Uchodźcy z Jemenu w Rudach odnaleźli swoje miejsce na ziemi
Z początkiem stycznia na lotnisku Chopina w Warszawie ląduje samolot, a w nim sześcioosobowa rodzina uciekająca ze stolicy ogarniętego wojną kraju. Całość poprzedza szereg przygotowań, w których pomaga kolega z dawnych lat. Tak Jemeńczycy trafiają do Rud. To tutaj odnajdują spokój i nadzieję na lepsze jutro.
– Sytuacja związana z wojną domową spowodowała, że zaczęliśmy myśleć o ucieczce – wspomina 54-letni Abdulhameed Al-Sultan, głowa rodziny. Morderstwa kolejnych ludzi, nasilający się głód i choroby powodują, że życie w ich rodzinnych stronach staje się nieznośne. Pomysł na przyjazd do Rud pojawiła się w chwili, kiedy Jemeńczyk otrzymuje mejla od swojego kolegi z dawnych lat, doktora Wojciecha Mokrosza, który wiedząc, co dzieje się w Jemenie proponuje osiedlenie się w jego rodzinnej miejscowości. – „Abdul odezwij się pilnie” – przypomina sobie treść wiadomości, jaką wówczas otrzymuje. Tak w jego rodzinie zaczyna się temat emigracji. Ostateczną decyzję pozostawia jednak żonie, która postanawia, że dla dobra dzieci powinni jak najszybciej opuścić Sanę.
Najpierw strach, później radość
Abdulhameed Al-Sultan z Wojciechem Mokroszem poznają się na studiach. To w Gliwicach w latach 80. kończy edukację na Politechnice Śląskiej, potem na tej samej uczelni robi doktorat, wykształcając się na inżyniera chemii, a później zostaje tam wykładowcą. Stąd bardzo dobrze mówi w naszym języku. Dlaczego wybiera Polskę? Bo korzysta wówczas ze studenckiego programu. Otrzymuje tę szansę, bo zdaje bardzo dobrze maturę.
Choć chce pozostać w Polsce, wraca do swojej rodzinnej miejscowości, bo tego oczekuje od niego ojciec. Tam poznaje swoją przyszłą żonę Ahlam, z którą ma czworo dzieci (trojaczki Mohammeda, Munę i Omnya, którzy mają po 9 lat i 3,5-letnią Maye). Tam też zawodowo wiąże się z Uniwersytetem w Al-Mukalla, gdzie wykłada ochronę środowiska. Angażuje się również politycznie. Działa w liberalno-demokratycznym Generalnym Kongresie Ludowym prezydenta Ali Abd Allah Saliha. Wypełnia wówczas funkcję sekretarza generalnego partii oraz jest wicerektorem ds. jakości i kontroli naukowej na uniwersytecie. W 2011 roku kandyduje do parlamentu, ale z powodu rewolty współpracujących z Al-Ka’idą islamistów nie dochodzi do wyborów. Później krótko jest jeszcze wiceministrem ds. ropy naftowej w koalicyjnym rządzie, który tworzą stronnicy Saliha i ugrupowania opozycyjne. Rezygnuje jednak, bo jak wspomina, nie układa się współpraca z szefem resortu z innej partii.
W 2017 roku ginie były prezydent Salih, a życie staje się coraz bardziej nieznośne. Nazwisko Abdulhameed, jako byłego polityka ugrupowania obalonego i zamordowanego prezydenta widnieje na „czarnej liście”. Ma zakaz opuszczania Jemenu. Ucieczka z miejscowości, w której mieszka jest więc teoretycznie niemożliwa.
Kiedy już zapad decyzja, że wyjeżdżają, jego żona Ahlam Al-Barawi* nabywa wizy pielgrzymkowe Arabii Saudyjskiej dla siebie i dzieci. Jemu, dzięki posiadanym kontaktom w inny sposób udaje się dostać do Arabii, gdzie spotyka się już ze swoją rodziną. Następnie trafiają do polskiej ambasady w Rijadzie, gdzie czekają na przyznanie wiz. Następnie z początkiem stycznia 2020 r. lądują na lotnisku w Warszawie, a później docierają już do Rud w gminie Kuźnia Raciborska. – Miałem w sobie wtedy ogromną radość – odpowiada mężczyzna, kiedy pytamy, co wówczas poczuł, kiedy razem z rodziną znalazł się już w Polsce.
Poczucie bezpieczeństwa
Rodzina mieszka w domu, który zorganizował i opłacił Wojciech Mokrosz. Jemeńczycy szybko odnajdują pomoc również wśród lokalnego otoczenia. Angażuje się dyrektor miejscowej szkoły Adrian Plura. Pomaga proboszcz parafii Wniebowzięcia NMP w Rudach ks. Sebastian Śliwiński, który podczas mszy św. prosi o godne przyjęcie uchodźców. Z wizytą do ich domu przychodzą także oficjele z urzędu miejskiego: burmistrz Paweł Macha, wiceburmistrz Sylwia Brzezicka-Tesarczyk oraz kierownik referatu edukacji, sportu i promocji Anna Mainusz. – Przyjęto nas tutaj z otwartością, poczuliśmy się bezpiecznie – opowiada.
Ojciec dzieci wskazuje, że jego pociechy bardzo szybko odnajdują się w Rudach. Kochają szkołę, co więcej są nawet smutne, kiedy nie mogą do niej chodzić. To dzieje się głównie teraz kiedy w dobie pandemii koronawirusa lekcje odbywają się zdalnie, choć chętnie korzystają z zajęć świetlicowych. O zaangażowanie w pomoc rodzinie pytamy dyrektora Adriana Plurę. – Pomagamy na tyle, ile możemy – odpowiada.
Wzajemne otwarcie
Jemeńczycy chętnie nawiązują nowe znajomości. Z otwartością więc przyjęli m.in. zaproszenie na ognisko integracyjne mieszkańców przysiółku Kolonia Renerowska, który zamieszkują. – Kupiliśmy parówki drobiowe i poszliśmy na ognisko. Razem z dziećmi siedzieliśmy tam do 21.00 – relacjonuje Jemeńczyk.
Kiedy pytamy o odczucia czy Polska jest otwarta dla uchodźców, głowa rodziny wskazuje, że jak najbardziej. – Ja nie czuję się tutaj obcy. Polacy są otwarci na tych, którzy są otwarci na nich – mówi.
Dzięki zaangażowaniu pomocy wielu ludzi dobrej woli naukowiec szybko znajduje zatrudnienie. Na pełen etat powraca do zawodu wykładowcy. Pracuje na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach na wydziale humanistycznym w Sosnowcu, gdzie prowadzi lektorat z języka arabskiego. Obecnie zajęcia z powodu pandemii realizuje zdalnie, ze swojego domu w Rudach. W kolejnym semestrze najpewniej będą odbywały się już zajęcia hybrydowe – więc będzie jeździł na uczelnię.
Świąteczny czas
Rodzina jest wyznania muzułmańskiego. Otwarci są również na inne wyznania i wspólnie ze swoimi przyjaciółmi spędzili Święta Bożego Narodzenia. – Święta naszych przyjaciół, są naszymi świętami. My modlimy się do jednego Boga, on jest nas wszystkich – mówi Abdulhameed. Dodaje, że świąteczny czas bardzo podoba się jego dzieciom. W tym roku odwiedził ich nawet Mikołaj. Pomógł w tym sąsiad, który przebrał się w strój Świętego i wręczył im prezenty.
Dawid Machecki
* Arabki po wyjściu za mąż nie zmieniają nazwiska.
Uważam, że rozumne otwieranie się na inne kultury może nam przynieść wiele dobrego. Opisany przypadek to jest właśnie sposób "rozumny": rodzina miała już wcześniej kontakt z naszą kulturą i cywilizacją, człowiek jest wykształcony, jest fachowcem, który może zarabiać nie tylko na utrzymanie swojej rodziny, ale także dla dobra kraju, w którym się osiedlił.
Jeżeli będą uczciwie pracować i asymiliwać ze społeczeństwem i nie będą tworzyć zamknietych gett, gdzie nie ma kontroli jak we Francji czy Niemczech, to nie mam przeciwwskazań.
Sprowadzanie islamistów do Polski to nie jest dobry pomysł.
Jezus w islamie jest uznawany za proroka posłanego przez Boga, kóry został poczęty z woli Boga bez udziału mężczyzny..Jest wymieniany w Koranie 25 razy. Bóg go posłał, by głosił ludziom posłuszeństwo wobec jedynego Boga. Wiele cudów Jezusa opisanych w Biblii jest również opisanych w Koranie, uzdrowienie trędowatego, przywrócenie wzroku niewidomemu. Chrześcijanie zaś uważają Jezusa za posłanego na ziemię przez Boga jego Syna. Dla chrześcijan - syn Boga, dla muzułmanów - prorok i wysłannik Boga.- ale czy to nie ten sam Bóg?
Zycze im jak najlepiej , ale nie modlimy sie do jednego Boga.
Oby tym ludziom się wiodło i oby byli dobrze tu traktowani.