Ścieżka rowerowa nie musi być idealna. Ważne, by gdzieś prowadziła
Z Łukaszem Mazurem, autorem bloga Kuźnia w Siodełku, rozmawiamy o wycieczkach rowerowych, przyrodniczej perle naszej okolicy oraz rozwoju turystyki rowerowej w naszym regionie. Przyczynkiem do przeprowadzenia wywiadu były piękne zdjęcia z rezerwatu przyrody Łężczok, które Łukasz Mazur udostępnił na naszej grupie RowerON. Dlatego też rozmowa rozpoczyna się właśnie od Łężczoka.
- Jak często odwiedza pan Łężczok?
Rezerwat odwiedzam mniej więcej raz w miesiącu. Podczas każdej wizyty robię zdjęcia i umieszczam na stronie www.kuzniawsiodelku.pl. Ostatnia wizyta miała miejsce w połowie maja. Można śledzić stronę lub fanpage, na którym informuje m.in. o tym, że pojawiła się nowa galeria z rezerwatu czy opisy innych wycieczek pieszych czy rowerowych.
- Czy była to wycieczka solo czy też w grupie?
- Do rezerwatu wybieram się różnie. Czasami sam, czasami z osobami towarzyszącymi. Szczerze to wizyty samemu są bardziej owocne w ciekawe zdjęcia. Pewnie wynika to z tego, że człowiek jest sam z przyrodą i na niej się skupia. Może przystanąć, poczekać na odpowiedni kadr, zrobić zdjęcie i pójść dalej. A jak idzie się z kimś, to zawsze znajdzie się temat do rozmowy, który odrywa od robienia zdjęć.
- Co ma w sobie Łężczok, że odwiedza pan to miejsce tak często?
- To idealne miejsce na spokojny spacer z dala od zgiełku miasta. Można posłuchać dźwięków przyrody, zarówno śpiew ptaków jak i szumu drzew. Lepiej jednak odwiedzić rezerwat w tygodniu, gdy jest mniej ludzi. Wtedy łatwiej obcować z naturą. Każda wizyta to coś innego. Niby to samo miejsce, woda, drzewa a jednak zawsze zaskoczymy się czymś nowym. Czy to nowe gatunki ptaków czy ich rozmieszczenie w „terenie”. Łężczok, co oczywiste, zmienia się zależnie od pory roku. Nawet kiedyś stworzyłem filmik, który pokazywał jak się zmienia rezerwat zależnie miesiąca.
- Czy jest pan zapalonym rowerzystą, czy to raczej weekendowe hobby?
- Zależy, co znaczy zapalony rowerzysta. Osobiście lubię rower i na nim się przemieszczać ponieważ można wjechać w miejsca, gdzie autem się nie dotrze. W tygodniu, jak pogoda pozwala, to jeżdżę na rowerze do pracy. Jeśli czas pozwala, to po pracy wybieram się na jakieś krótsze kręcenie po okolicy. Aktualnie więcej czasu spędzam w Opolu, stąd trasy w tych okolicach. Znowu weekendowo pozwalam sobie na dłuższe wycieczki, ponieważ wtedy dysponuje większą ilością czasu. Odwiedzam różne miejsca. Jak jestem w okolicach Raciborza, to wtedy lubię wjechać w las w okolicach Kuźni Raciborskiej i tam kręcić km. Jak zostaję w Opolu to tutaj również często kręcę się po lesie. A czasami jak fantazja poniesie, to pakuję rower do samochodu i jedziemy ze znajomymi na trasy zjazdowe. Jak widać, rower troszkę mi w życiu towarzyszy.
- Jak ocenia pan atrakcyjność powiatu raciborskiego i szerzej naszego regionu pod względem turystyki rowerowej?
- Powstaje coraz więcej tras rowerowych. Szkoda, że część tych tras niespodziewanie się zaczyna i jeszcze bardziej niespodziewanie się kończy. Jednak najważniejsze, że coś się dzieje i widać światełko w tunelu. Moja ciekawość zawsze mnie gdzieś zaprowadzi. I nie muszę mieć idealnej ścieżki rowerowej. Czasami sobie mówię: im większa ciekawość tym większe krzaki trzeba pokonać. Przeważnie wybieram sobie jakiś cel i staram się szukać optymalnej drogi aby tam dotrzeć, czy to lasem czy asfaltem wybierając drogi mniej uczęszczane przez osobówki. Najbezpieczniejsze trasy to chyba lasy w okolicach Kuźni Raciborskiej i Rud. Osobówki w lesie nie jeżdżą, szerokie drogi asfaltowe lub szutrowe pozwalają na bezpieczne przemieszczanie się. Szczególnie polecam to miejsce, jak ktoś chce spędzić czas z małymi rowerzystami.