Strażacy ochotnicy coraz częściej w akcji. "Czekający na ratunek liczy na nas i odlicza sekundy do naszego przyjazdu"
Dziś obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Strażaka. Przez pandemię obchody są skromne, albo nie ma ich w ogóle. Nasza redakcja o strażakach jednak nie zapomniała. Jak wygląda służba strażaków-ochotników w czasie pandemii? Z jakim problemami i wyzwaniami muszą się mierzyć? O odpowiedź poprosiliśmy Edwarda Szołuchę, prezesa Ochotniczej Straży Pożarnej w Łaziskach.
Częściej wzywani na pomoc
Okres pandemii był czasem wytężonej pracy strażaków. - Wydawałoby się, że w czasie pandemii będziemy mieć mniej wyjazdów, tymczasem w ubiegłym roku zanotowaliśmy rekord, bo 49 wyjazdów. Z tego 9 to były wezwania do pożarów, 36 wezwań do zagrożeń miejscowych oraz 4 alarmy fałszywe. Dla porównania dodam, że kilka lat wstecz byliśmy wzywani do pomocy kilka, kilkanaście razy w roku. Widać więc jak przybyło tych wyjazdów - mówi prezes OSP Łaziska Edward Szołucha. Po raz pierwszy jednostka ta zabezpieczała również rejon działań Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 1 w Wodzisławiu. Zabezpieczenie rejonu to nic innego, jak zastępowanie jednostki Państwowej Straży Pożarnej podczas jej wyjazdu do akcji. Przyznaje, że w tym roku raz lub dwa razy strażacy z Łazisk wyjeżdżali również jako zastępstwo Zespołu Ratownictwa Medycznego. - W latach poprzednich również jeździliśmy do zdarzeń medycznych, ale jako wsparcie. W tym roku po raz pierwszy w sytuacji kiedy nie było karetki - mówi.
Lepiej wyszkoleni...
Ochotnicy z OSP są wzywani do pomocy coraz częściej z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że są po prostu dobrze przygotowani do tego, by nie tylko gasić pożary. - Kiedyś, tak 30 lat temu, to żeby zostać członkiem OSP i brać udział w wyjazdach ratunkowych wystarczyło mieć, dwie ręce, dwie nogi i głową na karku. Dziś każdy członek OSP, który wyjeżdża do akcji, musi mieć odpowiednie przeszkolenie. Wielu ma dodatkowe kursy również z Kwalifikowanej Pomocy Przedmedycznej - podkreśla Edward Szołucha.
... i wyposażeni
Drugi przyczyna tego, że ochotnicy coraz częściej biorą udział w skomplikowanych nieraz akcjach, to ich coraz lepsze wyposażenie. W większości jednostek OSP na terenie powiatu wodzisławskiego, zwłaszcza będących w Krajowym Systemie Ratowniczo-Gaśniczym, w garażach nie stoją już leciwe stary i jelcze, a nowoczesne many, scanie czy mercedesy. Jednostki OSP są dobrze wyposażone również w sprzęt ratownictwa technicznego i drogowego. Wiele jednostek ma do swoje dyspozycji przenośne defibrylatory AED. Wśród OSP uwidacznia się niekiedy specjalizacja, niektóre np. specjalizują się w ratownictwie wodnym (te działające w pobliżu wylewających rzek), inne nastawione są mocniej na ratownictwo drogowe (np. w pobliżu autostrad czy dróg krajowych). Niektóre jednostki dysponują kilkoma pojazdami. OSP Łaziska ma do dyspozycji dwa wozy strażackie - nowego mercedesa i starszego magirusa deutza. - Starego auta nie zdecydowaliśmy się sprzedać, bo to po prostu dobry wóz, który się nie psuje. W ubiegłym roku bodajże pięciokrotnie wyjeżdżaliśmy do akcji dwoma wozami - mówi Szołucha. Podkreśla, jak ważny jest fakt, że strażacy dysponują coraz lepszym wyposażeniem. - Jeździmy ratować dobytek, a nieraz życie. Ważne jest więc by dojechać bez przeszkód i jak najszybciej. Przecież czekający na ratunek odlicza każdą sekundę do naszego przyjazdu. A my chcemy ratować jak najefektywniej - mówi prezes OSP Łaziska.
Pandemia uderzyła w szkolenie, zwłaszcza młodego narybku strażackiego
Pandemia jest też czasem wyzwań dla jednostek OSP. - Niestety odbywamy mniej szkoleń. Praktycznie zamarła organizacji zawodów ratowniczo-sportowych. Musieliśmy całkowicie, przez wzgląd na bezpieczeństwo dzieci, zawiesić szkolenia grup młodzieżowych, które praktycznie od ponad roku się nie spotykają. Obawiamy się więc o nasz przyszły narybek, czy w przyszłości będą następcy dla dzisiejszych ochotników - mówi Szołucha. Pandemia uderzyła też w gospodarcze podstawy OSP. Część z nich prowadzi działalność gospodarczą, z której finansowane są następnie np. zakupy sprzętu.