Zaszczep się za 500 zł, czyli przykre, ale prawdziwe [KOMENTARZ]
Wicedyrektor szpitala w Raciborzu Elżbieta Wielgos-Karpińska powiedziała Nowinom, że ludzie szczepią się przeciw COVID-19 głównie dlatego, że chcą wyjechać na wakacje. „Przykre, ale prawdziwe” – komentuje pani doktor. Moim zdaniem to całkiem niezły powód, a już na pewno lepszy niż nadzieja na wygranie 500 zł w loterii dla zaszczepionych.
Tak dla porządku dodam, że ja jestem większym optymistą niż pani dyrektor. Uważam, że sporo ludzi jednak szczepi się w trosce o zdrowie, własne i najbliższych, których mogliby zarazić. Owszem, mają różne obawy, ale racjonalnie kalkulują plusy i minusy i wychodzi im, że ryzyko wynikające z zaszczepienia jest niewspółmierne w stosunku do tego, które niesie nieszczepienie się.
Natomiast sam powiem „przykre, ale prawdziwe” (albo ujmę to jeszcze dosadniej), jeśli okazałoby się, w co na razie nie wierzę, że sporą część ludzi do szczepienia zachęciła loteria, w której mogą wygrać 500, 50.000, 100.000, a nawet 1.000.000 złotych.
Zresztą, tak samo wcześniej nijak nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego w rządowej kampanii do szczepień zachęca nas aktor, ale ostatnio raczej komik, Cezary Pazura. Czy naprawdę już nie ma różnicy pomiędzy reklamowaniem kawy czy piwa określonej marki, a zachęcaniem do poddania się szczepieniom, które otacza tyle plotek, dezinformacji, braków odpowiedzi na wiele pytań, a przede wszystkim rozgrzanych emocji?
Zresztą te loterie to już istna pandemia. Na przykład do udziału w spisie powszechnym też zachęca się marchewką w postaci nagród: 16 toyot yaris i 1440 kart przedpłaconych. Co ciekawe, nie dotarła do mnie żadna kampania, w której rząd usiłowałby prosto i przekonująco wytłumaczyć nam, po co jest ten spis i dlaczego jest ważny. Pytałem kilku znajomych. Na osiem osób (sześć z wyższym wykształceniem, jedna po technikum i jedna po zawodówce) NIKT, de facto, nie wiedział nic konkretnego o spisie, a wręcz odwrotnie, sugerowano, że spisywanie się jest bez sensu, bo różne władze już tyle informacji o nas zgromadziły, że kolejne badania brzydko pachną jakąś podstępną inwigilacją.
I w ten oto sposób, poważne społeczne, obywatelskie tematy, nie przez niepoważnego fejsbuka, tiktoka czy pudelka, ale przez oficjalne kampanie i loterie kosztujące ciężkie pieniądze, zamieniają się w kabaret i totolotka. „Przykre, ale prawdziwe”.
Ludzie
Chirurg, wicedyrektor medyczna szpitala w Raciborzu