Ksiądz Łukasz: Każdy z nas jest Odysem
O nowe polskie tłumaczenie Odysei autorstwa prof. dra hab. Roberta Romana Chodkowskiego oraz o pożytki z czytania Homera dra hab. Krzysztofa Nareckiego, prof. KUL, filologa klasycznego, literaturoznawcę, a ponadto w kadencji 2020-2024 prorektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II ds. studentów i doktorantów, pyta ks. Łukasz Libowski.
W wierszach „podobnych do heksametrów”
– Łukasz Libowski: Panie Profesorze, u progu rzeczywistości, którą nazywamy literaturą europejską, wznoszą się, jak ujął to Zygmunt Kubiak, dwa eposy Homerowe, Iliada i Odyseja. Wtóre z wielkich tych dzieł w ostatnim kwartale ubiegłego roku ukazało się na polskim rynku księgarskim, nakładem Wydawnictwa Towarzystwa Naukowego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, w nowym tłumaczeniu. Nim poproszę Pana o słowo charakterystyki tegoż nowego przekładu, chciałbym, żeby nakreślił nam Pan, króciutko tylko, jakimi translacjami Odysei dysponowaliśmy dotychczas.
– Krzysztof Narecki: Do momentu ukazania się najnowszego przekładu Odysei, autorstwa prof. Roberta Chodkowskiego, posiadaliśmy siedem pełnych przekładów eposu Homera, z czego tak naprawdę trzy, z racji ich przystępności, funkcjonowały w szerszym obiegu.
Mam tu na myśli przekład Lucjana Siemieńskiego, bardzo popularny, wielokrotnie wznawiany i często przywoływany. I choć pierwsze jego wydanie miało miejsce jeszcze w XIX stuleciu (w roku 1876), to jego wznowienia, poprawiane i uzupełniane, nadal cieszą się zainteresowaniem czytelników, o czym świadczy ostatnie wydanie z roku 2003 w Bibliotece Narodowej (Ossolineum). Drugim autorem, który w całości przełożył Odyseję, był Józef Wittlin. Jego przekład miał trzy wydania: pierwsze ukazało się w 1924 roku, drugie – w 1931 (oba we Lwowie) i trzecie zmienione w Londynie w 1957 roku. Cztery lata wcześniej, w 1953 roku, ukazał się natomiast przekład Jana Parandowskiego, autora równie popularnej, jak sam przekład Odysei, Mitologii (o podtytule: Wierzenia i podania Greków i Rzymian), nb. profesora i wykładowcy na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (w latach powojennych do roku 1948), a nawet w roku akademickim 1947/1948 dziekana Wydziału Nauk Humanistycznych. Przekład ten, który w prozaicznej szacie „można czytać jak powieść” – jak się wyraził sam tłumacz (w swojej przedmowie) – stał się niezwykle popularny, wielokrotnie wznawiany, wydany po raz ostatni w roku 1998 w serii Biblioteka Antyczna.
Poza wymienionymi warto przypomnieć inne przekłady, włącznie z tymi już ‘archaicznymi’: Jacka Idziego Przybylskiego z roku 1815 (Kraków), Klemensa Żukowskiego z 1846 (Lwów), a także Stanisława Mleczki z 1935 (Warszawa). Na krótką wzmiankę zasługują też: Cyprian Kamil Norwid, który fragmenty Odysei (całą księgę I i fragment ks. XI) tłumaczył 13-zgłoskowcem, o czym pewnie niewielu z nas wie, a także Zygmunt Kubiak, który stosunkowo niedawno w Literaturze Greków i Rzymian (Warszawa 1999) zamieścił fragmenty z różnych pieśni Odysei w wierszach „podobnych do heksametrów” – wedle słów tłumacza. I wreszcie świeży przekład Zenona Gołaszewskiego z roku 2020, zatytułowany Odyseja Homera prozą (Wydawnictwo WIMANA), o którym dowiedziałem się dopiero co, przygotowując listę przekładów epopei Homera.
Przekładanie utworów takich, jak Odyseja można przyrównać do pracy pianisty
– Ł.L.: Panie Profesorze, dość imponujący to – przyznać muszę – zbiór: nie sądziłem, że mamy aż tyle polskich wersji Odysei! Jak na tym tle wypada zatem przekład pióra prof. Chodkowskiego? Mógłby Pan nam przekład ten przedstawić, wskazując jego osobliwości, wyliczając te jego cechy, które zasługują na uwagę?
– K.N.: Jak słusznie zauważył Jan Parandowski, rozpoczynając swoją przedmowę do drugiego wydania swojego przekładu prozą Odysei: „Tłumaczenia Homera są ambicją każdej literatury europejskiej, i to już od starożytności”. Trudno odmówić słuszności temu stwierdzeniu, a tym bardziej zarzucić nowemu tłumaczowi jego nieznajomość, skoro On sam tak często odwołuje się do swego wielkiego poprzednika. Prof. Robert Chodkowski, którego doskonale znamy z tłumaczenia wszystkich zachowanych tragedii trzech wielkich tragików: Ajschylosa, Sofoklesa i Eurypidesa – sięgnął po jeden z najstarszych zabytków literatury greckiej i europejskiej w ogóle, a tym samym stanął poniekąd w szranki z tłumaczeniową tradycją. Od ostatniego przekładu tego poematu, dokonanego przez Jana Parandowskiego i wydanego po raz pierwszy w 1953 roku, upłynęło już 67 lat i chyba jest to wystarczający czas, by podjąć ten trud na nowo. Nie bez znaczenia jest też fakt, iż język to żywa materia, która ciągle ewoluuje, wymagająca ‘uaktualnień’ dla nowych pokoleń czytelników, zwłaszcza w sferze przekładów.
Tłumaczenie Profesora różni się zatem od tamtego pod wieloma względami. Parandowski przełożył dzieło Homera prozą, Następca zaś wraca – wbrew opinii Parandowskiego, iż „heksametr jest nam obcy, jak zresztą każda inna miara antyczna oparta na iloczasie” – do formy polskiego heksametru, idąc za przykładem innych polskich filologów, którzy tego metrum używają powszechnie w swoich przekładach epików i greckich, i łacińskich. Jako przykład przytoczę kilka pierwszych wersów Odysei (I, 1-5), zaznaczając pogrubieniem układ 6 akcentowanych sylab (jako odwzorowanie 6 greckich stóp daktylicznych):
Męża opiewaj mi Muzo, pełnego pomysłów, co wiele
błądził, kiedy już zburzył święty gród Troi, i z wielu
ludźmi w miastach się spotkał, poznając ich zapatrywania.
Wiele cierpień w swym sercu doznał także na morzu,
Walcząc o własne życie i powrót dla towarzyszy.
Czym ponadto, obok formy heksametru, wyróżnia się nowy przekład? Tłumacz rezygnuje z jakiejkolwiek próby archaizacji języka (np. unika takich słów, jak: „luby”, „żartki”, „lice”, „snać” czy „iścić”), która u Parandowskiego jest jeszcze wyczuwalna, co może też wynikać z dość dużej przestrzeni czasowej dzielącej epoki, w których te przekłady powstały. Różnica jest dostrzegalna również w doborze słów i istniejących między nimi związków frazeologicznych, dotyczy także ortografii niektórych imion własnych oraz sposobu oddawania w języku polskim konwencjonalnych epitetów bogów i herosów, ale w większości wypadków zachowuje ich utrwalone tradycją formy złożone (np. określenia Zeusa: egidodzierżca i chmurozbiorca), mimo że język polski raczej ich unika.
Z drugiej jednak strony Autor nowego przekładu sam przyznaje się do pewnych zależności od swego wielkiego poprzednika, pisząc w Przedmowie m.in.: „Przekład J. Parandowskiego towarzyszył mi zawsze: i wtedy, gdy jako uczeń po raz pierwszy czytałem Odyseję, i później, gdy ten poemat studiowałem na seminarium prof. Janiny Pliszczyńskiej, i wreszcie gdy już sam analizowałem go ze studentami w oryginale, oraz gdy odwoływałem się do niego w swoich publikacjach, dając obok greki polskie tłumaczenie. Czytelnik mojego przekładu nie może więc być zaskoczony, że znajdzie w nim sporo zapożyczeń z tej prozaicznej wersji tak w warstwie leksykalnej, jak i próbie oddania specyficznej kompozycji dzieła Homera, jego struktury wywodzącej się z poezji oralnej”. Nie ulega jednak wątpliwości, że wersja prof. Chodkowskiego jest dziełem oryginalnym, jest tłumaczeniem z tekstu greckiego, znacznie różniącym się od dotychczas istniejących zarówno w aspekcie językowym, jak i w interpretacji wielu partii poematu, eliminującym wcześniejsze błędy w rozumieniu i w przekładzie poematu Homera. Jest to przekład kompletny, bez opuszczeń, które występują w tłumaczeniu Jana Parandowskiego, a jednocześnie zachowuje on zgodność przełożonych wersów wobec oryginału, co razem z zaznaczeniem wersów ułatwia konfrontowanie z tekstem greckim, jak też cytowanie w pracach naukowych i nie tylko.
Józef Wittlin w 1957 roku w przedmowie do trzeciego wydania swojego tłumaczenia Odysei podzielił się niezwykle trafnym spostrzeżeniem, które – w moim przekonaniu – po części bardzo dobrze odzwierciedla odwagę i trud, jakie tłumacz nowego przekładu włożył w to dzieło. Oto ten cytat: „Przekładanie utworów takich, jak Odyseja można przyrównać do pracy pianisty, który przez całe życie dąży do idealnej interpretacji Bacha, Beethovena, Chopina itd. Gdy w pełni tak zwanej dojrzałości artystycznej wydaje się mu, że osiągnął maximum tego, na co go stać, i że lepiej już grać nie potrafi, nagle, wraz z pierwszą siwizną we włosach, odkrywa, że jeszcze mu daleko do upragnionych szczytów”. Podobnie jest w przypadku prof. Chodkowskiego, który jest i doświadczonym, kompetentnym filologiem, i utalentowanym artystą, i wreszcie niestrudzonym krzewicielem antyku. I choć w swoich przekładach Ajschylosa, Sofoklesa i Eurypidesa, wydawałoby się, osiągnął wyżyny poetyckiego tłumaczenia, zachowując piękno, klimat i nastrojowość oryginalnych (greckich) tekstów, a także ważną dla każdego czytelnika ‘przyswajalność’ języka przekładu, to w najnowszym tłumaczeniu dokonał więcej, ‘udostępniając’ temuż czytelnikowi jednocześnie, w niełatwej wszak formie polskiego heksametru, nie tylko przygody Odyseusza i Telemacha, czyli tzw. fabułę, ale również piękno poematu o tych przygodach, czyli bogatą w artyzm poetycką opowieść.
Każdy z nas jest Odysem
– Ł.L.: Panie Profesorze, w trzeciej odsłonie naszej korespondencji spróbujmy zachęcić wszystkich, którzy będą nas czytać, do lektury Homera. Proszę zatem napisać, dlaczego, w Pana przekonaniu, warto sięgnąć po Homera. Jakie widzi Pan, Panie Profesorze, pożytki z czytania największego z aojdów, pierwszego z pieśniarzy?
– K.N.:
Czytaj, czytaj Homera choćby razy trzysta,
Nowy – niby się w oczach przemienia co rana;
Rzecz pod miarę i wagę tak obrachowana,
Że aż strach! On największy w świecie algebrzysta!
Ta żartobliwa zachęta, wypowiedziana przed ponad stu laty przez Józefa Bohdana Zaleskiego, poetę okresu romantyzmu, wcale nie straciła na swojej aktualności. Jeszcze dobitniej o ponadczasowej wartości dzieł literackich świadczą słowa Fiodora Dostojewskiego: „Prawdziwa sztuka jest zawsze współczesna”. Świadomość istnienia wielkich poematów Homera w kręgu średnio oczytanego odbiorcy jest powszechna, a sakramentalne zdanie: „U początków literatury europejskiej stoją dwa arcy-poematy, Iliada i Odyseja”, powtarzają do znudzenia, w tej czy innej formie, autorzy podręczników i opracowań. Dlaczego warto więc sięgać po Homera?
Homer należy do nielicznych poetów, których los potraktował bardzo życzliwie, oba wszak jego poematy, niemal nietknięte przez czas, przez ponad 2700 lat cieszyły czytelników poetycką doskonałością i pięknem, służąc jako przedmiot podziwu dla kolejnych pokoleń. Ale to nie przypadek o tym zadecydował, lecz wyjątkowy, uniwersalny charakter tych poematów, ich ponadczasowe walory, zauważane i równie doceniane w każdej epoce. Jak stwierdził Werner Jaeger, ikona światowej filologii klasycznej, „Homer i Hezjod dla starożytnych Greków znaczyli tyle, co kultura”. Dlatego młodzież grecka przez kolejne stulecia uczyła się poematów Homera na pamięć, a mówiąc wprost – Homer był w szkole antycznej lekturą obowiązkową z prostej przyczyny: był nie tylko największym poetą, lecz przede wszystkim podstawowym źródłem wiedzy i autorytetem niemal we wszystkich ówczesnych gałęziach wiedzy, takich jak: etyka, religia, historia, mitologia, sztuka poetycka, wróżbiarstwo, medycyna, sztuka wojenna, sport, polityka. Co więcej, w świecie antycznym znajomość poszczególnych scen, rozmów i powiedzeń z obu dzieł Homera uchodziła za kanon wykształcenia i kultury. Nawet niektórzy starożytni autorzy chrześcijańscy próbowali przedstawiać życie i działalność Chrystusa, używając Homerowych wersów (w utworach znanych jako Centony homeryckie), przenosząc w ten sposób treści ewangeliczne do języka, formy i stylu antycznych eposów. I wcale im nie przeszkadzało, że tacy herosi jak Achilles niewiele mieli wspólnego z nauczaniem Nazarejczyka.
Zainteresowanie Homerem nie ustało w kolejnych epokach aż do dzisiaj. My również – dzięki jego poematom – poznajemy niezgłębione meandry greckiej kultury, w różnych jej przejawach: językowym, literackim, historycznym czy nawet filozoficznym. Dla nas współczesnych oba eposy, pisane heksametrem, są bodaj najbardziej charakterystyczną „wizytówką” antyku. Stanowią wzór klasycznego piękna i ładu w literaturze. Homer bowiem na długie wieki określił kanon piękna eposu, którego tradycje podejmowali późniejsi poeci. Omówienie inspiracji literackich greckiego twórcy zmusiłoby nas do prześledzenia całej historii literatury polskiej, od Odprawy posłów greckich Jana Kochanowskiego począwszy. Przypomnijmy więc tylko zakończenie znanego wiersza Staffa „Odys”:
Każdy z nas jest Odysem, co wraca do swej Itaki – aby podkreślić symboliczną wartość postaci i sytuacji utrwalonych w dziełach Homera. Właśnie te wartości odżywają wciąż na nowo w rozlicznych nawiązaniach obecnych w literaturze wszystkich czasów. Czy bezustanna wędrówka i tułanie się Odysa po morzach, niemożność odnalezienia się w żadnym, poza Itaką miejscu, nie przypomina nam tułaczki conradowskiego Lorda Jima, romantycznego Kordiana czy wreszcie głównego bohatera powieści Joyce’a „Ulysses”? Może jest również parabolą naszego losu i zmierzania ku wieczności? W hołdzie wobec starożytnego mistrza słowa, powtórzmy za Janem Józefem Szczepańskim (1919-2003): „Grecja Homera i Fidiasza, Grecja Sofoklesa, Sokratesa i Platona spełnia zadanie uwertury – jest prologiem zawierającym wszystkie tematyczne motywy, wszystkie wzorcowe formy realizowanej na tysiące sposobów doskonałości”. Wielce pocieszające jest, iż zainteresowanie poematami Homera nigdy nie osłabło, można bowiem je porównać do dwóch wysokich szczytów Olimpu i Ossy, których wielkość i majestat łączyły się z czarem i mamieniem. Nigdy czas nie miał władzy nad Homerem, tak jak nie miał nad Ezopem, Safoną, Sofoklesem, Eurypidesem i wieloma innymi sługami Muz antycznych Greków.
ks. Łukasz Libowski
pierdoly ględzi
ksiądz jak zwykle czeka na Godota..i odlatuje
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
"Czymże jest miłość mężczyzny i kobiety? Korkiem i butelką"
"jest to wiek utrudzonego kurewstwa, po omacku szukającego swego boga."
i z tym się można zgodzić w ciemno.
Joyce’a „Ulysses”?
monolog molly nie jest o pedofilli tylko o używaniu
".bo przecież to jest wszystko czego chcą od ciebie z tym zażartym złym wyrazem oczu
musiałam przymknąć oczy ale nie ma aż tak ogromnego ognia w sobie kiedy kazałam mu
wyciągnąć to i skończyć na mnie myśląc jakie to jest wielkie i będzie lepiej na wszelki wypadek gdyby się wszystkiego nie dało wymyć stamtąd porządnie za ostatnim razem pozwoliłam mu to skończyć we mnie to ładnie wymyślone dla kobiet... "
Dlaczego usuwacie komentarz tak padnie słowo Pedofilia
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu