione, o tragediach, takich jak zakatowanie tych osób na terenie Związku Radzieckiego czy śmierci jeszcze w czasie transportu. To pamięć i oddanie hołdu - mówi Mateusz Sobeczko. -
- To kwestia otwarcia się ludzi. Kiedy zaczynaliśmy myśleć o tej książce, próbowaliśmy dotrzeć do społeczeństwa lokalnego poprzez artykuły prasowe, zaproszenia na mszach w kościołach, aby ludzie spróbowali się zaktywizować. W świadomości społecznej nawet jeśli minęło już wiele lat od tych wydarzeń, panowało przeświadczenie, że nie ma co wracać do tamtych wydarzeń, bo będą z tego kłopoty - pokreśla Kazimierz Miroszewski.